Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Teheran sprawdza karty               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
16-10-2009

  Raport ws. Iranu

26-09-2009

 

21-06-2009

 

29-08-2008

 

15-08-2008

  Energetyczne przymierze

21-05-2008

  Izrael chce morskiej blokady Iranu

10-12-2007

  Izrael nie zmienia zdania w sprawie Iranu

+ zobacz więcej

Teheran sprawdza karty 

15-11-2006

  Autor: Piotr Wołejko
Przejęcie kontroli nad Izbą Reprezentantów i Senatem przez Demokratów po klęsce Republikanów w wyborach do Kongresu sprowokowało Teheran do sprawdzenia, jak nowa większość zareaguje na twarde stanowisko Iranu. Główny negocjator irańskiego programu nuklearnego – Ali Laridżani – po piątkowej wizycie w Moskwie i spotkaniu z prezydentem Putinem zapowiedział, że każda rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ oznaczać będzie „koniec negocjacji”. Od reakcji Demokratów na rękawicę rzuconą przez Teheran zależeć będzie przyszłość irańskiego programu atomowego.

 

 

O tym, że Iran chce się w broń A zaopatrzyć przekonany jest premier francuski Dominique de Villepin, który na poniedziałkowej (13.11) konferencji Światowego Kongresu Żydowskiego powiedział: „Nie możemy zwyczajnie pogodzić się z faktem, że Iran zaopatruje się w broń atomową”. Francja wraz z Niemcami i Wielką Brytanią tworzy tzw. „trójkę” negocjującą z Teheranem kwestie wzbogacania uranu przez Iran. Rozmowy prowadzone przez bardziej miękkich i polegających na dyplomacji – czy inaczej na marchewce – Europejczyków miały być alternatywą dla grożących interwencją militarną Amerykanów. Jak się okazuje, na ajatollahów nie podziałała ani marchewka, ani amerykański kij. Skoro już Francuzi mówią tak ostrym tonem, oznacza to, że „trójka” jest postawą Teheranu mocno zirytowana.

W obliczu zmiany większości w Kongresie nie wydaje się jednak, aby USA nadal prowadziły tak stanowczą politykę (choć jej skuteczność była mocno wątpliwa) wobec Iranu jak dotychczas. Demokraci znani są z tego, że starają się rozwiązywać problemy poprzez rozmowy z sojusznikami i podejmowanie wspólnych akcji dyplomatycznych – nazywane jest to multilateralizmem. Efektywność takiej polityki także nie była zbyt duża, ale prestiż Ameryki w świecie zdecydowanie wyższy niż obecnie. Prezydent Bush ma twardy orzech do zgryzienia, gdyż choć polityka zagraniczna to domena głowy państwa, to jednak będzie musiał liczyć się z głosem Demokratycznej większości w Kongresie.

Problemem jest to, że nie wiadomo jakie będzie stanowisko Demokratów wobec Teheranu i jego nuklearnych ambicji. Opozycyjni do niedawna politycy nie musieli się za bardzo przejmować tworzeniem strategii dla Iranu i ich plany wobec programu atomowego pozostaje zagadką. Dlatego ultimatum wyrażone przez Alego Laridżaniego zostało postawione w najlepszym możliwym momencie, po żądaniach Demokratów aby wycofać z Iraku wojska USA w ciągu kilku miesięcy. Ajatollahowie chcą sprawdzić czy nowa większość jest miękka i wycofa się pod presją, czy twardo postawi na swoim i – choć niechętnie – wesprze prezydenta Busha. Czy Demokraci wzniosą się ponad swoją niechęć do prezydenta i wbrew sobie (swoim tradycjom i przekonaniom) poprą twardą linię wobec Iranu?

Irańczycy bardzo mądrze chcą rozgrywać wewnętrzne problemy Stanów Zjednoczonych i wykorzystać poważne osłabienie architekta polityki wobec Teheranu – prezydenta Georga Busha. Liczą oni na to, że poobijany prezydent, uwikłany w nieustanną walkę z Kongresem, nie będzie miał sił i politycznego kapitału, aby skutecznie zapobiec rozwojowi irańskiego programu nuklearnego. Demokraci – co pokazali już swoimi żądaniami niemalże natychmiastowego wycofania wojsk z Iraku – są skłonni do bardziej miękkiej i ugodowej polityki. Nie będą raczej stawiać spraw na ostrzu noża i grozić – m.in. Teheranowi – atakami militarnymi na instalacje wojskowe i nuklearne. Wszystko wskazuje na to, że będą prowadzić całkowicie inną politykę niż George Bush, ale mają jeden poważny problem – samego Georga Busha.

Wątpliwe jest bowiem to, aby prezydent – nawet pozbawiony wsparcia Kongresu – zamierzał o 180 stopni zmienić swoje podejście do spraw bezpieczeństwa i proliferacji technologii nuklearnych. Chcąc odbudować swoją pozycję – a także pozycję Partii Republikańskiej – może podejmować jeszcze bardziej zdecydowane działania. Przynajmniej może próbować, gdyż Demokraci najpewniej by większość takich inicjatyw blokowali. Wtedy prezydent i Kongres znaleźliby się w politycznym klinczu, a na to właśnie liczy Teheran. Pytanie, które aż ciśnie się na usta, jest następujące: czy Demokraci rozumieją powagę sytuacji i czy są gotowi współpracować ze znienawidzonym prezydentem ryzykując potencjalny wzrost popularności Republikanów. Z drugiej strony, współpracując z prezydentem i znajdując rozwiązanie problemu irańskiego programu atomowego, Demokraci także zyskują.

Pomijając te polityczne zawiłości skupmy się na logice. A jest ona nieubłagana. Teheran niewątpliwie nie mówi całej prawy o swoim projekcie nuklearnym i z dużym prawdopodobieństwem można twierdzić, że dąży do skonstruowania bomby A. Gdy ją zdobędzie, nie będzie już żadnej możliwości nacisku na reżim ajatollahów. Kraj ten stanie się rzeczywistą regionalną potęgą i może poważnie zagrozić stabilności dostaw ropy znad Zatoki Perskiej – głównego źródła ropy dla Europy i USA. Może też spełnić swoje groźby i spróbować „zetrzeć Izrael z mapy”. Z pewnością wejście w posiadanie bomby atomowej przez Iran skłoniłoby wiele państw regionu do rozpoczęcia własnych prac nad jej stworzeniem. Lista chętnych jest długa – Arabia Saudyjska, Egipt, Turcja. Nie tylko zabiłoby to traktat NPT, ale przede wszystkim zagroziłoby bezpieczeństwu świata. Czy walka polityczna jest warta zezwolenia na wejście przez Iran w posiadanie bomby atomowej?

Geniusz ultimatum Laridżaniego został już przedstawiony, podobnie jak różne możliwości zachowania się demokratycznej większości i liderów Partii Demokratycznej. Jednak najważniejsze jest to, aby powstrzymać Iran od zdobycia bomby – droga do tego celu jest mniej istotna. Niewątpliwie mało prawdopodobne jest to, żeby miękka polityka, perswazja i negocjacje przyniosły pożądany skutek – widać to chociażby po trwających już ponad rok rozmowach Iranu z europejską „trójką”. Iran ma ciągle silne poparcie Rosji i Chin, co pozwala mu licytować wysoko. Nieważne, który polityk (politycy) skutecznie powstrzymają Iran – zyskają nie tylko wielką estymę i szacunek, wzrośnie ich pozycja – głównie w wyścigu prezydenckim, który rozegra się w 2007 roku – ale przede wszystkim świat będzie bezpieczniejszy. Wszystko zależy od Demokratów, a do szybkiego opowiedzenia się za jedną z dwóch możliwości zmusił ich sam Iran.


Na zdjęciu: Ali Laridżani - główny negocjator irańskiego programu nuklearnego. Źródło: Strona internetowa Departamentu Stanu USA

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl