Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Współczujący patrioci               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
23-06-2011

 

26-04-2011

 

19-04-2011

 

05-04-2011

 

29-03-2011

 

22-03-2011

 

08-03-2011

 

+ zobacz więcej

Współczujący patrioci 

19-09-2004

  Autor: Jarosław Błaszczak

Każda konwencja wyborcza w USA to wielki spektakl, gdzie politycy stają się showmanami. Ale w tym roku konwencja republikańska w sposób szczególny przypominała teatr. Oto partia, której kandydat przez całą swoją kadencję prezentował zdecydowanie prawicowe przekonania, musiała zawalczyć o centrowych wyborców. Temu celowi podporządkowany był program imprezy i dobór mówców. Naród miał ostatecznie uwierzyć, że pomimo bardzo twardej czasem retoryki, republikanie to rozsądni i mądrzy ludzie. A przede wszystkim: prawdziwi patrioci.

 

 

Skąd to nagłe pragnienie przesunięcia się w stronę centrum? Jak wszystko w amerykańskich kampaniach, to efekt chłodnej kalkulacji. Partyjni stratedzy doszli do wniosku, że amerykańskie społeczeństwo jest w tym roku wyjątkowo spolaryzowane. Z jednej strony, zwolennicy Busha i jego kształtowanej przez neokonserwatystów polityki. Ich głosy prezydent ma już w kieszeni. Z drugiej strony, zaciekli przeciwnicy aktualnego lokatora Białego Domu, którzy są skłonni poprzeć każdego, nawet tak krytykowaną z różnych stron postać jak John Kerry, byle tylko rzucić kłody pod nogi Bushowi. O nich kandydat republikanów może zapomnieć - są nieprzejednani i walka o ich poparcie to strata czasu. Ale pomiędzy tymi dwoma grupami sytuuje się wciąż liczne grono wyborców niezdecydowanych. To oni zadecydują o wyniku wyborów i to im należało się przypodobać. Sondaże pokazywały, że ich poglądy są bliskie centrum sceny politycznej, a więc Republikanie, chcąc ich do siebie przekonać, musieli dopuścić dopuścić do głosu na konwencji przede wszystkim najbardziej umiarkowane skrzydło swej partii.

Na miejsce spotkania wybrano, po raz pierwszy w historii partii,  Nowy Jork. Cel był oczywisty: powrót do miejsca, gdzie 11 września 2001 rozpoczęła się wojna z terroryzmem, będąca motywem przewodnim prezydentury Busha. Tyle że Wielkie Jabłko, choć mające od lat republikańskich burmistrzów, uchodzi za najbardziej zdominowaną przez Demokratów metropolię w Stanach. Efekt? Najbardziej znana hala sportowo-widowiskowa w mieście, Madison Square Garden na Manhattanie, stała się na kilka dni warowną twierdzą, obleganą przez tysiące demonstrantów i bronioną przez tysiące stróżów prawa.

Formuła konwencji bardzo przypominała imprezę Demokratów. W ciągu dnia Konwencja Młodych, po południu przemówienia mniej znaczących polityków, a wieczorami mowy partyjnych gwiazd. To wszystko obficie polane sosem z występów muzycznych, tanecznych i, dla przeciwwagi, modlitw. Słowem: kolorowe show przygotowane na potrzeby licznych transmitujących je telewizji, mające przyciągnąć uwagę możliwie jak największej rzeszy telewidzów.

Oto najważniejsze przemówienia i wydarzenia konwencji, godzina po godzinie:

DZIEŃ 1

10:00 - Ed Gillespie, formalny przewodniczący Partii Republikańskiej dokonuje oficjalnego otwarcia konwencji. Zaraz po nim delegatów wita burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg. Podkreśla, jak wielkim sukcesem miasta było odrodzenie się po atakach z 11 września. "Pokazaliśmy światu, że Nowy Jork nigdy nie zostanie pokonany" - podsumowuje.

