Pochód rozpoczął się serią przemówień. Wanda Nowicka, szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (a także kandydat na prezydenta miasta popierany przez Polską Partię Pracy) ujawniła, że aborcja jest już w jej rodzinie tradycją – dokonała jej nie tylko ona, ale także jej matka i babcia. Opierając się między innymi na tym przykładzie, stwierdziła, że „aborcja była, jest i będzie” i dlatego właśnie trzeba ją zalegalizować. Z kolei Bogusław Ziętek, reprezentujący Sierpień ‘80 i PPP, uzasadnił przyjazd związkowców tym, że „miejsce prawdziwej lewicy jest zawsze tam, gdzie toczy się walka z dyskryminacją”. Zaatakował również uczestników demonstracji z tych ugrupowań, które w przeszłości „wspierały rząd prowadzący haniebną wojnę w Iraku i Afganistanie i nadal śmią przychodzić na takie demonstracje”. Zapytał także, jak działacze SLD i SdPl zamierzają walczyć o liberalizację ustawy antyaborcyjnej „wspólnie z takimi ludźmi jak Onyszkiewicz”. Warto zauważyć, że jedyną widoczną na demonstracji partią wchodzącą w skład koalicji „Lewica i Demokraci” była Unia Pracy, co na pewno miało negatywny wpływ na frekwencję.
Następnie pochód udał się trasą Marszałkowska – Wilcza – Al. Ujazdowskie, umilaną skandowaniem proaborcyjnych haseł i puszczanymi z głośników „pieśniami wojennymi” (jak nazywali je sami organizatorzy) pod Sejm. Na miejscu przemawiały gwiazdy polskiego feminizmu, Hanna Samson i Kazimiera Szczuka. Druga z nich nazwała obecną ustawę „pseudokompromisem, ustalonym między siłami pseudolewicy i Kościołem”. Stwierdziła też, że to same kobiety „dały zrobić z siebie ofiary”. Pojawiła się również Izabela Jaruga-Nowacka. Pytana o znikomą liczbę przedstawicieli „Lewicy i Demokratów” przyznała, że „polityków lewicy pojawiło się dziś zdecydowanie zbyt mało”, sama zaś pojawiła się pod Sejmem „raczej jako człowiek, który nie chce dać sobie odebrać prawa decydowania o samym sobie, niż człowiek lewicy”. Poproszona o komentarz do zarzutów Bogusława Ziętka z Sierpnia ‘80 w sprawie Iraku przyznała, że „rzeczywiście przegraliśmy tę sprawę”, jednak mimo tego „powinni się tu pojawić wszyscy, którzy nie chcą się dać zniewolić”.
Obserwując demonstrację, trudno było oprzeć się wrażeniu, że mimo powrotu debaty o aborcji na pierwsze strony gazet nie sposób porównywać obecnego napięcia do tego sprzed dziesięciu czy piętnastu lat. Wystarczy wspomnieć wojnę propagandową z lat 1992-1993 pomiędzy Społecznym Komitetem na rzecz Referendum w sprawie aborcji i Federacją Ruchów Obrony Życia, połączoną ze zbieraniem setek tysięcy podpisów, czy demonstrację przeciwników liberalizacji ustawy antyaborcyjnej 3 października 1996 (w dniu debaty senackiej nad projektem), która według różnych szacunków zgromadziła od 10 do 20 tysięcy osób. Z drugiej strony jednak kolejne czytania projektu zmian w konstytucji jeszcze przed nami – być może dopiero wtedy wybuchnie kolejna polsko-polska wojna aborcyjna?