Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Sprawy globalne / Granie Libanem               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
11-12-2009

 

08-06-2009

 

07-06-2009

  Liban wybiera parlament

17-07-2008

 

11-05-2008

  Zamieszki w Libanie

20-02-2008

 

24-11-2007

  Liban na skraju konfliktu wewntrznego

+ zobacz więcej

Granie Libanem 

26-11-2006

  Autor: Piotr Wołejko
Śmierć antysyryjskiego ministra rządu libańskiego Pierre’a Dżemajela, członka znanego rodu chrześcijańskich maronitów, może poważnie zaszkodzić i tak kruchej stabilności tego kraju. Wpływowi politycy libańscy, w tym syn zabitego roku temu byłego premiera Libanu Rafika Hariri – Saad Hariri – podejrzewają Damaszek o to, że po raz kolejny stał za śmiercią popularnego i wyraźnie antysyryjskiego polityka. Nie jest jednak wcale pewne, czy to Syria stoi za zamachem – wszyscy przedstawiciele władz ostro temu zaprzeczają – i czy na pewno śmierć Dżemajela jest korzystna dla Damaszku.

 

 

Śmierć libańskiego ministra oznacza brutalną grę Libanem, a stawką w tej grze jest utrzymanie antyamerykańskiego aliansu Syrii z Iranem. I to właśnie Iran może stać za śmiercią syna byłego prezydenta.

Ostatnie tygodnie przyniosły znaczące ocieplenie na linii Damaszek - Zachód, a Stany Zjednoczone i Wielka Brytania – zwłaszcza ta druga – mocno liczyły na pozytywną rolę jaką Syria może odegrać w stabilizacji sytuacji w Iraku. W stolicy rządzonego przez Bashara al-Asada państwa gościł specjalny brytyjski wysłannik, a stworzona kilka miesięcy temu w USA Iraq Study Group – według przecieków prasowych – miała zarekomendować bezpośrednie negocjacje z Syrią, a w dalszej perspektywie także z Iranem w tej kwestii. Wszystko było na dobrej drodze do poprawy stosunków Syrii z Zachodem i zakończenia trwającej od kilku lat izolacji tego kraju. Tymczasem w dniu, w którym syryjski minister spraw zagranicznych podpisuje w Bagdadzie bardzo ważną umowę przywracającą stosunki między dwoma sąsiadami – zerwane na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku – w Bejrucie ktoś zabija wpływowego antysyryjskiego polityka. Z pewnością jest wiele niejasności w sprawie śmierci Rafika Hariri, ale mało kto podejrzewałby Syrię o to, że w momencie – być może – przełomu w traktowaniu tego kraju przez Zachód, zdecydowałaby się ona na tak brutalny zamach. Choć na pewno Damaszek mógł mieć powody, aby pozbyć się Dżemajela, nie wydaje się to prawdopodobne w tej chwili.

Kto więc mógł stać za zamachem? Odpowiedź jest prosta – ten, kto mógł na tym najwięcej ugrać. Logicznie rzecz biorąc tylko Teheran z głównych regionalnych rozgrywających mógł zyskać najwięcej. Dlaczego? Najpewniej obawia się podejmowanych coraz wyraźniej prób rozerwania aliansu łączącego go z Damaszkiem. Byłaby to strategiczna katastrofa, gdyż poza Syrią Iran nie może liczyć w regionie na żadnego poważnego sojusznika. Chcąc więc wykluczyć możliwość współpracy Syrii z USA i Wielką Brytanią, możliwe jest zlecenie zabójstwa Dżemajela. Zwłaszcza, że rząd Fauda Siniory przyjął ostatnio – będący nie na rękę Teheranowi i wspieranemu przez ajatollahów Hezbollahowi – regulacje umożliwiające działanie międzynarodowego trybunału (pod egidą ONZ), którego celem jest wyjaśnienie kwestii zabójstwa Rafika Hariri. Jest to nie na rękę także Syrii, gdyż maczała ona – przynajmniej pośrednio – palce w tym morderstwie, ale to proirański Hezbollah odmawia jakiejkolwiek jurysdykcji trybunałowi. Co więcej, to reprezentujący szyitów (stanowiących 30% mieszkańców Libanu) Hezbollah wycofał z rządu swoich ministrów, aby uniemożliwić trybunałowi działanie. Politycy tej partii (gdyż Hezbollah to nie tylko organizacja terrorystyczna, ale także partia polityczna) zażądali większej ilości ministerstw – przynajmniej 7 – co umożliwiłoby im zdobycie tzw. blokującej mniejszości. Premier Faud Siniora odrzucił te żądania i skrytykował Hassana Nasrallaha – lidera Partii Boga – zapewniając przy tym, że w Libanie nie będzie „dyktatury mniejszości”.

Utrzymywanie stanu niepewności w Libanie, nawet na granicy ponownego wybuchu walk religijno-etnicznych – swoistej powtórki wojny trwającej od 1976 do 1990 roku – jest Teheranowi potrzebne z dwóch powodów. Po pierwsze, odwraca uwagę i siły USA, Wielkiej Brytanii i UE od Iraku. Po drugie, pozwala pośrednio kontrolować Syrię, która – według rządzących w Iranie ajatollahów – zbytnio się emancypuje. A współpraca Iranu z Syrią jest niezbędnym elementem utrzymywania Iraku w stanie permanentnej destabilizacji oraz umożliwia odgrywanie roli regionalnego mocarstwa. Iran mógł więc inspirować zabójstwo Pierre’a Dżemajela z wyżej podanych powodów i pierwsze wypowiedzi poszczególnych polityków z różnych państw zdają się potwierdzać słuszność irańskiego planu – o zwaleniu odpowiedzialności na Damaszek. To Syria musi się tłumaczyć, a perspektywy normalizacji stosunków z Zachodem wyraźnie się oddaliły.

Na poparcie tez o możliwej inspiracji zamachu na libańskiego ministra ze strony Teheranu wystarczy podać przykład ataku bombowego przeprowadzonego w argentyńskiej stolicy Buenos Aires w 1994 roku przez terrorystów Hezbollahu (ugrupowania finansowanego przez Iran) na ośrodek żydowski. Zginęło wtedy 85 osób, a ponad 200 zostało rannych. Zebrane dowody niezbicie wskazują na powiązania zamachowców z Iranem. Jak pisał Maciej Stasiński w Gazecie Wyborczej z dn. 27.10.2006: „Zdaniem prokuratorów Iran chciał się zemścić na prezydencie Argentyny Carlosie Menemie za zerwanie kontraktu na dostawę technologii nuklearnej. Przy okazji Teheran chciał ugodzić w największą w Ameryce Południowej społeczność żydowską - w Argentynie mieszka ponad 200 tys. osób pochodzenia żydowskiego.” W planowanie zamachu zaangażowani mieli być najwyżsi przywódcy irańscy, z ówczesnym prezydentem Ali Hashemim Rafsandżanim na czele. Będzie to bardzo trudne do udowodnienia. Jednak już sam zamach i tajemnicza aura, która go otacza, pokazują, iż snucie podejrzeń o irańskim zaangażowaniu jest uprawnione. Nie od dziś Amerykanie oskarżają Teheran o wspieranie terroryzmu, a prezydent George Bush umieścił na osi zła.

Bardzo istotne są słowa ojca zabitego ministra, byłego prezydenta kraju, Amina Dżemajela, który wezwał wszystkich do zachowania spokoju i powstrzymania się od ferowania przedwczesnych oskarżeń. Pamięta on Liban z czasów wyniszczającej wojny domowej i interwencji izraelskiej i na pewno nie chce powtórki z „rozrywki”. O ile wybuch ponownych starć etnicznych w Kraju Cedrów nie wydaje się w tej chwili prawdopodobny, to jednak dalsza eskalacja konfliktu, spirala wzajemnych oskarżeń i możliwych ataków odwetowych na liderów polityczno-religijnych bloków nie jest niemożliwa. Zwornikiem obecnej sytuacji jest Teheran, który musiał poczuć się mocno zagrożony możliwą rejteradą Syrii i przejściem Damaszku na stronę bardziej prozachodnią. Jeśli spojrzeć trzeźwo na stosunki irańsko-syryjskie łatwo dostrzeżemy, że jest coraz mniej wspólnych spraw łączących oba kraje. Nie oznacza to, że Syria da się łatwo skusić na „marchewkę” USA i UE. Jednak Damaszek powinien sobie uświadomić, że odrzucenie oferty Zachodu – na której można dużo ugrać, jeśli będzie się prowadziło rozmowy w sposób zręczny – oznacza coraz większą zależność od Iranu. Zależność z każdą chwilą mniej korzystną i mniej atrakcyjną. Zależność, która jest wymuszana w sposób brutalny i która może Syrię wiele kosztować.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl