Na szczęście jesteśmy społeczeństwem otwartym. Wszelkie fobie przejawiające się w postaci rasizmów stanowią coraz bardziej egzotyczny margines. Antysemityzm pokutuje w postaci absurdalnych resztek: uprzedzeń do tego, kto akurat ma lepiej, bo wiadomo – skoro się dorobił i skoro jest na świeczniku – to, jak nic, musi mieć powiązania z ogólnoświatową organizacją starozakonnych. To jednak specyficznie polski folklor, poza tym dość dobrze idzie nam praktykowanie poprawności politycznej.
Political correctness – to naturalnie wynalazek amerykański. Transplantowany na rodzimy grunt stracił (na szczęście!) wiele ze swego radykalizmu, czy może raczej absurdalności. Odrzucając więc takie skrajne elementy np. feministyczne – jak zakaz otwierania kobietom drzwi (sic!), czy zakaz strzelania do zwierząt, zaś ograniczając znaczenie słowa do sfery stricte politycznej, można przyjąć, że w wolnym tłumaczeniu zjawisko to nazywa się przyzwoitością. Wszak przyzwoitością właśnie jest takie operowanie językiem, którego intencją jest nieranienie czyichkolwiek uczuć, wierzeń, przekonań. Przyzwoitością jest mniejszość romską nazywać Romami, skoro jej członkowie tego sobie życzą, bo czują – niejednokrotnie słusznie – że słowo Cygan nie jest w Polsce pozbawione negatywnych konotacji. Poprawność polityczna to nic innego jak zachowanie w sferze publicznej zgodne z wymaganiami przyzwoitości. Jeśli oczekujemy w dyskursie publicznym wzajemnego szacunku rozmówców, bo wiemy, że ich spór nie jest dezawuowaniem osób lecz tylko prezentowanych przez nie poglądów, to żądamy żeby zwracali się do sobie per “Pan” a nie per “ty idioto”. Takich chcemy ich widzieć. W tym momencie nie obchodzi nas, co w rzeczywistości o sobie myślą (choć możemy mieć nadzieję, że naprawdę się szanują jako przeciwnicy), pragniemy jedynie widzieć ich jako uprzejmych, kulturalnych, a więc obeznanych z zasadami savoir vivru dyskusji.
Czają się tu dwa spore niebezpieczeństwa. Pierwsze polegające na rekonstrukcji wyobrażenia świata w celu dopasowania go do języka. Ponieważ jednak siła ludzkiej kreacji nie jest w tym względzie imponująca ogranicza się do przebudowy wyobrażeń o świecie. Ów zapełnia się więc mitycznymi postaciami, uproszczonymi obrazami i wulgaryzowanymi relacjami. Proces zamazywania różnicy pomiędzy językiem mówiącym o świecie a samym światem prowadzi do zanurzania się w świat nieistniejący, wypełniony po równi bytami wprost z języka poprawności politycznej i urojonymi relacjami. W takim wyobrażeniu istnieją np. Afroamerykanie jako odrębna rasa, a pojęcie mniejszości seksualnej miesza się z pojęciem mniejszości narodowej. Czasem słowa odrywają się, jak w przypadku nowomowy, od swych pierwotnych znaczeń i nie znaczą już nic, albo znaczą wszystko – co zasadniczo na jedno wychodzi.
Drugie niebezpieczeństwo zjawiska political correctness to pokusa dwójmyślenia. Drugi prąd naszych myśli płynie gdzieś w podświadomości, na co dzień nie jest widoczny. Jesteśmy poprawni politycznie, mówimy Rom, zamiast Cygan, tolerujemy hiphopowców, nawet wyznawców islamu, (choć tych można już nie lubić). Ta podziemna rzeka naszych uprzedzeń ujawnia się dopiero wtedy gdy spotykamy przedstawiciela obcych. Ale ujawnia się w sposób bardzo nietypowy. Bo nie opluwamy ich, nie wypędzamy ze sklepów. Zachowujemy się naturalnie. Co najwyżej trochę prostujemy plecy (to jakiś atawizm, niektóre drapieżniki wyginają grzbiet by wydawać się wrogowi większe), stajemy się czujni – torba, portfel, siatka z zakupami. To właściwie wszystko. Acha, jeszcze coś: poczucie jedności. Oto kosmos rozproszonych monad robiących zakupy staje się nagle społeczeństwem zjednoczonym w czujnym oczekiwaniu na atak, na uderzenie w ciężką pracą wzniesiony system norm, obyczajów, zachowań. Zjednoczeni w obliczu wroga. Wszystko to drobne gesty, niemal niedostrzegalne zachowania. Tak naprawdę nie wierzymy chyba w realne zagrożenie. To raczej rodzaj rytuału, kreowanie wroga, tak potrzebnego, by upewnić się w realności istnienia własnej grupy, by grupę odróżnić spośród innych. Szczególnego znaczenia ten proces może nabrać właśnie teraz – w unifikującym się globalnym świecie współczesności.
Oto dwa zjawiska towarzyszące politycznej poprawności, a także tolerancji po prostu. Nazwane tu niebezpieczeństwami z tego względu, że należą do tej delikatnej sfery konstrukcji psychicznej człowieka, w której rodzą się demony. Do czasu, gdy pozostają ukryte, a ich wpływ ma charakter marginalny przemykamy się pomiędzy upiorami naszych fobii. Pozostają jednak poza kontrolą racjonalnego umysłu i często, zbyt często czujemy ich niespokojne sapanie tuż nad uchem.
Na kogo padłoby podejrzenie gdybym w sklepie stwierdził nagle brak portfela?
Autor: Wojciech Wożniak,
wojciechw@tenbit.pl