Poddając krótkiej i afektywnie chłodnej analizie pewien „kawałek” historii powszechnej można dojść do wniosku, że amerykańsko-rosyjskie stosunki stanowią pewnego rodzaju huśtawkę – od czysto racjonalnej współpracy w ramach antyhitlerowskiej koalicji, poprzez zimną wojnę, aż do czasów jak najbardziej współczesnych, które można „zilustrować” chociażby poprzez rozszerzenie Unii Europejskiej o kraje, którym nadano miano postkomunistycznych – z jednej strony, czy też powszechna krucjata antyterrorystyczna – z drugiej.
Właśnie tenże aspekt antyterroryzmu wydaje się być najistotniejszym z punktów newralgicznych w relacjach między Waszyngtonem a Moskwą. Nie idzie tu oczywiście o samą ideę walki z terroryzmem, która wydaje się mieć swoje miejsce po obu stronach. Chodzi tutaj o sposoby prowadzenia tej walki. Ameryka na pewno kilka razy okryła się hańbą, a już na pewno zasłużyła na ostrą krytykę w tym aspekcie – sztandarowym przykładem może być chociażby sprawa irackich więźniów.
Jednakże Rosja poszła zdecydowanie dalej w tej „konkurencji” – a niechlubnym przykładem jest niewątpliwie Czeczenia. Sam epizod wojny w tej republice zasługuje w tym miejscu na chwilę uwagi, a nawet pewnego wyjaśnienia. Trzeba powiedzieć sobie jasno i wyraźnie, że sprawa Czeczenii to wyraz tendencji imperialistycznych Rosji. 11 września 2001 roku był dla Kremla idealnym momentem, aby usprawiedliwić swoje agresywne działania, a całej sprawie nadać charakter międzynarodowy i „ubrać” swój imperializm w szaty walki z międzynarodowym terroryzmem. Problemem jest tutaj natomiast fakt, że Rosjanie w bardziej radykalny sposób niż Amerykanie stosują maksymę Niccolo Machiavellego: „Cel uświęca środki” – co było chociażby widoczne podczas akcji w teatrze na Dubrowce czy też w przypadku biesłańskiej szkoły.
Widać więc, że metody działania są różne, ale też cele po obu stronach wydają się być odmienne. Bush w poczuciu roli i prestiżu USA na świecie, chce, aby jego państwo było największym gwarantem pokoju, co jest o tyle łatwiejsze, że Ameryka ma obecnie niewątpliwie pozycję gospodarczego hegemona. Natomiast marzeniem Putina wydaje się być budowa wielkiego imperium – najlepiej na wzór imperium sowieckiego.
Prezydent Rosji ma problem z akceptacją pełnej niezależności i suwerenności takich krajów, jak choćby Polska czy Czechy (nie wspominając już o Ukrainie czy Gruzji), a także faktu, że są one członkami struktur zachodnich – również tych, a może przede wszystkim tych, w których pozycję dominującą mają Stany Zjednoczone Ameryki.
Patrząc z tego punktu widzenia na problem tarczy antyrakietowej w Europie Środkowej, wydaje się być słuszne postawienie tezy, że Rosji nie chodzi wcale o aspekty związane z aspektem bezpieczeństwa, ale o kolejny akt utraty prestiżu w regionie na rzecz tradycyjnego konkurenta, a do niedawna wroga, światowego. Tarcza antyrakietowa jest więc dzisiaj wyrazem konfliktu między górnolotnymi ambicjami G. W. Busha i Władimira Putina.