Według doniesień dzisiejszej "Rzeczpospolitej" w Kancelarii Prezydenta zatrudnionych jest obecnie o ponad 50 osób więcej niż za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Autorzy programu "Tanie państwo", z którym PiS szło do wyborów twierdzą, że nie mają nic wspólnego z liczbą etatów w kancelarii, ponieważ jej budżet i liczbę etatów ustala Sejm.
Dzisiejsza "Rzeczpospolita" donosi, że według wicedyrektora Biura Kadr i Odznaczeń, Macieja Myszki, w Kancelarii Prezydenta zatrudnionych jest obecnie 330 osób, to ponad 50 osób więcej niż za prezydentury jego poprzednika Aleksandra Kwaśniewskiego.
Pracownicy kancelarii przyznają, że do pracy przyjmowanych jest tak dużo ludzi, że nie ma ich gdzie umieścić. Dlatego na biura adaptowane są nowe pomieszczenia np. domek ogrodnika w pałacowym parku służy funkcjonariuszom BOR i pracownikom Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Według szefa kancelarii Aleksandra Szczygło, ta niekomfortowa sytuacja spowodowana jest faktem, że 12 pracowników ze starej ekipy, uciekło na długotrwałe zwolnienia lekarskie zamiast odejść z pracy. Do osób zbędnych w kancelarii Szczygło zalicza również, dziennikarza "Trybuny" i syna esbeckiego generała.
Inne zdanie na ten temat wyraziła Jolanta Szamanek Deresz (szefowa kancelarii A. Kwaśniewskiego): „PiS mówiło o odchudzeniu administracji, a zatrudnia coraz więcej urzędników. Widać, trzeba dać zatrudnienie ludziom, którzy są całkowicie lojalni wobec Pis” komentuje.
Autorzy programu "Tanie państwo", z którym partia braci Kaczyńskich startowała w wyborach wyjaśniają że nie mają nic wspólnego z liczbą etatów w kancelarii, ponieważ jej budżet ustala Sejm. Za rządów premiera Kazimierza Marcinkiewicza za program, "Tanie państwo"odpowiadał Mariusz, Błaszczak twierdził wówczas, że można zwolnić 10% urzędników całej administracji, co miało przynieść budżetowi 550 mln zł oszczędności w skali roku.
Warto przypomnieć również, że - jak donosi "Rzeczpospolita" - wakacyjny remont, podczas którego odnowiono elewację przy Krakowskim Przedmieściu, kosztował trzy miliony złotych.