Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Sprawy globalne / Paradoksy nowego terroryzmu               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Paradoksy nowego terroryzmu 

25-10-2004

  Autor: Paweł Moniak

11 września 2001 roku stał się, na gruncie polityki międzynarodowej, wyznacznikiem nowej ery. Inaczej mówiąc, tamte wydarzenia wyprzedziły niejako historię, zmusiły społeczność „globalnej wioski” do wypłynięcia na nieznane wody, do stawienia czoła niezdefiniowanemu wyzwaniu. Skala zniszczeń po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton uświadomiła międzynarodowej wspólnocie poziom istniejącego zagrożenia ze strony terrorystów. Jednocześnie unaoczniła jej niegotowość do zmierzenia się z niezrozumiałym, nieracjonalnym i pierwotnie okrutnym fenomenem, niszczycielską siłą wywołującą strach i nienawiść.

 

 

W obecnych czasach, kiedy wszystkie działania na wielką skalę wymagają głębokiego, racjonalnego uzasadnienia, popartego często mniej lub bardziej wiarygodnymi dowodami (np. inwazja na Irak), powrót do hobbesowskiego świata prymitywnych instynktów, nietolerancji i ekstremalnych zachowań, przeraża i onieśmiela, niejako wytrąca z rąk narzędzia i mechanizmy antykryzysowe wypracowane przez ludzkość. Dlatego tak potężny wydaje się terroryzm. Dlatego też może stanowić, i stanowi, motor działań ludzi zajmujących się polityką międzynarodową. Główny problem polega jednak na tym, jak odpowiedzieć na wyzwanie terroryzmu? W jaki sposób reagować w skali globalnej na atak niezrozumiały, tępe okrucieństwo obliczone na wywołanie strachu? Czy jest możliwa odpowiedź cywilizowana na działanie, które cywilizowane nie jest, a jeśli tak, to jak miałaby ona wyglądać?

Narodziny nowego terroryzmu

 Atak na USA ukazał zagrożenie istniejące w skali globalnej, które staje się realne, objawia się w konkretnych punktach na świecie. W Europie, unaocznienie tego fenomenu miało miejsce w Madrycie 11 marca 2004 roku. Oczywiście zagrożenie było znane wcześniej, ale jego faktyczny zasięg i oddziaływanie na szeroką opinię publiczną, ukazały przykłady Nowego Jorku, Waszyngtonu i Madrytu. Do tej listy należałoby być może dopisać Moskwę i Biesłan, ale podłoże zamachów w Federacji Rosyjskiej wydaje się być bardziej złożone.

Nowy terroryzm, skupiony wokół emblematycznej organizacji Osamy ben Ladena - Al Kaidy, jest globalnym zagrożeniem o wielu obliczach. Można by powiedzieć, iż jest ciemną stroną procesów globalizacji, skądinąd nie zdefiniowanej, w której efekty działań w jednym miejscu mogą pojawić się na drugim końcu świata. Globalizm i wielopostaciowość to zatem podstawowe cechy nowego terroryzmu. Al Kaida w 1998 roku ogłosiła mobilizację do świętej wojny przeciwko interesom amerykańskim na całym świecie. Od tego czasu motywacje uległy dywersyfikacji, choć oczywiście ich główne źródło pozostało. Poza tym nowy terroryzm jest oparty na nieformalnych siatkach i grupach luźno powiązanych ze sobą, wspieranych z prywatnych środków finansowych. Cechuje się zatem fragmentaryzacją, różnorodnością aktorów, a także form oddziaływania, z zagrożeniem użycia broni masowego rażenia (WMD) włącznie.
 
Wydaje się, że klamrą spinającą terrorystyczne akty jest zaangażowanie „religijne”. Dżihad przeciw niewiernym stanowi oficjalne umotywowanie terrorystycznego procederu. Pozostaje pytanie, czy jest to motyw faktyczny, jak deklaruje ben Laden, czy iluzoryczny, pod którym kryją się inne motywy, takie jak walka o wpływy na Bliskim Wschodzie, której sprzyja destabilizacja sytuacji na tym obszarze? Jest to pytanie zasadnicze dla zrozumienia polityki międzynarodowej wobec terrorystycznego zagrożenia i wobec Bliskiego Wschodu. Odpowiedź na nie, choć dzisiaj jeszcze niemożliwa, dostarczy wiedzy - jak zauważa Olivier Roy, profesor z Narodowego Centrum Studiów Strategicznych (CNRS) w Paryżu - na temat istnienia i zakresu pola negocjacji z decydentami we wspomnianym regionie.

Odpowiedź amerykańska

Amerykanie i Europejczycy solidarnie odpowiedzieli na nowopowstałe zagrożenie. Po okresie dochodzeń i analiz podjęto inwazję na Afganistan, w celu obalenia zbrodniczego reżimu Talibów ukrywającego i wspomagającego Osamę ben Ladena. Ataki z 11 września doprowadziły do przeformułowania amerykańskiej polityki zagranicznej i stworzenia nowej doktryny wojny z terroryzmem. Widać to bardzo wyraźnie w trakcie toczącej się w USA prezydenckiej kampanii wyborczej, w której urzędujący prezydent usiłuje za wszelką cenę przekonać społeczeństwo amerykańskie, iż znajduje się ono w stanie wojny i zagrożenia. Niemal każda kwestia społeczno - polityczna zaczyna się i kończy na walce z terroryzmem. Doktryna Busha przypomina niektóre wcześniejsze doktryny amerykańskie z okresu zimnej wojny, kiedy Stany Zjednoczone w obronie swych interesów podejmowały interwencje w różnych rejonach świata. Ich owocami były wojny w Korei i Wietnamie. Owocem tej ostatniej jest wojna w Iraku.

Oczywiście trudno jest zweryfikować na ile inwazja na Irak, w którą zaangażowała się również Polska, była podyktowana wojną z terroryzmem, a na ile amerykańskimi interesami na Bliskim Wschodzie. Zapewne i jednym i drugim. Jednak motywy podawane opinii publicznej przed atakiem, coraz częściej okazują się być oparte na iluzorycznych przesłankach. Nie znaleziono broni masowego rażenia, nie udowodniono związków Saddama Husajna z Al Kaidą. Poza tym trudno tak naprawdę znaleźć związek pomiędzy konkretnymi działaniami USA, Izraela lub ich sojuszników na obszarze Bliskiego Wschodu, z konkretnymi atakami terrorystycznymi. Choć nie można zanegować istnienia i ataków organizowanych w Iraku przez powiązanego z Al Kaidą Abu Musaba Al-Zarkawiego. Al Kaida zdaje się działać niezależnie od sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie, choć oczywiście sytuację tą wykorzystuje do umotywowania swoich działań. Wydaje się jednakże, że nie ma większego wpływu na polityków rządzących na tym obszarze, a co za tym idzie, rozwiązywanie problemów bliskowschodnich, zwłaszcza konfliktu izraelsko - palestyńskiego, nie rozwiąże problemu Al Kaidy. Zatem stabilizacja na Bliskim Wschodzie powinna raczej przebiegać w oparciu o szeroki dialog z zainteresowanymi stronami. Taka współpraca doprowadziłaby do zmniejszenia wpływów terrorystów wśród społeczeństw państw Bliskiego Wschodu.

 Inwazja na Afganistan była jasną odpowiedzią na zagrożenie ze strony reżimu współpracującego z terrorystami. Była uderzeniem w centrum kierowania terroryzmem. Była zatem niezbędna. Z kolei inwazja na Irak nie została oparta na przekonujących dowodach i stanowiła raczej próbę zaprowadzenia nowego porządku na omawianym obszarze. Pojawia się pytanie czy narzucenie porządku siłą może przynieść długofalowy efekt? Istnieje też kwestia amerykańskiego podejścia i wiarygodności w realizacji planu tzw. Wielkiego Bliskiego Wschodu (Greater Middle East), polegającego na tworzeniu strefy stabilizacji od Maroka, aż po granicę Pakistanu z Indiami. Ów plan powinien być realizowany drogą dialogu z poszczególnymi państwami, gdy tymczasem amerykańskie działania dowodzą, iż jest on z założenia realizowany dwutorowo. Dialogiem i siłą. Kwestią otwartą pozostaje skuteczność takich działań. Wojna w Iraku działa jak straszak w przypadku Libii czy Syrii, ale nie jest już przekonująca dla Iranu. Państwa „osi zła” reagują zatem w dwójnasób, tak, jak prowadzona jest amerykańska polityka. Poza tym jest jeszcze kwestia Izraela, która również podważa amerykańską wiarygodność wśród ewentualnych sojuszników na Bliskim Wschodzie. Czy taka polityka sprzeczności może być skuteczna, czy może jest raczej brakiem polityki?

Tak jak likwidacja ośrodka władzy w Afganistanie mogła być uzasadniona wojną z terroryzmem, tak wojna w Iraku jest już kontrowersyjna z tego punktu widzenia. Oczywiście walka z zamachowcami na terenie Bagdadu czy Faludży ma olbrzymie znaczenie i nie można jej teraz zaniechać, jednak dalsze toczenie wojny z globalnym zagrożeniem, bez umiejscowienia jego ośrodków jest walką z wiatrakami. jest poza tym walką bardzo kosztowną. Trudno sobie wyobrazić kolejne inwazje na przykład na Iran czy Koreę Północną. Amerykańska gospodarka, choć potężna, nie udźwignie takich kosztów. Amerykańskie społeczeństwo też nie. Trudno również byłoby takie inwazje uargumentować jako kolejne etapy „wojny z terroryzmem”.

 Odpowiedź „europejska"

Europa podpisała się pod amerykańskim wezwaniem do wojny z terroryzmem. Jej odpowiedź na zagrożenie terrorystyczne nie była jednak tak zdecydowana i nie dotyczy jak się wydaje amerykańskiej rozgrywki z państwami „osi zła”. Także w Europie nowy terroryzm objawił się z całą mocą podczas zamachów w Madrycie 11 marca 2004 roku. Wiedza na jego temat istniała już wcześniej, zwłaszcza po 11 września, o czym świadczyły liczne aresztowania osób powiązanych z grupami terrorystycznymi, zwłaszcza we Francji i Niemczech. Zamach w Madrycie unaocznił fakt możliwości zaistnienia bezpośredniego zagrożenia na kontynencie europejskim. Jednakże jak się wydaje, w Europie nadal brakuje pełnego zrozumienia terrorystycznego fenomenu i zdecydowanej reakcji. Z drugiej jednak strony, reakcja mniej ostentacyjna niż reakcja USA, w cale nie świadczy, iż jest bezskuteczna. Toczą się liczne debaty, Bruksela powołała przedstawiciela do spraw terroryzmu, poszczególne kraje wprowadzają właściwe środki ostrożności. Jednocześnie jednak brakuje ściślejszej współpracy państw UE, która pozwoliłaby na koordynację działań antyterrorystycznych. Jeżeli przyjmie się założenie, iż terroryzm ma zasięg międzynarodowy, otwieranie granic w Europie powinno nieść ze sobą zacieśnianie współpracy w kwestiach zwalczania zagrożenia na poziomie europejskim. Jakkolwiek w kwestii zwalczania terroryzmu nie ma wątpliwości, że powszechna kooperacja ma kluczowe znaczenie, tak wojna w Iraku wyraźnie podzieliła Europę. Część państw przychyliła się do amerykańskiego punktu widzenia, jakoby inwazja stanowiła integralny element wojny z terroryzmem. Pozostałe państwa uznały, że interwencja w Iraku nie pomoże w zwalczaniu zagrożenia, a jednocześnie przyczyni się do destabilizacji Bliskiego Wschodu. Postawa tej drugiej grupy państw europejskich była i jest istotnie zachowawcza. Popierają one program stabilizacji w obszarze Wielkiego Bliskiego Wschodu, jednak jego realizacja, powinna ich zdaniem przebiegać w sposób ewolucyjny i zrównoważony. Inaczej mówiąc istnieje potrzeba prowadzenia szerokiego dialogu z pro reformatorskimi siłami politycznymi na Bliskim Wschodzie, w Afryce Północnej i w Azji Centralnej, bez zaostrzania konfliktów i sporów wewnętrznych. Konieczne jest również pokojowe uregulowanie konfliktu izraelsko - palestyńskiego. Na omawianym obszarze podstawowym problemem jest budowa, słabych dotychczas lub w ogóle nieistniejących, instytucji społecznych, wspieranie procesów demokratycznych (zwłaszcza w Afganistanie i Iraku) i sił społeczno - politycznych popierających te procesy. Europa ma do odegrania kluczowa rolę poprzez udzielanie swojego doświadczenia i wsparcia w nawiązywaniu dialogu. Wzorcem dla współpracy państw na omawianym obszarze mógłby być proces KBWE/OBWE.

Co dalej z Bliskim Wschodem?

Strategie amerykańska i "europejska” nie są doskonałe i nie przyniosą natychmiastowych rozwiązań. Pozostaje jeszcze oczywiście kwestia ich realizacji i konsekwencji w dążeniu do założonych celów. Stabilizacja Iraku przebiega w dramatyczny sposób, ale według ustalonego wcześniej planu nakreślonego przez Paula Bremera z nieistniejącej już tymczasowej rady zarządzającej. Powołano do życia rząd tymczasowy, w styczniu zostaną przeprowadzone wybory. Nie wiadomo czy sytuacja faktycznie się wówczas ustabilizuje. Ugrupowania terrorystyczne robią, co w ich mocy, aby do tej stabilizacji nie dopuścić. Być może wskazane byłoby zaangażowanie sił NATO w przywracanie równowagi. Afganistan, choć cały czas niestabilny jest dobrym przykładem na to, że szeroka kooperacja może przynieść dobre efekty, nawet w sytuacji, kiedy dochodzi do użycia siły militarnej. W przypadku Afganistanu brakuje jednak nieco konsekwencji i przede wszystkim finansowego wsparcia ze strony Zachodu dla szybkiej odbudowy tego kraju. W Iraku tej konsekwencji jest jeszcze mniej (wycofywanie wojsk, zmniejszanie ich liczebności itd.), a poza tym nie ma powszechnego poparcia dla interwencji, co podważa jej wiarygodność, a tym samym obniża skuteczność. Zatem skutki mogą być odwrotne do zamierzonych, prezentowanych przed rozpoczęciem wojny (tzn. stworzenia w Iraku stabilnej demokracji).

Z kolei brak jakiegokolwiek zaangażowania militarnego i dwuznaczne wspieranie sił prodemokratycznych, mogą w ogóle nie przynieść efektu lub zaowocować po dziesiątkach lat. Poszerzająca się Unia Europejska, zacieśniająca współpracę z Afryką Północną i przede wszystkim z Turcją nie może pozwolić sobie na bierność wobec obszaru Bliskiego Wschodu. Istnieje potrzeba większego zaangażowania w bliskowschodnie reformy i większej efektywności w eliminacji terrorystycznego zagrożenia. Długofalowo, demokratyzacja omawianego obszaru i wzrost jego gospodarczej pozycji przyczyni się do pozytywnych zmian w tej kwestii.      

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl