Ceremonia otwarcia rozpoczęła się jak na Szkocję przystalo – przez salę przemaszerował ubrany w kilt dżentelmen, grający na kobzie. Zaraz po nim na wielkim ekranie pojawil się wideoklip pokazujący różne oblicza tej pięknej krainy. Towarzyszyła temu muzyka jakby żywcem z klubowego parkietu, którą nagle przerwaly dość niespodziewane slowa: „Dzień dobry, nazywam się Nicol Stephen, jestem wicepremierem Szkocji, witajcie w naszym kraju!”.
Lider szkockich Liberalnych Demokratów (w przeciwieństwie do jednopartyjnego rządu w Londynie, w autonomicznych wladzach w Edynburgu zasiadają obecnie dwie partie) starał się delikatnie kpić z polityków takich jak on sam, wyczuwając chyba, jak wielka fala krytyki wkrótce uderzy w nich z tej samej trybuny. Kończąc swoje przemówienie, poprosił delegatów o wyobrażenie sobie, jak będzie wyglądalo ich epitafium: „Macie wielką szansę, by na Waszych grobach ktoś napisał: ‘Zmienił(a) czyjeś życie’. Ja już takiej szansy nie mam i trochę żaluję, u mnie napiszą po prostu ‘Był politykiem’”.
Później na ekranie odtworzono nagrane wcześniej w Londynie przesłanie brytyjskiego następcy tronu, księcia Karola. Mówił przede wszystkim o działalności jego własnej organizacji charytatywnej, Prince’s Trust, która obchodzi właśnie trzydziestą rocznicę istnienia i realizuje programy ułatwiające młodym ludziom z biednych środowisk uruchomienie własnych firm. Wspominał także o swoich młodzieńczych latach w Szkocji.
José Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, w liście do delegatów ponowił obietnicę, iż UE podda dokument końcowy Kongresu, którego rozpropagowania już podjęła się prezydencja brytyjska, poważnej analizie.
Także Kofi Annan, sekretarz generalny ONZ, wystąpił z taśmy wideo. Według niego realizacja Milenijnych Celów Rozwoju, zakładających m.in. ograniczenie o połowę skrajnego ubóstwa do roku 2015, można zrealizować nawet do 2013, jeśli wszystkie państwa będą się wywiązywać z przyjętych wcześniej zobowiązań.
David Woollcombe, prezes brytyjskiej organizacji charytatywnej Peace Child International, głównego organizatora merytorycznego Kongresu, porwał delegatów z pasją kaznodziei. Za jego przewodem wstawali, pozdrawiali się w hindi oraz języku hawajskich autochtonów, krzyczeli, ale przede wszystkim wsłuchiwali się słowa człowieka, który dla wielu z nich jest wielkim autorytetem. Woollcombe bezpardonowo zaatakował liderów tego świata, przede wszystkim George’a W. Busha za wojnę w Iraku. Politykom z Zachodu wytykał zamiłowanie do biurokracji i długich procedur decyzyjnych, a tym z Trzeciego Świata – korupcję na wielką skalę.
Najbardziej prominentnym gościem Kongresu ze świata dyplomacji byla Evelyn Hefkins, koordynator ONZ ds. kampanii na rzecz Milenijnych Celów Rozwoju. Odnosząc się do zakończonego w Szkocji trzy tygodnie temu szczytu grupy G8, nazwała jego dokument końcowy „recyklingiem tej samej obietnicy”. Problem w tym, że bogate kraje wciąż nie dotrzymują tej obietnicy. Tymczasem co dziesiąte dziecko na świecie nie dożywa piątego roku życia.
W kolejnym klipie wideo wystąpiły gwiazdy amerykańskiego showbiznesu. Aktor Michael Douglas mówi w nim dobitnie: „Mamy 6 miliardów glosów. Oni [politycy – przyp. aut.] muszą robić to, co my powiemy”.
Może to trochę naiwne zalożenie, bo spośród 6 miliardów ludzi na świecie osoby żyjące w krajach realnie demokratycznych i mające prawa wyborcze stanowią mniej niż połowę. Ale taki właśnie jest ten Kongres: szalony, idealistyczny, przekonany o słuszności swojego przesłania i… gotowy na wszystko w imię ich realizacji.