20:30 - po całym dniu spędzonym na formalnościach takich jak oficjalne ogłaszanie przez stanowe delegacje wyników prawyborów, na scenie zaczyna się festiwal partyjnych VIP-ów. Demokraci na swojej konwencji starali się przynajmniej maskować ataki na obóz przeciwny. Republikanie nie zadają sobie nawet takiego trudu. Pierwszy ważny mówca wieczoru, przewodniczący Izby Reprezentantów Dennis Hastert, wychwala zdolności przywódcze prezydenta i zaraz potem kontrastuje go z Johnem Kerry'm. Oskarża kandydata Demokratów o brak zaangażowania w sprawy państwowe. "To nie jest dobry czas na wybieranie lidera, który jest słaby w sprawach wojny i myli się w kwestiach podatkowych" - grzmi kongresman.

Zaraz potem nadchodzi czas byłych prezydentów. Najpierw odczytywany jest list Gerarda Forda, który nie mógł osobiście przybyć do Nowego Jorku. Ford pisze: "George Bush prowadzi Amerykanów w trudnych czasach ze spokojem i nieustającą odwagą. Ma dość wizji, zdecydowania i wspólczucia, aby budować Amerykę bezpieczniejszą, zdrowszą i bogatszą w szanse dla jej mieszkańców". Następnie przy ogłuszającym aplauzie delegatów na podium wchodzą rodzice obecnego przywódcy, były prezydent George H.W. Bush i jego żona Barbara. Łatwo się domyśleć, w jakim tonie wypowiadają się o synu...

21:15 - czas powrócić do tematu przewodniego pierwszego dnia konwencji, czyli niezłomności Amerykanów i ich przywódcy. Bernard Kerik, który 11 września 2001 był szefem nowojorskiej policji, dużo mówi o odwadze, jaką wykazał się atakowany naród. "Byliśmy świadkami niespotykanego heroizmu tych, którzy jako pierwsi musieli zareagować." - przypomina. Zaraz potem dodaje, że równie heroiczne było zachowanie ówczesnych liderów: burmistrza Gulianego, gubernatora Pataki'ego i przede wszystkim prezydenta Busha.

22:00 - przemawia senator John McCain, najpoważniejszy konkurent Busha w republikańskich prawyborach sprzed czterech lat. Przypomina, że zwycięzca tych wyborów będzie przewodzić światu na wojnie z terroryzmem, którą określa mianem "sprawdzianu naszego pokolenia". McCain w żaden sposób nie krytykuje kolegi z ław senackich, Kerry'ego, ale podkreśla, że Bush jest silniejszym kandydatem, zwłaszcza w kontekście walki z terrorystami. Mówi, że prezydent do tej pory się nie wahał podejmować trudnych decyzji i nie będzie się wahać w przyszłości.

22:30 - ostatnim poniedziałkowym mówcą jest wielki polityczny bohater 11 września - ówczesny burmistrz Nowego Jorku Rudolph Guliani. Wyjaśnia, dlaczego już same zamachy na WTC stanowią uzasadnienie konieczności reeelekcji Busha. Zapewnia, że tak długo jak obecny prezydent będzie trwał w Białym Domu, tak długo nie pozwoli terrorystom zapomnieć o Ameryce". Nie zostawia suchej nitki na kandydacie Demokratów, twierdząc, że jego niezdecydowanie w sprawach walki z terroryzmem zmusza do powątpiewania, czy pod jego rządami walka ta będzie prowadzona z równą determinacją jak dziś.

23:20 - pierwszy dzień konwencji kończy pokaz krótkiego filmu pokazującego krajobraz Nowego Jorku z towarzyszeniem przeboju Franka Sinatry "New York, New York".


DZIEŃ 2

Ten dzień konwencji ma za motyw przewodni "współczucie", czym odwołuje się do pierwszej kampanii Busha, w której kandydat co chwilę mówił o sobie, że jest "współczującym konserwatystą". W praktyce dzień drugi poświęcony będzie po prostu sprawom społecznym.

20:00 - listę głównych mówców otwiera senator Elisabeth Dole, przedstawicielka konserwatywnego skrzydła partii, a prywatnie żona Boba Dole'a, kandydata Republikanów w wyborach sprzed ośmiu lat (zakończonych reelekcją Billa Clintona). Wyraźnie zaznacza sprzeciw partii wobec małżeństw homoseksualnych i aborcji. "Pod wodzą prezydenta Busha, Wielka Stara Partia (tradycyjny "przydomek" Republikanów - przyp. JB) kieruję się moralnym kompasem, a jej korzenie tkwią głęboko w nieprzemijających prawach" - mówi.

21:00 - głos zabiera Bill Frist, lider Republikanów w Senacie, z wykształcenia lekarz. Chwali Busha za zmiany w systemie ochrony zdrowia, zaś Kerry'ego wyszydza jako "najlepszego przyjaciela prawnika od odszkodowań za wypadki" (chodzi o demokratycznego kandydata na wiceprezydenta Johna Edwardsa, który zajmował się takimi sprawami zanim został wybrany do Senatu w 1998). Mówiąc o planach odnośnie ubezpieczeń zdrowotnych, kpi: "Powiem Wam jaka będzie recepta senatora Kerry'ego: zażyć garść podwyżek podatków i tylko nie dzwonić do mnie rano".

21:30 - po zdrowiu czas na edukację, o której mówi szef resortu oświaty w obecnej administracji, Rod Paige. Nie składa obietnic, raczej podsumowuje dotychczasowe dokonania. Wspomina o lepszej kontroli nad pracą szkół oraz wciąż rozwijanym programie wyrównywania szans edukacyjnych. "Bush zaproponował plan: wysokie standardy, wymierne cele, realne efekty i niezbędne środki. Obiecał rezultaty. Osiągnał rezultaty" - tymi zdecydowanymi słowami Paige opisywał sukcesy swego szefa.

22:00 - na podium wychodzi uosobienie prawdziwego mężczyzny - Arnold Schwarzenegger, jeszcze niedawno gwiazda kina akcji, a obecnie gubernator największego pod względem ludności (i liczby głosów elektorskich) stanu federacji, Kalifornii i jeden z najbardziej prominentnych polityków urodzonych jako obywatele innego państwa. Mówiąc o kandydacie Demokratów, ostrzega przed "ekonomicznie zniewieściałym mężczyzną". Przemawia z ciężkim, niemieckim akcentem, ale zamienia swoje pochodzenie w atut: "To dla mnie niesamowity moment. Pomyśleć, że mały chłopiec z Austrii wyrósł na gubernatora Kalifornii, a dziś stoi w Madison Square Garden i występuję w imieniu prezydenta Stanów Zjednoczonych - to prawdziwy sen imigranta. To amerykański sen (American dream - to popularne określenie tego, co dla wielu jest kwintesencją USA - drogi od pucybuta do milionera - przyp. JB)"

22:30 - teraz zrobi się rodzinnie. Najpierw głos zabierają Pierwsze Bliźniaczki - córki prezydenta. Starają się wykazać poczuciem humoru, jednak serwowane przez nie dowcipy są niezbyt wyszukane... Szybko na scenie zastępuje je ich matka, Pierwsza Dama Laura Bush. Dzieli się osobistymi wspomnieniami z chwil, gdy mąż podejmował decyzję o ataku na Irak. Opisuje go jako współczującego konserwatystę, lidera zdolnego do podejmowania decyzji i kogoś, na kim można polegać w trudnych czasach. Wymienia też powód, dla którego jej mąż powinien zostać ponownie wybrany. Ma nim być jego wizja bezpieczniejszego świata. "Jesteśmy w środku największego historycznego trudu, jakiego kiedykolwiek zaznało moje pokolenie."

23:00 - drugi dzień konwencji kończy występ chóru chłopięcego z Harlemu, jednej z najgorszych dzielnic Nowego Jorku


DZIEŃ 3

Hasło przewodnie środy, pierwszego dnia września i  trzeciego dnia konwencji, brzmiało niemal jak tytuł filmu Andrzeja Wajdy: "Ziemia szans" (Land of Opportunity)

19:00 - kończy się, i tak czysto formalny, proces liczenia głosów z poszczególnych stanów i członek Izby Reprezentantów, pani Shelley Moore Capito, oficjalnie ogłasza, że Partia Republikańska nominowała jako swoich kandydatów w wyborach prezydenckich 2004 George'a W. Busha (na prezydenta) i Dicka Cheney'a (na wiceprezydenta).

20:30 - na mównicy pojawia się pierwsza w historii kobieta azjatyckiego pochodzenia, która została członkiem amerykańskiego rządu. Elaine Chao, szefowa resortu pracy, opowiada delegatom o imigracyjnych doświadczeniach własnej rodziny i zapewnia, że administracja Busha stwarza ludziom szanse w edukacji i na rynku pracy. "Prezydent Bush mówi naszym językiem, językiem szans, rodziny i lepszej przyszłości dla każdego następnego pokolenia" - zapewnia.

21:15 - konwencja gromkim aplauzem oddaje hołd zmarłemu kilkanaście tygodni wcześniej Ronaldowi Reaganowi, uważanemu za jednego z najwybitniejszych republikańskich prezydentów. Na telebimie wyświetlany jest poświęcony mu film, opatrzony wstępem przez jego syna, Michaela (którego brat, Ronald jr, też pojawił się na konwencji, ale nieoczekiwanie była to konwencja Demokratów).

22:00 - jedno z największych zaskoczeń tej konwencji - główne przemówienie programowe (keynote adress) wygłasza Zell Miller, zasiadający w Senacie z ramienia Demokratów, ale popierający kandydaturę Busha. Otwarcie poddaje w wątpliwość zdolności przywódcze Kerry'ego, jak i zasadność decyzji swojej partii o nominowaniu go. "Pytam który z liderów ma dziś wizję, siłę woli i odporność, aby jak najlepiej bronić mojej rodziny? Prosta odpowiedź na to pytanie spowodowała, że jestem tu dzisiaj z wami w tej hali. Moja rodzina jest ważniejsza niż moja partia." - wyjaśnia. Trzeba przyznać, że trudno byłoby wyobrazić sobie lepszy sposób na przekonanie niezdecydowanych, lub nawet części demokratycznych, wyborców.

22:20 - zgodnie z zasadą stopniowania dramaturgii, najważniejszy mówca dnia zawsze pojawia się ostatni. Dziś jest nim Dick Cheney, który zaczyna od oficjalnego przyjęcie partyjnej nominacji na wiceprezydenta. Zaraz potem wymienia obszary największych sukcesów administracji, w której jest numerem dwa. Mówi o oświacie, obniżkach podatków, opiece zdrowotnej i, oczywista, bezpieczeństwie narodowym. Sala odpowiada mu okrzykami "Jeszcze cztery lata" czy po prostu "U.S.A.". Wreszcie przepuszcza atak na obóz przeciwny. Ostrzega, że Kerry nie podoła przewodzeniu narodowi w czasie wojny. "Jego zmiany poglądów ujawniają niezdecydowanie i wysyłają w świat wiadomość o jego zagubieniu" - ostro pointuje.

23:00 - na sam koniec tradycyjnie akcent muzyczny - tym razem popularny zespół muzyki country.

DZIEŃ 4

W czwartek wszyscy czekali już na "acceptance speech", finałowe przemówienie prezydenta, oznaczające wejście kampanii w decydującą fazę. Podobnie jak pierwszego dnia, i ostatniego na tapecie były przede wszystkim sprawy bezpieczeństwa i walki z terroryzmem.

20:30 - tę twarz dobrze znamy z konferencji prasowych w Pentagonie... Generał Tommy Franks od kilku miesięcy wiedzie spokojny żywot emeryta, ale jeszcze niedawno był zwierzchnikiem amerykańskich sił w Iraku i Afganistanie.  W swoim wystąpieniu zaapelował do rodaków, by w listopadzie "wybierali mądrze". Podkreśla, że Bush to silny przywódca w walce z terroryzmem. W końcu wpada w patos: "Wybieram George'a Busha, ponieważ wiadomo, że następne 200 lat historii naszego kraju zależy od decyzji, jakie nasz naród podejmuje dzisiaj".

21:30 - zadanie wygłoszenia ostatniej pochwały charakteru i umiejętności obecnego prezydenta powierzono gubernatorowi stanu Nowy Jork, George'owi Pataki. Stara się jak może: "To nie są zwykłe czasy, a George W. Bush nie jest zwykłym liderem". Następnie wyraża swój podziw dla niezłomnego, mimo traumy 11 września, ducha narodu amerykańskiego. Konkuluduje w prostych, męskich słowach: "Ten dzielny naród podwinął rękawy, popatrzył terroryzmowi prosto w oczy i splunął mu w twarz".

22:00 - na tę chwilę wszyscy czekali przez cztery ostatnie dni. Panie i panowie, czterdziesty trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki! Oto najważniesze punkty kilkudziesięciominutowego przemówienia, w którym dotychczasowe osiągnięcia mieszały się z planami na następną kadencję:

POLITYKA WEWNĘTRZNA

- ulepszanie systemu szkolnictwa, kontynuowanie programu wyrównywania szans;
- wzmocnienie systemu ubezpieczeń zdrowotnych
- "największe odciążenie fiskalne na przestrzeni pokolenia"
- gospodarka się rozwija i generuje nowe miejsca pracy
- nigdy tak wiele rodzin nie posiadało na własność domu
- potrojono wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne
- przeszkolono pół miliona "first responders" (dosłownie: "pierwsi odpowiadający" - chodzi o ludzi mogących błyskawicznie zareagować i ruszyć z pomocą w wypadku ataku terrorystycznego lub podobnej katastrofy)
- wzmocnienie i zreformowanie służb wywiadowczych
- wprowadzenie przeobrażeń w armii

POLITYKA EKONOMICZNA

- uproszczenie ordynacji podatkowej
- trwałe obniżenie podatków
- ograniczenie zależności od zagranicznych dostawców surowców energetycznych
- ograniczenie wydatków z budżetu federalnego
- promocja amerykańskich produktów za granicą
- rozwijanie międzynarodowych stosunków handlowych
- tworzenie "stref szansy" (coś jak nasze specjalne strefy ekonomiczne) na obszarach dotkniętych zapóźnieniem rozwojowymi.

POLITYKA SPOŁECZNA

- reforma modelu opieki społecznej tak, by zachęcał do podejmowania pracy i wzmacniał rodzinę
- "Musimy zrobić miejsce dla nienarodzonych dzieci"
- wsparcie z budżetu federalnego dla kościelnych organizacji charytatywnych
- ochrona małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny

WALKA Z TERRORYZMEM - DOTYCHCZASOWE OSIĄGNIĘCIA

- Pakistan i Arabia Saudyjska wyłapują prominentnych terrorystów
- zwycięstwo nad Talibami w Afganistanie i zaprowadzenie tam demokracji
- wyzwolenie Iraku (administracja ma nadzieję, że kolejnym etapem będzie jego demokratyzacja)
- rezygnacja Libii z jej programu nuklearnego
- pojmanie lub zabicie 3/4 najważniejszych działaczy Al-Kaidy

WALKA Z TERRORYZMEM - PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ

- kontynuacja ofensywy wymierzonej w terrorystów poza granicami USA
- praca na rzecz "poszerzania wolności" na Bliskim Wschodzie
- "Stawimy czoła zagrożeniom zanim będzie za późno"
- "Użyjemy siły Ameryki w najmądrzejszy sposób, aby poszerzać wolność"

W przemówieniu znalazły się także słowa podziękowania dla żołnierzy ("dzięki Wam świat jest bardziej sprawiedliwy i pokojowy") oraz sojuszników Ameryki. Bush z nazwiska wymienił trzech przywódców: premiera Australii Johna Howarda, prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego oraz premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira.

Dziś już wiemy, że najważniejszy cel każdej konwencji, a więc zdobycie dla kandydata dodatkowego poparcia, został osiągnięty. Przewaga Busha w sondażach znacznie wzrosła i obecnie wynosi już kilkanaście procent. Ale czy prezydent utrzyma się na prowadzeniu do końca wyścigu? Co wymyśli sztab Kerry;ego, wzmiacniany ostatnio najskuteczniejszymi z dawnych pretorian Clintona? Przekonamy się już wkrótce...

-----------

Zapraszamy także do lektury relacji z lipcowej konwencji Partii Demokratycznej w Bostonie.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl