Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Ekologia wojny               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
29-11-2012

  Nowy prezydent Chin

10-05-2011

 

30-10-2010

 

12-07-2010

 

13-06-2010

 

30-05-2010

 

03-05-2010

 

+ zobacz więcej

Ekologia wojny 

04-10-2005

  Autor: Marcin Małek

Ze wszystkich potencjalnych kandydatów do miana supermocarstwa, Chiny najszybciej sięgną po wieniec. Stany Zjednoczone są jeszcze najpotężniejsze, ale za ich plecami podnosi się cień smoka. Europa dopiero dopracowuje się głębokiej jedności. Rosja jest cieniem starego imperium. Japonia, choć bogata, to niedomaga pod wglądem wojskowym. Chiny tymczasem przy najwyższym wskaźniku rozwoju gospodarczego, stałym i silnym napływie inwestycji zagranicznych, wysokiej stopie oszczędzania, skutecznej ekipie rządzącej, trwałym systemie politycznym, wzrastającej sile militarnej, mocnym poczuciu jedności narodowej, społecznej dyscyplinie i stabilność regionu, osiągają już dziś relatywnie największy wzrost statusu wśród głównych potęg.

 

 

WSCHODZĄCA GWIAZDA
 
Względne otwarcie Chin na świat obserwujemy już od chwili objęcia władzy w tym kraju przez Deng Xiaopinga. Jednakże proces ów rozwijał się przede wszystkim w sferze relacji gospodarczych, pozostawiając w dalekim tle płaszczyznę stosunków międzynarodowych sensu stricte. Obecnie chińska polityka zagraniczna wkracza w zupełnie nową fazę. Można powiedzieć, że pierwsze pięć lat nowego wieku przyniosło, w odróżnieniu od ostatniej dekady ubiegłego stulecia, nową jakość w sposobie rozumowania Chińczyków. Jakość, która oznacza przewartościowanie, a nawet uformowanie na nowo ich subiektywnego stosunku do współczesnej roli Chin na świecie.

Ów nowy kierunek Państwo Środka zawdzięcza wizji maleńkiego wzrostemDenga. Ten pomimo, że w 1991 roku zrezygnował z ostatniej pełnionej jeszcze funkcji  (z przewodnictwa Centralnej Komisji Wojskowej) to nadal wywierał ogromny wpływ na rozwój sytuacji w Chinach. Jego epoka trwała nieprzerwanie, aż do chwili gdy zmarł w 1997 roku, zaś ekonomiczno-gospodarcza polityka, którą forsował, przysłużyła się  umocnieniu pozycji Chin na forum międzynarodowym. Był człowiekiem z wielką wyobraźnią, wyraźnie dostrzegał i doceniał znaczenie oraz charakter rewolucji technicznej XX stulecia. Otworzył swój kraj na świat i nie cofnął się przed wykorzystaniem możliwości jakie niesie wolny rynek. Wprowadził państwo na kurs rozwoju, który raczej nie zostanie zahamowany przez najbliższe pokolenia. Ożywienie, jakie nastąpiło w Chinach ostatniej dekady XX wieku jest zapowiedzią zmiany ich pozycji w tym stuleciu w stosunku do poprzednich.

Przyszły postęp Chin, podobnie jak zdobycie przez nie statusu międzynarodowego mocarstwa, w głównej mierze będzie zależeć od tego, jak zręcznie władze tego kraju poradzą sobie z nowymi zjawiskami. Pojawiają się bowiem uzasadnione obawy, że tak istotna zmiana dotychczasowego status quo będzie implikować niebezpieczne skutki. Inaczej mówiąc: w stosunkach międzynarodowych może pojawić się obszar konfliktogenny, w którego ramach miejsce stosowanych dotychczas strategii współdziałania i współpracy zajmą strategie walki. Jest to obszar nie kooperacyjnych zachowań budowanych na istnieniu konfliktu interesów i różnych preferencji co do wartości celów realizowanych przez państwa. Obszar takiego właśnie konfliktu coraz wyraźniej zarysowuje się między Chinami a USA. Bowiem dzisiaj najpoważniejszym problemem Chin jest Ameryka, a ściślej  jej wojskowa obecności w Azji. Obecność, która stanowi przeszkodę dla rosnących międzynarodowych ambicji Państwa Środka. Przyszłe stosunki z USA określą więc kierunek zagranicznej polityki Chin i ich światową rolę w przyszłości.

W znanej książce pt. „Wielka szachownica”, którą Zbigniew Brzeziński napisał w 1997 roku, czytamy między innymi: „Rola ta będzie jednak zależeć przede wszystkim od ewolucji samych Chin, od tego, jak wielką potęgą gospodarczą i wojskową się staną. Zarówno tempo rozwoju gospodarczego Chin, jak i skala inwestycji zagranicznych w tym kraju – a oba te wskaźniki należą do najwyższych w świecie – dostarczają statycznych podstaw dla konwencjonalnej prognozy, że mniej więcej za dwadzieścia lat Chiny  staną się mocarstwem światowym, mniej więcej dorównującym Stanom Zjednoczonym i Europie [...] Jednakże prognoza, że Państwo Środka zmartwychwstanie jako główne mocarstwo światowe, opiera się na błędnych założeniach [...] W gruncie rzeczy, aby utrzymać tak wysokie tempo rozwoju przez okres znaczący w perspektywie historycznej, potrzebna jest niezwykle szczęśliwa kombinacja czynników: skuteczna ekipa rządząca, spokój polityczny, dyscyplina społeczna w kraju, wysoka stopa oszczędzania, stały i silny napływ inwestycji zagranicznych i stabilność regionu. Długotrwałe utrzymanie się wszystkich wymienionych czynników wydaje się problematyczne.” A jednak – mimo wszystko – utrzymanie się tych wszystkich pozytywnych tendencji, o których pisał prof. Brzeziński nie okazało się aż tak „problematyczne” jak można było sobie wyobrażać to w 1997 roku. Czas bowiem najlepiej weryfikuje tezy stawiane na przyszłość. A Chińczycy bardzo dobrze zdali swój egzamin z upływu czasu. Chińska ekipa rządząca wyraźnie kontynuuje program Denga. Inna sprawa, że przy dzisiejszych potrzebach ulega on ciągłym modyfikacjom, ale w swoich głównych założeniach wciąż nie odbiega znaczeniem od modelu wprowadzonego przez „małego-wielkiego” człowieka. Konsekwencją utrzymania tej linii programowej jest właśnie wzrost znaczenia Chin na forum międzynarodowym. Nic nie wskazuje także na to by w bliższej perspektywie Chiny przeżyły jakiś wstrząs polityczny – partia nadal mocno trzyma się w siodle. Chińskie społeczeństwo jest cierpliwe i zdyscyplinowane, wskaźnik wzrostu gospodarczego utrzymuje się na poziomie powyżej 9%, napływ inwestycji zagranicznych, nie dość, że nie został zahamowany, to wciąż ze względu na tania siłę roboczą rośnie. Poziom oszczędności jest na tyle zadowalający, aby Chińczycy bez większych obaw o negatywny wpływ na rozwój gospodarczy mogli rozbudowywać swój potencjał militarny. W końcu jeśli chodzi o stabilność regionu, Chiny już w tej chwili dominują pod względem geopolitycznym na kontynencie, jeśli zaś brać pod uwagę potencjał wojskowy i gospodarczy wśród wszystkich swoich sąsiadów nie mają sobie równych.

RUCH NA ORBICIE

Jednakże geopolityczna przyszłość Chin w większym stopniu niż od czynników wewnętrznych będzie zależeć od tendencji zewnętrznych, czyli od roli jaką w globalnej grze przyjmą tzw. państwa orbitujące. W obecnym stadium rozwoju Chińczycy będą musieli przyjąć model strategii współpracy i współdziałania. Aby wytyczyć, a w konsekwencji zrealizować cele swojej nowej polityki, Pekin będzie musiał liczyć się z priorytetami tych orbitujących czynników zewnętrznych. Bez aktywnej kooperacji z sąsiadami Chiny nigdy nie zdołają zagrozić militarnej i gospodarczej potędze USA.

Uwzględniając powyższe warunki możemy w przybliżeniu określić jakie strategiczne cele na najbliższą przyszłość stawia przed sobą Państwo Środka. Po pierwsze: Chiny będą umacniać swoją już dzisiaj niepodważalną pozycję mocarstwa regionalnego. Po drugie, coraz śmielej będą wprowadzać w życie nowe sojusze z państwami, których interes pozostaje w wyraźnej sprzeczności z interesami definiowanymi przez USA. Za przykład w tym względzie może posłużyć ocieplenie stosunków na linii Pekin-Moskwa i wspólne chińskio-rosyjskie manewry wojskowe pod kryptonimem „Misja Pokojowa 2005”. Taktyczne polepszenie stosunków chińsko-rosyjskich jest szczególnie ważne dla Pekinu, a biorąc pod uwagę fakt, że Rosja jest obecnie słabsza od Chin, jak najtrwalsze utrzymanie sojuszu leży także w interesie Moskwy, która z niepokojem obserwuje wzrastającą aktywność USA na Kaukazie. Dobrym posunięciem o niebagatelnym znaczeniu strategicznym okazało się powołanie do życia, już w 1996 roku, Szanghajskiej Organizacji Współpracy tzw. „Szanghajskiej szóstki”, której członkowie tj. Chiny, Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Kirgizja i Tadżykistan cierpliwie do tej pory znoszące wojskową obecność USA w Środkowej Azji – ogłosiły na początku lipca: "Zważywszy, że działania zbrojne w Afganistanie praktycznie się zakończyły, chcemy, by rząd USA podał nam konkretne terminy zamykania swych baz wojskowych w Azji Środkowej.” W kilka tygodni potem pod naciskiem Rosji i Chin prezydent Uzbekistanu Islam Karimow podjał decyzję nakazującą wojskom amerykańskim opuszczenie kraju w ciągu 180 dni. Przyczyną tego posunięcia jest również sytuacja polityczno-społeczna w regionie Kaukazu. Przewroty w Gruzji, Kirgizji, a także na Ukrainie muszą niepokoić, ponieważ zmiana systemu rządów na demokratyczny automatycznie oddala zbieżność celów z państwami rządzonymi autorytarnie.

Kolejnym bardzo ważnym punktem odniesienia w polityce zagranicznej Chin są Indie, z którymi w najbliższej przyszłości Pekin będzie musiał poszukać wspólnych spraw, jakie mogłyby wpłynąć na ocieplenie nie za dobrych dwustronnych stosunków. Indie są bowiem strategicznym partnerem Rosji i podobnie jak Rosja z umiarkowaną niechęcią odnoszą się do sytuacji w której USA przyjmują rolę światowego hegemona. Aktywne łagodzenie napięć w stosunkach z Dehli jest w tej chwili jednym z głównych priorytetów w polityce zagranicznej Pekinu. Nie bez znaczenia jest tutaj pozycja Indii w świecie. Potencjał militarny oraz stały rozwój gospodarczy, stawiają Indie w gronie głównych graczy na arenie międzynarodowej przyszłości.

Po trzecie: Chińczycy dążą wyraźnie  do zacieśniania stosunków z Azją Południowo-wschodnią a przede wszystkim z Malezją i Singapurem, które to kraje znane są ze swojej antyamerykańskiej retoryki. Po czwarte: kolejnym strategicznym celem Chin po przejęciu Hongkongu jest inkorporacja Tajwanu. Pekin cierpliwie wywiera nacisk i utrzymuje bezkompromisowe stanowisko w tej sprawie a od czasu do czasu demonstruje siłę tak jak podczas ćwiczeń „Misja Pokojowa 2005”. Zdarza się również, że niekiedy posuwa się do celowych prowokacji tak jak to miało miejsce w marcu 1996 roku. Po piąte: w odniesieniu do stosunków z obiema Koreami, w żywotnym interesie Pekinu leży utrzymanie obecnego stanu rzeczy tzn. sytuacji w której obok siebie istnieją dwa państwa Koreańskie. Ewentualne zjednoczenie najprawdopodobniej odbyłoby się, tak jak w przypadku Niemiec Wschodnich i Zachodnich, na zasadzie wchłonięcia jednej struktury przez drugą. Nie trudno się domyślić jaką rolę w zjednoczeniu odegrałaby Korea Południowa – sojusznik USA. Chińczycy obawiają się, że nowa Korea, jak niegdyś południe, stałaby się bazą wpływów amerykańskich a to według nich jest nie do przyjęcia. Dlatego w dalszym ciągu będą popierać agresywny reżim północnokoreański. I po szóste: Chiny na każdej płaszczyźnie będą ograniczać a jeśli to będzie możliwe marginalizować rolę Japonii jako głównego, strategicznego partnera USA. Służy temu między innymi normalizacja stosunków z Koreą Południową. Wyciągnięcie Korei Południowej z orbity amerykańskich a pośrednio i japońskich wpływów jest jednym z najważniejszych elementów nowej polityki zagranicznej Chin. Zbliżenie na linii Pekin-Seul przyczynia się jak pisał Zbigniew Brzeziński „do ograniczenia potencjalnej roli Japonii w regionie i przygotowuje grunt do ukształtowania się bardziej tradycyjnych związków między Chinami a Koreą (zjednoczoną lub w dalszym ciągu podzieloną).”

Po zakończeniu drugiej wojny światowej Japonia stała się filarem  amerykańskiej obecności polityczno-wojskowej w rejonie Azji i Pacyfiku, a co za tym idzie niezwykle ważnym sojusznikiem USA. Jednakże wzrost znaczenia Chin na arenie międzynarodowej - podobnie jak trzęsienie ziemi, które powoduje niekiedy wypiętrzenie zderzających się z sobą płyt tektonicznych – doprowadził do powstania nowej przestrzeni w spetryfikowanym środowisku stosunków międzynarodowych. Ów niezagospodarowany obszar tak czy inaczej będzie musiała wypełnić Japonia. Pytanie tylko w jakiej zechce wystąpić roli i w jakiej roli będą ją widzieć Stany Zjednoczone? Pierwszy wariant przewiduje, że dotychczasowe stosunki Japonia-USA nie ulegną zmianie, a więc pusta przestrzeń wypełni się odnowionym, utrwalonym sojuszem Japońsko-amerykańskim. W drugim wariancie będziemy mieli do czynienia z zupełnie nowym strategicznym modelem działania, gdzie wzrost znaczenia Chin będzie powszechnie akceptowany, choćby nawet, a może przede wszystkim, miało to ograniczyć prymat Stanów Zjednoczonych w regionie. W tej sytuacji Japonia byłaby pozostawiona sma sobie, ponieważ USA musiałby poszukiwać skutecznego modelu współpracy, albo koordynacji działań. Pierwszy przypadek dotyczy sytuacji, gdy wszyscy są zainteresowani współpracą i konsekwentnie dążą do osiągnięcia wspólnego celu, drugi zaś odnosi się do sytuacji, w której współdziałanie staje się niezbędne do zapobieżenia jednostronnym korzyściom, gdyż żadna ze stron nie jest w stanie w pełni kontrolować wzajemnych zachowań. W tym wypadku pustą przestrzeń wypełniają „straszaki” tzn. szykowane na przyszłość warianty i strategie walki. Chińczycy nie ukrywają, że z punktu widzenia interesów Pekinu ten drugi wariant znacznie bardziej im odpowiada.

NIEBEZPIECZNE SATELITY

Doraźnie jednak na internetowych stronach Chińskiego Radia Międzynarodowego w temacie „chińska polityka zagraniczna” możemy przeczytać co następuje: „Chiny stanowczo uprawiają niezależną i samodzielną pokojową politykę zagraniczną. Zasadniczym celem tej polityki jest ochrona niepodległości, suwerenności i integralności terytorialnej kraju, stworzenie dobrego międzynarodowego otoczenia dla reformy i otwarcia Chin na świat [...] oraz ochrona pokoju światowego i sprzyjanie wspólnemu rozwojowi. [...] Chiny są gotowe na podstawie równouprawnienia i wzajemnych korzyści prowadzić szeroką wymianę handlową, współpracę gospodarczo-techniczną oraz wymianę naukowo-kulturalną ze wszystkimi krajami i regionami świata, aby pobudzać wspólny rozwój.”

Jakby tego nie ujmować są to nie wiele wnoszące do meritum ogólniki. Jednakże nie ma w tym nic dziwnego, można powiedzieć, że jest to specyficzny, ale i powszechnie używany język w stosunkach międzynarodowych. Niepokojące natomiast może wydawać się co innego, mianowicie to, że Pekin coraz częściej i coraz chętniej nawiązuje ową „gospodarczo-techniczną” współpracę z państwami uznawanymi w międzynarodowym środowisku za tzw. państwa „rozbójnicze” albo „bandyckie”.

Gdy w sierpniu tego roku Teheran wznowił pracę reaktora w Isfahanie, chiński ambasador przy ONZ ostrzegał, że jego kraj jest przeciwny ewentualnym sankcjom Rady Bezpieczeństwa dla Iranu. Innego zdania były Niemcy, Francja i Wielka Brytania, które przez wiele miesięcy negocjowały z Irańczykami likwidację programu. Według nich dalsze rozmowy na ten temat są bezcelowe.  Najlepiej byłoby gdyby problemem zajęła się Rada Bezpieczeństwa. Uwzględniając jednak stanowisko Chińczyków można przypuszczać, że sprawa irańskiego programu nuklearnego utknie. Chiny bowiem w ubiegłym roku podpisały z Iranem gazowo-naftowy kontrakt stulecia o wartości 200 mld dol. Raz jeszcze chodzi o wielką ropę a klucz do rozwiązania irańskiego kryzysu nuklearnego jest dziś w ręku Chińczyków. Chińczycy zaś mają swoje potrzeby. Ich rozpędzonej gospodarce, utrzymującej się stale na poziomie powyżej 9% rocznego wzrostu, grozi spowolnienie, jeżeli pojawią się kłopoty z energią. Rozglądają się więc po świecie za surowcami, przede wszystkim za ropą i gazem, i mało obchodzi ich to z kim będą handlować.

Jak słusznie zauważył prof. Brzeziński geografia i tradycje historyczne dyktują także Chinom zainteresowanie Koreą, a w szczególności Koreą Północną, która pod parasolem Państwa Środka może czuć się bezpieczna. Jak bardzo Chinom zależy na utrzymaniu obecnego podziału na północ i południe świadczy ich wytrwałe zaangażowanie w proces międzynarodowych negocjacji w sprawie powrotu Korei Północnej do układu NPT. I nie chodzi tu raczej o troskę o balans nuklearnych potencjałów. Korea Północna jest znana ze swoich gróźb pod adresem USA i z tego, że często zmienia zdanie w kluczowych kwestiach dotyczących międzynarodowego bezpieczeństwa. Pekin po prostu musi trzymać rękę na pulsie i od czasu do czasu studzić wrzenie w stosunkach Phenian-Waszyngton. Jak do tej pory nic nie wskazuje na to aby Amerykanie nosili się z zamiarem ataku na Koreę Północną, ale taka groźba istnieje i pod pewnymi względami jest całkowicie realna. Chińczycy pod żadnym względem nie mogą dopuścić do konfrontacji. Wojna pomiędzy USA a Koreą Północną oznaczałaby w istocie koniec nie tak dawno rozpoczętej ofensywy chińskiej polityki zagranicznej.

Bardziej znaną i rozumianą ilustracją tego jak istotne miejsce w polityce zagranicznej Chin zajmuje Korea Północna jest przykład nie tak znowu odległej wojny koreańskiej. W pierwszych dniach po napaści Korei Północnej na Południową i po pierwszych sukcesach wojsk północy Chińczycy ani myśleli mieszać się do tej wojny. Zjednoczenie Korei pod przewodnictwem komunistów było im nawet na rękę. Fakt ten w znaczący sposób zmieniłby przecież układ sił w Azji. Dopiero po amerykańskim desancie pod Inczhon i w obliczu przekroczenia przez wojska USA najwęższego punktu na Półwyspie Koreańskim tj. regionu oddalonego od chińskiej granicy zaledwie o 160 km kierownictwo tego kraju zdecydowało się na interwencje.  Dla Chin, wyniszczonych japońską  inwazją i zaciekłą wojną domową, była to wszakże decyzja trudna do podjęcia. Równała się przecież rzuceniu wyzwania największej militarnej potędze świata. Sztuka polityki polega jednak na tym, że potrafi się kalkulować ryzyko i zysk. W pojęciu Chińczyków ryzyko oddania Amerykanom Korei Północnej było zbyt wielkie, zaś ewentualny zysk ze zwycięstwa nad USA nie do przecenienia. W tym sensie decyzja Chińczyków jest o tyle zrozumiała, że nie walczyli oni o korzyści terytorialne a o przywrócenie status quo ante. Tak czy inaczej stawka uległa zmianie a ograniczona wojna przekształcić się mogła w każdej chwili w pełny konflikt. Powstaje zatem pytanie czy w ogóle możliwe było uniknięcie podniesienia stawki. Wydaje się, że tak ale jedynie wówczas, gdyby Stany Zjednoczone wystąpiły z propozycją utworzenia strefy buforowej, ciągnącej się wzdłuż chińskiej granicy, co z pewnością usatysfakcjonowałoby Mao Zedonga. Próby takiej jednak nie podjęto.

Sprawa chińskiego udziału w wojnie z przed przeszło pięćdziesięciu lat  jest o tyle dla nas ważna, o ile obecnie będziemy umieli zrozumieć i przywieść do aktualnego stanu ówczesne warunki geopolityczne. W skali zasadniczej dla Chin pozostają one niezmienne. Korea Północna nadal jest chińskim przyczółkiem na krańcach linii obronnych USA. Jak długo na północy utrzyma się reżim Kim dzong Ila, tak długo przyczółek będzie bezpieczny. Chodzi głównie o utrzymanie strefy buforowej – jaką w istocie jest dal Chin państwo północnokoreańskie – a tym samym skuteczne odgrodzenie się od strefy amerykańskich wpływów. Koreańczykom bardzo odpowiada taki stan rzeczy. Po pierwsze pod chińskim parasolem w spokoju mogą realizować swoją niegodziwą politykę wewnętrzną. Po drugie w oparciu o tak potężnego sąsiada, nawet w warunkach międzynarodowej izolacji i w obliczu konfrontacji z USA, nadal są w stanie realizować skuteczną politykę zagraniczną.

W tym wzgledzie chiński udział w polityce wewnętrznej Korei jest głównym z powodów porażającego poczucia bezkarności, jakie na każdym kroku wykazują władze KRLD. Podczas ostatniej rundy międzynarodowych negocjacji w Pekinie Koreańczycy z północy zadeklarowali, że ich kraj „zrzeknie się w całości arsenału jądrowego oraz istniejących programów nuklearnych". Phenian zapowiadał również szybki powrót do układu NPT, z którego Korea Północna wycofała się w 2003 roku. Podpisano dokument, w którym KRLD zobowiązała się również do wpuszczenia wydalonych w tym samym roku inspektorów ONZ. W zamian Amerykanie obiecali Koreańczykom, że ich nie zaatakują, że nie będą utrzymywać własnej broni nuklearnej na Półwyspie Koreańskim, a w przyszłości uczynią nowe kroki niezbędne do normalizacji obustronnych stosunków. Natomiast Korea Południowa oraz Japonia, które wraz z Chinami i Rosją brały udział w negocjacjach, obiecały Phenianowi dostawy oleju opałowego, energii elektrycznej, żywności i pomoc gospodarczą. Kolejny termin rokowań wyznaczono na listopad tego roku, rozmowy miałyby dotyczyć otwartej kwestii powrotu inspektorów ONZ do centrali jądrowej w Jongbion.

Obserwatorzy sceny międzynarodowej bardzo sceptycznie podeszli do - mogłoby się wydawać - zadowalającego finału rozmów. Komentator seulskiego dziennika "JoongAng Ilbo" Brant Choy mówił o braku zaufania między Phenianem a Waszyngtonem, które sprawia, że o szybkim rozbrojeniu Półwyspu Koreańskiego nie ma mowy. „Teraz najważniejsze pytanie brzmi, czy można zaufać Phenianowi. Wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli do układu z 1994 roku.” Choy nie przeliczył się wyrażając wątpliwość co do wiarygodności intencji Korei Północnej. Niespełna w 24 godziny po podpisaniu pierwszego porozumienia nuklearnego na Półwyspie Koreańskim Phenian zmienił jego warunki. Rzecznik  północnokoreańskiego MSZ ogłosił w specjalnym komunikacie, że „USA nie mogą nawet marzyć o demontażu nuklearnego środka odstraszającego Ludowo-Demokratycznej Republiki Korei bez wcześniejszego dostarczenia reaktora na lekką wodę, który jest fizyczną gwarancją budowania zaufania. Albo Korea Północna dostanie reaktor, albo zachowa swój arsenał jądrowy.” Z powodu reaktora na lekką wodę pekińskie negocjacje już raz zostały nieomal zerwane. Żądanie dostarczenia takiego reaktora przed rozbrojeniem amerykański negocjator Christopher Hill nazwał „pogrzebaniem rozmów”.

CZERWONY KARZEŁ CZY SUPERNOWA?

Wszakże pomimo wybryków Phenianu i głęboko zakorzenionego sceptyzmu USA wydaje się, że doraźnie załamanie rokowań w sprawie rozbrojenia Półwyspu Koreańskiego na dłuższą metę nie przyniesie negatywnych skutków. Wcześniej czy później partnerzy będą musieli wrócić do stołu negocjacyjnego a zaniepokojone dziś międzynarodowe środowisko znowu odetchnie z ulgą. Pekin, który prowadzi skomplikowaną grę jednoczesnego tłumienia i generowania napięć w stosunkach USA-Korea Północna zrobi wszystko, co tylko jest możliwe, by Koreańczycy podjęli dialog na nowo. Zaś w sytuacji kiedy to nastąpi będzie zachęcał Phenian do podnoszenia stawki. Bowiem w żywotnym interesie Chin leży aby sprawa koreańskiego potencjału nuklearnego przeciągała się w nieskończoność. W tym sensie ów proces można uznać za grę na czas, przynajmniej do chwili, kiedy Chiny osiągną dostatecznie silną pozycję aby występować przed USA w roli równorzędnego partnera lub ostatecznie wykluczyć z niej Amerykę.

Dzisiaj zasadnicze znaczenie dla Chin ma perspektywa przyszłej równowagi sił i ściśle określony interes narodowy. Jutro środek ciężkości priorytetów przesunie się w kierunku przełamania równowagi. Większość krajów Azji już teraz znajduje się w politycznym i militarnym cieniu Państwa Środka, co oczywiście wpływa na kalkulacje USA, które coraz częściej wobec Pekinu muszą przyjmować postawę kooperacyjną. Tym bardziej, że równowaga w Azji może okazać się zmienna i wysoce niepewna. Jeśli więc Chiny w najbliższej perspektywie będą chciały działać na rzecz jej przełamania, to powinny zapewnić sobie możliwość wywierania wpływu we wszystkich dostępnych zakątkach Azji. Zdolność oddziaływania Chin na kształt wydarzeń w ostatecznym rozrachunku będzie zależeć od kondycji stosunków z najważniejszymi krajami Azji. Z tego powodu agresywność ich polityki będzie stale wzrastać aż osiągnie poziom krytyczny tj. doprowadzi do konfrontacji z USA.

W istocie jednak nie będzie tu chodzić o konfrontację na poziomie wojskowym, lecz o ustalenie kto będzie miał prawo określić swój kraj mianem centrum. Chińczycy podobnie jak Rosjanie, którzy w swoim czasie przegrali analogiczną bitwę, mają głęboko zakorzeniony w świadomości kompleks  centrum. Jak napisał prof. Brzeziński: „historia Chin  to dzieje wielkości narodu. [...] Elita Chin uważa swój kraj za naturalny środek świata; ma to swoje źródło w historii. W istocie nawet nazwa Chin w języku chińskim – Czung-kuo, czyli „Państwo Środka” – wyraża przekonanie, że kraj ten jest centrum świata i potwierdza wielkie znaczenie jedności narodu. Jednym z wniosków płynących z tej filozofii jest pogląd, że władza emanuje ze środka ku obszarom zewnętrznym...” Przeświadczenie o szczególnej roli Państwa Środka umacnia nacjonalizm, który urasta obecnie do roli zjawiska masowego i określa mentalność większej części społeczeństwa. Natomiast charakter tej mentalności wszystko podporządkowuje wielkości państwa. Państwo zaś podobnie jak wobec czynników zewnętrznych tak wobec własnych obywateli wykazuje wysoki stopień agresywności. Opozycja praktycznie nie istnieje, władza kontroluje każdą dziedzinę życia pozostawiając margines swobody jedynie w dziedzinach gospodarczych. Nie istnieją zagrożenia terrorystyczne bowiem monopol na terror ma państwo. Problem monopolu na użycie siły przenosi się z warunków wewnętrznych na aspiracje międzynarodowe. W tym wzgledzie agresywność chińskiej dyplomacji, podobnie jak nastawienie państwa do obywateli, opiera się na długowiecznej tradycji oraz osobliwym stylu działania. I jest - jak się wydaje - odwzorowaniem filozofii Sun-Tsu. Nadrzędnym celem działań w tej filozofii jest identyfikacja słabych stron przeciwnika i ich skuteczne wykorzystanie, tak aby w sprzyjających okolicznościach przejąć światowe przewodnictwo nowego typu, na wskroś różne od amerykańskiego. Jeżeli Chiny przejmą palmę pierwszeństwa na świecie, z języka zniknie pojęcie „światowego policjanta”. W tym względzie nie będzie mowy o zaangażowaniu w konflikty w sposób aktywny i bezpośredni. Wykorzystane zostaną jednak zapewne środki pośrednie – dyplomatyczne i wywiadowcze – tak, aby skutecznie sterować natężeniem konfliktów, lecz jednocześnie swoje działanie ukryć. Taka metoda stanie się przypuszczalnie domeną Państwa Środka, czy centrum (stosując wallersteinowski podział na centrum i peryferia), co z pewnością spowoduje przewartościowanie ogólnego kształtu dotychczasowych stosunków międzynarodowych.

Chiny to państwo nowego typu, kraj „XXII wieku”, bezwzględne w polityce wewnętrznej i zagranicznej, jednocześnie zwarte, zdyscyplinowane, o ogromnym potencjale militarnym i gospodarczym – wprost stworzone do walki i utrzymania przywództwa w świecie. Co powoduje, że w warunkach wykorzystania aż tak szerokiego instrumentarium i przy jednoczesnym bezwzględnym wykorzystaniu wszystkich atutów, nie widać już innej alternatywy jak tylko przesunięcie się środka cywilizacji do Azji. Wszystko zatem wskazuje na to, że Państwo Środka przejmie rolę mocarstwa światowego i już niedługo będzie w stanie stworzyć podległą sobie architekturę świata międzynarodowego.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl