Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Afryka / Naprawianie Zimbabwe               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
17-09-2008

  Podpisano historyczne porozumienie w Zimbabwe

22-07-2008

  Koniec kryzysu w Zimbabwe?

20-07-2008

 

20-07-2008

 

24-06-2008

 

27-04-2008

  Zmiana warty w Zimbabwe

30-06-2007

 

+ zobacz więcej

Naprawianie Zimbabwe 

15-04-2007

  Autor: Ayesha Kajee z Harare
Nawet jeśli Robert Mugabe odejdzie, naprawienie szkód wyrządzonych systemowi politycznemu Zimbabwe będzie skomplikowanym zadaniem.

 

 

Zimbabwe jest w stanie politycznego i gospodarczego chaosu. Roczna inflacja przekracza 1700 procent, tak więc ceny zmieniają się codziennie a czasem nawet kilka razy w ciągu dnia, oficjalna stopa wymiany walut jest śmiesznie nierealistyczna w porównaniu z cenami czarnorynkowymi a bezrobocie sięga 80 procent.

Dodajmy do tego obecność licznych sił bezpieczeństwa – do 17.30 ulice zapełniają się   gromadami uzbrojonych w pałki i okutych w hełmy policjantów rozstawianych na prawie każdym rogu ulicy w odpowiedzi na zamieszki i przemoc, które wybuchły po tym, jak 11ego marca siły bezpieczeństwa rozpędziły uczestników zgromadzenia modlitewnego.

A jednak zwyczajni mieszkańcy Harare zdają się nie robić sobie wiele z tych problemów i z obecności żołnierzy. Co więc sprawia, że obecna sytuacja ekonomiczna i polityczna różni się od tej sprzed wyborów w 2005 roku, kiedy to ostatni raz odwiedziłam Harare?
Pierwsza różnica jest taka, że teraz także pracownicy sektora publicznego biorą udział w protestach – nauczyciele, pielęgniarki i urzędnicy miejscy dołączyli do związków zawodowych, grup młodzieży i ruchów kobiecych, ponieważ od miesięcy nie wypłaca się im pensji.

Szeregowi członkowie służb bezpieczeństwa również zdradzają oznaki finansowego i fizycznego napięcia, co zostało odnotowane w raportach o ostrej krytyce, jakiej niedawno wysłuchali w pałacu prezydenckim członkowie gwardii prezydenckiej.

Jednak być może największą różnicą jest to, że nawet byli lojaliści z rządzącej partii ZANU-PF dystansują się od prezydenta Roberta Mugabe z powodu jego zamiaru przesunięcia następnych wyborów i pozostania u władzy do 2010 roku.

Do nielojalnych zalicza się wiceprezydent Joice Mujuru, której mąż Solomon Mujuru stał na czele armii do 1995 roku i podobno zachował wciąż znaczące wpływy w siłach bezpieczeństwa.

Solomon Mujuru najwidoczniej rozkoszuje się rolą swoistego „kingmakera”, odkąd to odegrał kluczową rolę w uznaniu przez proniepodległościowe partyzantki Roberta Mugabe za swojego lidera, po tym jak ów został zwolniony z więzienia. W ramach tego co jest szeroko postrzegane jako kampania na rzecz objęcia sukcesji po obecnym prezydencie, Mujuru starał się zjednać sobie względy zagranicznych dyplomatów. Jego spotkania z ambasadorami Stanów Zjednoczonych, Francji i Wielkiej Brytanii sprowokowały Mugabe do skarg na „ambitnych liderów, którzy układają się z Brytyjczykami i Amerykanami”.

Kolejnym znaczącym kandydatem do „gorącego” prezydenckiego stołka jest Emmerson Mnangagwa, obecnie minister zabudowy obszarów wiejskich, niegdyś wzbudzający powszechnie strach szef wywiadu mający wciąż silne poparcie w tajnej policji.

Obie frakcje – i stronników Mujuru i Mnangagwy nie ufają Mugabe, a rosnąca izolacja prezydenta w szeregach jego własnej partii może być ostatnim gwoździem do trumny, którą ten zbija sobie już od jakiegoś czasu.

Nawet jeśli Mugabe straci poparcie do tego stopnia, że uniemożliwi mu się start w najbliższych wyborach i przesunięcie głosowania na 2010 rok, żaden z dwóch jego potencjalnych spadkobierców nie dysponuje dostatecznym poparciem, by z miejsca uzyskać większość w ZANU-PF.

I podczas gdy obaj Mujuru i Mnangagwa brali udział w walce o niepodległość, żaden z nich nie ma prezencji i niemalże mitycznej postawy, która w przeszłości pozwoliła Mugabe stanąć na czele wiejskich mas.

Jeśli Mugabe odejdzie, rozłam w partii rządzącej jest więcej niż prawdopodobny. Fakt, że opozycja jest również podzielona na dwa obozy, nie wróży dobrze stabilności politycznej w okresie przemian, które mają nastąpić po upadku Mugabe.

Na konferencji dotyczącej wyborów i demokracji, która miała miejsce w zeszłym tygodniu w Harare, Koki Muli reprezentująca Kenię przestrzegała mieszkańców Zimbabwe przed wiarą w to, że usunięcie Mugabe samo z siebie zakończy ich problemy.    

„Jestem smutna i bardzo zmartwiona tym, że ten kraj robi te same błędy, które my popełniliśmy w Kenii w 2002 roku” - powiedziała.

„Kiedy [prezydent Daniel Arap] Moi odszedł, za późno się zorientowaliśmy, że to nie wystarczy… Ważne jest, żeby mieć plan co dalej.”

Muli dodała, że obywatele Zimbabwe z różnych krańców politycznego spektrum będą musieli pracować razem, by odbudować swoją gospodarkę i instytucje polityczne.

Większość analityków i aktywistów w Zimbabwe, z którymi rozmawiała autorka tego tekstu, zgadza się, że usunięcie Mugabe to dopiero pierwszy krok i przyznaje, że utworzenie rządu tymczasowego z tymczasowym prezydentem - niezależnie czy będzie nim Mujuru czy Mnangagwa – to najprawdopodobniej najlepsze rozwiązanie.

W okresie przejściowym, powiadają, należy dokonać gruntownego przeglądu porządku prawnego, a rewizja konstytucji i uchylenie surowych przepisów powinny być wysoko na liście zmian. Należy również przywrócić demokratyczne instytucje takie jak Komisja Wyborcza, by zagwarantować ich niezależność i autonomię przed przystąpieniem do wyborów.

Jednak wielu mieszkańców Zimbabwe uważa, że przy przemianach potrzebna jest pomoc kogoś niezależnego z zewnątrz, jako że dziś granice pomiędzy partią i państwem zdradziecko się przeplatają. Jak powiedział jeden z deputowanych do parlamentu: „W Zimbabwe partia rządząca jest pożeniona ze wszystkimi instytucjami państwa, potrzeba nam adwokata od rozwodów by rozwiązać to małżeństwo”.

Oczywiście wszystkie te rozważania bazują na założeniu, że postawiony przed brakiem zaufania we własnej partii Mugabe faktycznie przyzna się do porażki i zrobi miejsce dla swojego następcy. Biorąc pod uwagę jego agresywny charakter i godną Hudiniego zdolność do wykaraskania się z najgorszych tarapatów obserwatorzy ostrzegają, że nie należy go tak łatwo skreślać.

„Może się zdecydować na namaszczenie słabego następcy a samemu nadal pociągać za sznurki, tak jak zrobił to jego przyjaciel [Sam] Nujoma” – powiedział jeden z nich, odnosząc się do byłego prezydenta Namibii, który namaścił na swojego następcę Hifikepunve Pohambę.

Taki następca jednakże nie zawsze staje się marionetką, tak jak oczekiwaliby tego jego poprzednicy. Decyzja prezydenta Zambii Leviego Mwanawasy, by poprzeć postępowanie przeciw byłemu prezydentowi Fryderykowi Chilubie w sprawie zarzutów korupcyjnych jest tu dobrym przykładem. Podobnie jest w przypadku zerwania prezydenta Mali Bingu wa Muthariki z byłym przywódcą Bakilim Muluzim, który w obliczu gwałtownych protestów ze strony własnej partii wyznaczył go na swojego następcę.

Są tacy, którzy obawiają się, że jeśli Mugabe będzie wpływał na prezydenturę z tylnego siedzenia, jego makiaweliczna natura może skłonić go do utrzymywania Zimbabwe na skraju politycznej i gospodarczej przepaści.

„ Byłoby najlepiej dla mieszkańców, gdyby wyjechał z kraju, ale on się nigdy na to nie zgodzi.” – powiedział jeden z komentatorów. Obecny klimat w świecie u progu utworzenia Międzynarodowego Trybunału Karnego może częściowo tłumaczyć niechęć Mugabe do oddania władzy z obawy, że mógłby być postawiony przed międzynarodowym sądem za łamanie praw człowieka.

Czy obietnica nietykalności i być może przymusowej emigracji do zaprzyjaźnionego kraju wystarczy by zmusić go do ponownego przemyślenia sytuacji? Biorąc pod uwagę, że były prezydent Liberii Charles Taylor właśnie oczekuje na proces przed Specjalnym Trybunałem dla Sierra Leone, po tym jak goszcząca go na wygnaniu Nigeria wydała go obecnemu demokratycznie wybranemu rządowi Liberii, może być trudno złożyć propozycję, która by usatysfakcjonowała Mugabe.

Jednak dla dobra zwyczajnych mieszkańców Zimbabwe, balansujących na wąskiej krawędzi oddzielających ich od totalnej katastrofy, Unia Afrykańska i inni międzynarodowi gracze mogą dobrze zrobić, jeśli zaczną się rozglądać za specjalistą od rozwodów wystarczająco utalentowanego, by wynegocjować przemiany.

Ayesha Kajee stoi na czele programu Demokracja i Systemy Partyjne w Afryce w Południowoafrykańskim Instytucje Spraw Międzynarodowych.

Tłumaczenie: Jakub Bolanowski

Tekst został po raz pierwszy opublikowany przez Instutut for War and Peace Reporting

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl