Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Wywiady / \"Kod Leonarda da Vinci\" okazał się korzystny dla Opus Dei               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
06-11-2010

 

08-09-2010

  Platforma listy pisze

23-08-2010

 

31-12-2009

 

14-08-2009

  Nominacja ks. Andrzeja Czai na biskupa opolskiego

23-07-2009

 

01-07-2009

 

+ zobacz więcej

"Kod Leonarda da Vinci" okazał się korzystny dla Opus Dei 

28-11-2006

  Autor: Leszek Zaborowski
"...nie możemy z definicji łączyć polityki z oszustwem, bo w ten sposób nikt uczciwy nie będzie chciał w niej uczestniczyć." - rozmowa z ks. Stefanem Moszoro-Dąbrowskim -  kierownikiem duchowym Opus Dei.

 

 

Od wydania słynnego już "Kodu Leonarda Da Vinci" obserwowaliśmy wzmożone zainteresowanie Opus Dei. Od tego czasu jego przedstawiciele, w tym również Ksiądz, wiele razy udzielali informacji o charakterze tej organizacji, dementowali różne plotki. Czy udało się już rozwiać aurę tajemnicy otaczającą tę organizację?

Myślę, że to wszystko, co się stało, jest wręcz opatrznościowe. Ukazanie się tej książki miało miejsce już po kanonizacji Escrivy, założyciela Opus Dei i po ustanowieniu samej organizacji prałaturą personalną. Są to dwie bardzo istotne sprawy. Po pierwsze formuła prawna Opus Dei jest teraz bardzo jasna, klarowna, można dokładnie wytłumaczyć, czym jest Opus Dei. Z drugiej strony kanonizacja Escrivy nie oznacza tylko tego, że on sam jest święty. Jest także święty jako założyciel Opus Dei, czyli to co uczynił w samym Kościele jest czymś dobrym. Dlatego "Kod Leonarda Da Vinci" - mimo że uważam tę lekturę za bzdurną i szkodliwą - okazał się korzystny dla Opus Dei, bo skłonił nas do gigantycznego wysiłku do mówienia o pracy, która jest pasją naszego życia. Często trudno policzyć skutki pracy apostolskiej, ale jeśli mówić o konkretach, to wystarczy wspomnieć o liczbie odwiedzin na stronie www.opusdei.pl, bardzo rozbudowanej, z dużą ilością informacji - w dniu wejścia filmu Kod da Vinci mieliśmy w Polsce 6000 wejść. Wyszła również w Polsce książka J. Allena o Opus Dei, która rozeszła się w liczbie około 40 tys. egzemplarzy. Każdy wydawca wie, że w wypadku tak specyficznego tematu jak instytucja kościelna jest to bardzo dużo. Książka zebrała również świetne recenzje - od "Trybuny", przez "Politykę", po "Nowe Państwo".

W pewnym momencie część prasy zaczęła tropić rzekome wpływy Opus Dei w rządzie. Powstawały listy ministrów, którzy mieli być jego członkami, ostatecznie potwierdził to tylko jeden z nich [chodzi tu o ministra transportu Jerzego Polaczka - L.Z.]. Czy wszystkie karty zostały już w tej sprawie odkryte? Czy istnieje możliwość, że któryś z polityków zataił swoje członkostwo w Opus Dei?

Na początku tego roku ukazał się numer Newsweeka z wielkim napisem na okładce: "Opus Dei w rządzie". W tym wypadku również możemy być tylko wdzięczni za zmobilizowanie nas do poruszenia tego tematu, i to jeszcze przed wejściem "Kodu da Vinci" do kin. Debata, która się wtedy zaczęła, obszerne artykuły w "Gazecie Wyborczej i "Rzeczpospolitej", pokazały jasno, że Opus Dei nie jest żadną partią polityczną, instytucją władzy. Przede wszystkim ma zupełnie inną strukturę - jest instytucją formacyjną, jest, można powiedzieć, wielką katechezą. Warto przeczytać artykuł Ricarda Estarriol, który ukazał się w styczniu w Gazecie Wyborczej, a teraz jest dostępny na stronie www.ostatniaszuflada.pl - autor opisuje w nim, w jak bardzo różnorodnych organizacjach działają członkowie Opus Dei.

A czy zostały odkryte wszystkie karty? Karty zostały odkryte w tym sensie, że status samej instytucji jest w tej chwili bardzo klarowny. Nie zostały odkryte w tym sensie, ze jakiś członek Opus Dei może na przykład nagle zaangażować się w działalność polityczną, będąc wcześniej nieznanym. Może się też okazać, że polityk nie związany wcześniej z Opus Dei zdecyduje się zostać jego członkiem. Pamiętajmy jednak, że nie można wymagać od instytucji, która nie jest przecież zakonem, tylko organizacją formacyjną, publikowania list swoich członków w internecie. Sfera religijna nie należy do sfery publicznej, pomijając już same problemy przy tworzeniu takiej listy - prawdopodobnie wiele osób z jakichś przyczyn, niekoniecznie religijnych, chciałoby się znaleźć na tej liście, z drugiej strony niektórzy mogliby przez swoją przynależność do Opus Dei być dyskryminowani. Swoboda religijna gwarantuje nam między innymi prawo do prywatności w tej sferze, nie publikuje się na przykład list muzułmanów.

Publikujemy za to nazwiska księży należących do Opus Dei, ale to zupełnie inna sytuacja. Oczywiście, dbamy o to, by żaden z nich się w politykę nie angażował.

Czy mity o wpływach Opus Dei nie przyciągają ludzi, którzy szukają raczej możliwości załatwienia różnych interesów lub zdobycia przydatnych kontaktów, niż formacji duchowej?

Jednym z problemów, który pojawia się w takich instytucjach, jest problem intencji, z jaką ktoś do niej przychodzi. Często trudno rozgraniczyć niektóre rzeczy, na przykład w momencie, w którym chodzę do kościoła, angażuję się w życie parafii - czy robię to rzeczywiście dla niej, a nie po to żeby na przykład zostać radnym powiatu. Ale w Opus Dei funkcjonują pewne mechanizmy, idące w tym kierunku, by ludzie przychodzili z czystą intencją. Przede wszystkim jest to instytucja, która - mówiąc po ludzku - nic nie daje, a stawia mocne wymagania. Na przykład by częściej się modlić, czy spowiadać, a przede wszystkim pomagać innym, angażować się w przedsięwzięcia charytatywne, o czym tak często wspomina Benedykt XVI. Co charakterystyczne dla Opus Dei, często wiąże się to z własną pracą - na przykład jeśli do naszego ośrodka przychodzi student, zachęca się go, by pomagał innym w nauce, poświęcał im czas. I tak dalej.

Chciałbym również zapytać o kwestię nie związaną konkretnie z Opus Dei. Ostatnio polityków podzielił spór o zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Obie strony powoływały się na autorytet Kościoła, jego dokumenty. Która ze stron według Księdza daje w tej sprawie przykład hipokryzji?

Nie używałbym tutaj słowa "hipokryzja", jest zbyt mocne. Rozumiem, że ustawy nie zawsze mogą pokrywać się z tym, co głosi Kościół Katolicki, ale sprawa obrony życia jest tak ważna, że według mnie obecna ustawa jest niewystarczająca. W tej sprawie pojawił się bardzo zdecydowany głos abp Michalika. Uważam, że obecne przepisy po prostu zezwalają na zabijanie chorych dzieci, co jest zresztą bardzo niebezpieczne również z tego powodu, że wynikami badań prenatalnych można manipulować czy nawet je sfałszować. Podobnie możliwość zabijania dzieci poczętych w wyniku gwałtu kłóci się z fundamentalnym prawem człowieka - prawem do życia. Każdy człowiek powinien być chroniony przez państwo, szczególnie człowiek słaby.

Czy konsekwentny katolik może w ogóle głosować przeciwko takiej poprawce?

Konsekwentny katolik musi szukać sposobów ochrony życia. Obecnie mamy w tej sprawie pewien kompromis, zresztą prawo przeważnie jest jakiegoś rodzaju kompromisem. Wydaje mi się jednak, że przeciwnicy obrony życia wcale go nie akceptują i jeśli nie będziemy ostro dążyć do naszego celu, w przyszłości okaże się, że to właśnie oni zmienią ustawę. Nie mogę powiedzieć, co konkretnie powinien zrobić w takiej sytuacji katolik, bo tu głos należy raczej do biskupów. Ale sądzę, że politycy powinni zdawać sobie sprawę, że okazja do umocnienia zasady ochrony życia, tzn. wpisania jej do konstytucji, może się już nie powtórzyć. A wtedy za 10, 15 lat może się okazać, że pojawią się nowe, o wiele gorsze regulacje.

Wciąż powraca również temat lustracji w Kościele. Jaką widzi Ksiądz najlepszą drogę rozwiązania tego problemu? Czy nie czuje Ksiądz, że sprawa ta dotyczy go w mniejszym stopniu, ponieważ przyjechał do Polski już po upadku komunizmu?

No właśnie, jestem w sytuacji trochę niewygodnej, by mówić o lustracji, bo pojawiłem się w Polsce dopiero w 1989 roku, przez co mogę zostać skrytykowany, że łatwo mi mówić, jeżeli nie doświadczyłem reżimu na własnej skórze... Kościół nie boi się prawdy. Jan Paweł II wiele razy przypominał zdanie św. Tomasza z Akwinu, że prawda pozostaje prawdą bez względu na to, kto ją głosi i zawsze nas wyzwala. Jest to sprawa, której nie możemy zamieść pod dywan. Jeśli jej teraz nie załatwimy, będzie nas gnębić przez 15, 20 lat. Obecna sytuacja jest bardzo szkodliwa, bo naraża na szwank wciąż duży autorytet Kościoła. Jest marnowany dorobek okresu jego zmagań z komunizmem, który obfitował w przykłady niebywałej spójności wspólnoty Kościoła, zdecydowania, czy nawet świętości.

Osłabiona polska lewica wciąż poszukuje nowej formuły, która pozwoli jej odzyskać dawne wpływy na scenie politycznej. Czy nie obawia się Ksiądz przyjęcia przez nią programu negującego dotychczasową politykę na linii Państwo-Kościół? Ukuto nawet termin "zapateryzacji", czyli naśladowania agresywnej polityka obecnego premiera Hiszpanii...

Uprawianie polityki zwykle wiąże się z poszukiwaniem jakiejś tożsamości, niestety niektórzy idą w tym kierunku co Zapatero. Benedykt XVI już w 1986 roku zwrócił uwagę na to, że procesy dialektyczne przesuną się niedługo na kwestionowanie rodziny, moralności... Cała sytuacja została niejako przewidziana.

Sądzę, że gdyby polska lewica zdecydowała się na tym oprzeć swój program, na razie mogłaby liczyć raczej na marginalne poparcie. Przykładowo - w tym tygodniu ks. Pawlukiewicz zorganizował na uniwersytecie spotkanie na temat ludzkiej seksualności i przyszło na nie 3000 studentów, chociaż nie było ono jakoś specjalnie reklamowane. Sytuacja wśród polskiej młodzieży wydaje się być zupełnie inna niż hiszpańskiej. A co będzie za 20 lat - trudno prorokować.

Nasuwają się tu też pytania o Unię Europejską. Często okazuje się, że światopogląd katolicki według niektórych po prostu nie mieści się w spektrum tego, co uważają za "wartości europejskie". Wystarczy przypomnieć sprawę wycofania kandydatury R. Buttiglione do Komisji Europejskiej, tylko dlatego, że otwarcie się do niego przyznawał. Czy nie obawia się ksiądz, że za jakiś czas, na przykład 20 lat, problemy te mogą zacząć wpływać na politykę polską, a przez to w jakiś sposób na losy polskiego Kościoła?

Mamy Benedykta XVI, który sporo na ten temat mówi, stara się pobudzić katolików do działania jako obywatele Unii Europejskiej. To, co stanie się za 20 lat zależy w dużej mierze od tego, czy się przebudzimy, czy będziemy Benedykta XVI słuchać i czytać.

Ostatnio wiele osób prognozuje nadejście w Polsce kryzysu ekonomiczno-politycznego przypominającego ten na Węgrzech. Czy rzeczywiście jest tak, że nieodpowiedzialne elity - które to między innymi właśnie Opus Dei próbuje kształtować - prowadzą nasz kraj w kierunku jakiejś katastrofy?

Trzeba pytać o to ekonomistów. Ale z tego, co widzimy to koniunktura wydaje się być dobra. Sam do końca nie wierzę w to, że to kłamstwo wyprowadziło ludzi w Budapeszcie na ulicę - ludzie są przyzwyczajeni do tego, że ktoś ich okłamuje i aż tak bardzo im to nie przeszkadza. Wyjście ludzi na ulicę zazwyczaj wynika z interesów pewnych frakcji i to należałoby przestudiować. Poza tym byłbym raczej ostrożny w porównywaniu Polski do Węgier.

W Opus Dei często mówi się o uświęcaniu życia osób świeckich poprzez codzienną pracę. Czy nie jest to szczególnie trudne dla polityków? Niestety, większości Polaków nie kojarzą się oni z pracowitością czy uczciwością. A już na pewno - ze świętością.

Miałem okazję być na panelu organizowanym przez ojca Oszajcę, gdzie był też profesor Geremek i usłyszałem tam coś, co bardzo mi się spodobało. Że nie możemy z definicji łączyć polityki z oszustwem, bo w ten sposób nikt uczciwy nie będzie chciał w niej uczestniczyć. Polityka jest bardzo ciężką pracą, trzeba zaznaczyć, ze praca w urzędach państwowych wcale nie jest opłacalna - człowiek zdolny może zarobić dużo więcej w firmie prywatnej. Jeśli na "dzień dobry" będziemy podejrzewać polityków o złe intencje, może się to okazać proroctwem samospełniającym się - polityką będą się zajmować właśnie nieuczciwi ludzie lub świry. Wygodna jest dzisiaj obojętność i dlatego ludzie nie chodzą do urn. Kościół zachęca do uczestnictwa w życiu politycznym, bo jest to nasze wspólne życie, właśnie tutaj możemy zrobić sporo dla innych.

Czy nie jest tak, że czasami żeby zachować czyste sumienie niektórych sfer polityki należy po prostu unikać? Wystarczy przypomnieć przypadek posła Lipińskiego - człowieka o nieposzlakowanej dotąd opinii - który, delikatnie mówiąc, nie zdołał wyjść bez szwanku z "negocjacji" z Renatą Beger.

Jest dużo dziedzin, w których trzeba szczególnie uważać. Używając przenośni: mechanik, który pracuje przy zepsutym silniku też sobie brudzi ręce. Idąc za tym przykładem - w większości wypadków trudno określić, czy dane zajęcie jest z definicji "brudne" czy "czyste". Trzeba mieć sumienie, zadawać sobie pytania. Być może nieroztropność u polityka bywa czasami karana bardzo szybko, ale to chyba dobrze. Ponoszą oni większą odpowiedzialność, tak jak w każdym miejscu, gdzie jest dużo pieniędzy, gdzie mogą paść propozycje korupcyjne.

Jestem ciekaw, czy według Księdza możemy narzekać jako wyborcy na słabą ofertę, jeśli chodzi o kandydatów? Nie chodzi mi tu o wymienianie konkretnych partii lub nazwisk, tylko o odpowiedź na często zadawane pytanie - czy w ogóle jest w Polsce na kogo głosować?

Myślę, że jest sporo ludzi, na których warto oddać głos. Nie powinniśmy też oczekiwać tego, że ta oferta wyborcza będzie nieograniczona. Media codziennie pokazują, że polska scena polityczna jest dosyć urozmaicona – mamy w czym wybierać. Dzięki Bogu jest też dużo młodych ludzi, którzy w przyszłości wiele dobrego mogą uczynić.

Dziękuję za rozmowę


Opus Dei, po polsku Dzieło Boże, to hierarchiczna instytucja Kościoła katolickiego, której celem jest wnoszenie wkładu w jego ewangelizacyjną misję. Zmierza ono do rozpowszechniania głębokiej świadomości powszechnego powołania do świętości i uświęcającej wartości codziennej pracy. Opus Dei zostało założone przez św. Josemarię Escrivá 2 października 1928 roku.
[za www.opusdei.pl]


Ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski (ur. 16 listopada 1957 w Rosario (Argentyna), w rodzinie polskich emigrantów) - polski ksiądz numerariusz, członek Prałatury Personalnej Opus Dei. Skończył wyższe studia inżynierskie na wydziale elektroniki w Argentynie. Studiował teologię w Rzymie. Obronił doktorat na Uniwersytecie Nawarry w Pampelunie (Hiszpania). Jeden z pierwszych członków Opus Dei w Polsce. Przybył do Polski 2 listopada 1989 r. W latach 1989-1999 był wikariuszem regionalnym Prałata Opus Dei na Polskę. Obecnie pełni w tej organizacji funkcję kierownika duchowego. Mieszka w Warszawie.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

 

(, 08-03-2007 18:43)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl