Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Redakcja dyskutuje: USA na Bliskim Wschodzie               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
24-11-2007

  Liban na skraju konfliktu wewntrznego

23-06-2011

 

26-04-2011

 

19-04-2011

 

05-04-2011

 

29-03-2011

 

22-03-2011

 

+ zobacz więcej

Redakcja dyskutuje: USA na Bliskim Wschodzie 

05-01-2004

  Autor: Dział Zagraniczny

Jaki był prawdziwy powód amerykańskiej interwencji w Iraku ? Od jak dawna Amerykanie wiedzieli, gdzie jest Saddam ? A może wiedzą też, gdzie jest Osama bin Laden, tylko czekają na dogodny politycznie moment, by go pojmać ? Czy w tym wszystkim chodzi tylko o pieniądze i glosy ? Nad tym zastanawiała się trójka naszych publicystów podczas redakcyjnej dyskusji.

 

 

W DYSKUSJI UDZIAŁ BIORĄ:


Krzysztof Siwek (KS) - publicysta Działu Zagranicznego
Marcin Szcześniak (MSz) - koordynator Biblioteki e-Polityki
Katarzyna Dobrowolska (KD) - korespondentka e-Polityki we Włoszech

KS: Należy przede wszystkim zwrócić uwagę, że Husajn był i jest swego rodzaju narzędziem politycznym w zasadzie przez cały okres swych rzadów jak również po ich zakończeniu, i wreszcie nie jest tajemnica długi okres współpracy między Waszyngtonem, a Bagdadem.  Zmienny jest tylko charakter działania i zastosowania, ale ostatnie wydarzenie jest zdecydowanie zwycięstwem obliczonym jako sukces medialny, skierowany w większej mierze do obywateli amerykańskich niż Irakijczyków.. Nie chciałbym wnikać tutaj w raczej mało istotne szczegóły dotyczace wiedzy i strachu wsród ludnosci Tikritu, jednak moim zdaniem argument finansowy wyklucza obawy o zemstę. Bardziej prawdopodobny byłby motyw zazdrosci o pieniadze, ale zakładajac, że Amerykanie faktycznie dażyli do schwytania Saddama za wszelka cenę to zapewniliby ochronę informatorom. Zreszta w dzisiejszych czasach istnieja liczne srodki pozwalajace na lokalizację konkretnej osoby choćby przechwytujac wysyłane sygnały elektroniczne, a Departament Obrony przyznał, że Husajn dosć regularnie telefonował. Czyżby ktos mijał się z prawda?  Schwytanie Saddama wcale nie zmieniło i nie zmieni znaczaco sytuacji bezpieczeństwa w Iraku, ponieważ wymiar psychologiczny i organizacyjny tego wydarzenia jest znikomy.
Były prezydent nie był w stanie kierować ruchem oporu z podziemnej jamy w jakiej podobno mieszkał, a jesli było inaczej, naraziłby się na ujawnienie swego miejsca pobytu, zakładajac po raz kolejny, że Amerykanom faktycznie zależało na stabilizacji w Iraku i na ujęciu go jak najszybciej. Ruchu oporu nie tworza też przygodni Irakijczycy mniej lub bardziej tęskniacy za dawnymi czasami, lecz wyszkoleni żołnierze wraz zachowana kadra dowódcza i krajem podzielonym na sektory wojskowe, a wszystko dzięki interesujacej taktyce armii amerykańskiej, która podczas konfliktu pozwoliła na 'rozpłynięcie' się liczacej kilkaset tysięcy ludzi armii irackiej, rozwiazanej potem formalnie przez Tymczasowa Administrację. Do utrzymania partyzanckiej siatki nie trzeba centralnego przywódcy. W końcu także kapitulacja osławionego Tikritu odbyła się na zasadzie porozumienia o wycofaniu się wojsk irackich z miasta, a kiedy generałowie i politycy swiętowali zwycięstwo, zapomniano spytać: gdzie jest armia Husajna. Optymistycznym wizjom wieszczacym koniec przelewu krwi nad Tygrysem i Eufratem przecza także dotychczasowe raporty Pentagonu, dotyczace napływu do Iraku partyzantów z krajów sasiednich. Watpliwe jest aby nagle zniknęli (w końcu rzekomo zwiazani sa z niechętna Saddamowi Al-Kaida) chyba, że doniesienia te nie były do końca prawda.  Co do założeń dotycz±cych demokratyzacji Iraku, muszę stanowczo interweniować i zaapelować o więcej krytycyzmu.  Zarówno podział etniczny i religijny, aktualna sytuacja bezpieczeństwa jak i przede wszystkim podstawowe cele polityki USA w Iraku wykluczaja demokratyzację według wzorców zachodnich. Mała analiza: W kraju tym po delegalizacji partii Baas praktycznie nie istnieje swiecka elita polityczna. Dawny rz±d zdominowany był przez sunnitów, podczas gdy większosć ludnosci Iraku (około 60%) to szyici z południa. Był to warunek stabilnosci kraju i osłabienia wpływów Iranu, zwłaszcza w obliczu wojny z tym krajem w latach 1980-1988. Autorytetami religijnymi i politycznymi dla szyitów byli i sa duchowni-ajatollachowie, tak jak Sistani czy zamordowany Mohammad Bakir al-Hakim. Amerykanie pod przywództwem Paula Bremera opieraja się na irackich emigrantach, wykształconych na Zachodzie biznesmenach i generalnie ludziach nie znajacych rzeczywistosci i potrzeb kraju, którym przyszło im rzadzić, a co więcej nie ciesza się oni żadnym autorytetem wsród Irakijczyków (wielu nie zna składu Rady Zarzadzajacej ani nie wie jak wygladaja jej członkowie). Powszechne wybory przy założeniu silnej dyscypliny wsród ludnosci szyickiej przyniosłyby przewagę własnie ich reprezentacjom, jak zwiazanej z Teheranem Naczelna Rada Rewolucji Islamskiej (SCIRI). Trudno sadzić by takie rozwiazanie leżało w interesie Stanów Zjednoczonych. W takim wypadku do czasu należy wręcz utrzymać w tym kraju pewien poziom niestabilnosci wewnętrznej, a możliwe, że z czasem optymalne okaże się wspomniane narzucenie silnego przywódcy. 
 
Problem nawiazania dobrych stosunków z Izraelem nie jest aż tak poważny jak się wydaje. Od niedawna formalne uznanie państwa żydowskiego planuje rzad Pakistanu, a w przyszłosci podjęcia takiej decyzji nie wyklucza Arabia Saudyjska.  W swiecie polityki nie decyduja wartosci moralne, tylko materialna opłacalnosć uznanych decyzji, tak jak miało to miejsce w przypadku iracko-izraelskiej współpracy wywiadowczej w latach 80. Dzis natomiast zbliżenie z Izraelem może się dokonać za posrednictwem Jordanii. Niektórzy, pracujacy w administracji irackiej Amerykanie należa do propagujacych scisła współpracę amerykańsko-izraelską organizacji jak Żydowski Instytut do Spraw Bezpieczeństwa Narodowego (JINSA). Należał do niej między innymi pierwszy powojenny 'administrator' Iraku i poprzednik Bremera- gen. Jay Garner.
 
Analizujac skomplikowane sytuacje polityczne współczesnego swiata, na wiele kluczowych kwestii należy spogladać mniej emocjonalnie i naiwnie, za to z większa doza cynizmu. Jestesmy swiadkami poważnych zmian globalnych, ale nie wolno zapominać co jest ich zasadnicza przyczyna. Nie musimy stosować wobec własnych opinii jakiejkolwiek autocenzury politycznej i w podobny sposób jak historycy oceniaja przeszłosć, tak my powinnismy spojrzeć na współczesnosć, bowiem główne zasady postępowania nie uległy zmianie. Stad też moje zdziwienie wzbudza jakby intencjonalna ucieczka od kwestii gospodarczych w przedstawianiu celów działań USA w Iraku przez niektórych wypowiadajacych się tu komentatorów.

MSz: Moim skromnym zdaniem Krzysztofie zapomniałes w swej wypowiedzi o dosć ważnej kwestii obecnosci USA na Bliskim Wschodzie. Zauważ otóż, że po rewolucji islamskiej w Iranie Amerykanie stracili w tym rejonie swego największego sojusznika i od tej pory próbuja znalezć jakies inne rozwiazanie dla dyslokacji swych wojsk.  Były w latach 80. próby z Irakiem, a wczesniej jeszcze z Arabia Saudysjka. Potem doszedł jeszcze Kuwejt. Jednak pozycja USA nie była nadal silna ( Izraela - głównego sojusznika nikt na Bliskim Wschodzie nie kocha - nie chodzi tu tylko o ludnosć cywilna, ale i rzady), a Kuwejt był cały czas w zagrozeniu irackim. Do tego zachodziły obawy o stabilnosć rezimu w Arabii Saudyjskiej (czego dowiodły zeszloroczne zamachy terrorystyczne w Rijadzie) . Natomiast po zajęciu Iraku zdobyto tu silny przyczułek.
 
Teraz w kontekscie stabilizacji Iraku chodzi o to by nowy reżim niezależnie od jego rodzaju był prozachodni i pozwolił zamienić się siłom stabilizujacym w normalne stacjonujacych żołnierzy w bazach wojskowych (podobny schemat do japońskiego czy niemieckiego). Masz rację, że moga zostać wprowadzone w Iraku jakies rzady silnego przywódcy - to moze ułatwić Amerykanom wytargowanie tu swej obecnosci (na zasadzie ty rzadzisz z pozorami demokracji - my Cię popieramy i chronimy, analogiczny schemat do np. Wietnamu).To niewatpliwie umocni pozycję USA w tym rejonie który od lat jest strategiczny ze względu na osławiona juz ropę naftowa. Stabilizacja kraju natomiast potrzebna jest już w najblizszym czasie, bowiem czekaja na to inwestorzy w Ameryce i na swiecie. Nie od dzis przecież wiadomo, że za polityka w USA stoja wielkie pieniadze, które oczekuja zapłaty za swój wkład w promocję kandydata ( np. ostatni rekordowy budżet na zbrojenia ). Tak więc spokój jest w Iraku potrzebny: z powodu lobby przemysłowego jak i tegorocznych wyboów prezydenckich.

KS: Oczywiscie nie zapomniałem o tym, lecz celowo postanowiłem skupić się na innych problemach, uznajac, że kwestia umocnienia amerykańskich wpływów w Zatoce jest jasna i bezdyskusyjna. Rewolucja w Iranie w 1979r. nie była do końca klęska załamujaca pozycję USA w regionie lecz sygnałem głębokich zmian w charakterze działań amerykańskich, które wynikały z nowej jakosci stosunków między USA, a sprzymierzonymi krajami arabskimi od czasu kryzysu naftowego z 1973r. Jednym z elementów owych zmian było odrzucenie dotychczasowej koncepcji dystansu w polityce dwustronnej, polegaj±cej na użyciu kompanii naftowych jako narzędzi kształtuj±cych wzajemne relacje gospodarcze i w dalszej perspektywie także polityczne. Objawiało się to rosnacym zaangażowaniem Stanów Zjednoczonych w budowanie stosunków ze sprzymierzeńcami i zarazem eksporterami ropy naftowej, bowiem od tej pory to rz±dy bezposrednio decydowały o warunkach współpracy. Rzecz jasna, nie byłoby to możliwe bez zakończenia amerykańskiego udziału w wojnie w Wietnamie w 1973r.

Już 2 lata pózniej Sekretarz Obrony James Schlesinger nie wykluczał interwencji zbrojnej na Bliskim Wschodzie w przypadku ponownego kryzysu naftowego lub radzieckiej interwencji w Zatoce Perskiej. Ten ostatni wariant był głęboko studiowany, ale jego urzeczywistnienie stanowiło raczej 'straszak' aktywizujacy administarcję amerykańska (jak również kraje arabskie) w celu podjęcia bardziej bezposrednich działań. Jednoczesnie jednym z głównych ogniw łańcucha nowego zwiazku jest recykling petrodolarów, który stał się możliwy przede wszystkim dzięki gwałtownym zwyżkom cen ropy, na skutek czego dochody eksporterów surowca znacznie wzrosły. Niepisana umowa jaka wówczas została utwierdzona to utrzymanie dolara jako jedynej waluty w handlu ropa, przez co arabskie kraje eksportujace należace do OPEC musza utrzymywać w swych bankach znaczne rezerwy amerykańskiej waluty, co z kolei umacnia gospodarcza pozycję ekonomiczna i polityczna USA na swiecie. W przypadku zmiany waluty handlowej (dzis. np na euro), kraje te musiałyby pozbywać się rezerw dolarowych, które zalałyby Stany Zjednoczone, doprowadzajac do kryzysu gospodarczego i załamania pozycji USA.

Znaczne dochody wynikajace z handlu ropa zostaja przez kraje arabskie (zwłaszcza słabo zaludniona Arabię) wykorzystane na zakup olbrzymich ilosci broni, w znacznej częsci ze Stanów Zjednoczonych, ale poziom tych zakupów zależy głównie od poziomu zagrożeń dla tych państw ze strony krajów "zbójeckich" czy terrorystów. Poczatkowa bezskutecznosć taktyki wykreowanego zagrożenia można zauważyć w przypadku kilku prób nawi±zania stosunków dyplomatycznych z Irakiem w latach 1977-1980 (prezydentura Cartera ale przed wrzesniem 1980r.) Dopiero wraz z rewolucja w Iranie, następnie radziecka inwazja na Afganistan w grudniu 1979r. i wybuchem wojny iracko-irańskiej we wrzesniu 1980r., nawiazano scisła współpracę pomiędzy USA, a jej głównymi partnerami w regionie jak Arabia Saudyjska ale także nowy cel-Irak (od pamiętnego 1979r. rzadzony przez Saddama). Jak widać tak wiele wydarzeń, niezwykle ważnych ale częstokroć pomijanych i nie łaczonych ze soba wydarzyło się w bardzo krótkim czasie. Gdy po 1973r. Stany Zjednoczone coraz bardziej odczuwały zależnosć ekonomiczna od szacha Iranu (a nie szacha od USA jak być powinno), rewolucja 1979r. nie tyle zburzyła filar amerykańskiej dominacji w regionie, lecz pozwoliła na wygodna zmianę polegajaca na obronie interesów bez koniecznosci bezposredniego udziału, czemu sprzyjało nic innego jak zagrożenie stworzone przez Iran i ZSRR.  Dzis nie musimy ukrywać, że zarówno wojna iracko-irańska, jak i wojna afgańska wybuchły na wyrazne życzenie Waszyngtonu.  Przykładem niech będzie dyrektywa Cartera z 3 lipca 1979 nakazujaca rozpoczęcie na szeroka skalę akcji pomocy zbrojnej dla afgańskich powstańców walczacych z prosowieckim rz±dem w Kabulu (3 lipca czyli pół roku przed wkroczeniem Rosjan). W jednym z wywiadów ówczesny doradca ds bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński przyznaje, że to on był autorem tego planu dodajac: Nie popchnęlismy Rosjan do interwencji, ale z rozmysłem zwiększylismy prawdopodobieństwo, że tak zrobia."

Wydarzenia te nie wymagaj± głębszego komentarza, gdyż ich znaczenie powinno być już zrozumiałe. Amerykanie nie potrzebowali w owym czasie miejsca do dyslokacji swych wojsk (przynajmniej do czasu), gdyż wystarczyła im współpraca Bagdadu i Rijadu. 20 grudnia 1983r.  do stolicy Iraku przybył Specjalny Wysłannik Reagana na Bliski Wschód - Donald Rumsfeld, przygotowuj±c pole do nawiazania stosunków dyplomatycznych, ale przede wszystkim współpracy wojskowej i gospodarczej w tym strategicznych projektów jak rurociagi przez Arabię Saudyjska czy Jordanię (słynny, niezrealizowany niestety projekt Kirkuk-Akaba, budowany przez firmę Bechtel, do rzadowej nominacji zarzadzana przez ówczesnego sekretarza stanu Georga Schultza). O stosowaniu przez Irak broni chemicznej przeciwko wojskom Iranu już wówczas wiedziano ale problemu oczywiscie nie podnoszono. W listopadzie 1984r. nawiazano formalne stosunki dyplomatyczne między Bagdadem, a Waszyngtonem, nie utrzymywane od 1967r.

Chciałbym jedynie podkreslić, że zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Zatoce było stałe, ale stopniowe. Jako proces, nie wymagało to (z finansowego punktu widzenia było to nawet lepsze rozwiazanie) bezposredniej obecnosci dużej liczby wojsk w jakimkolwiek z krajów odczuwajacych zagrożenie zewnętrzne i zwracajacych się o pomoc do USA. Wystarczyły w końcu AWACSy operujace z lotnisk Saudyjskich i dostarczajace dane wywiadowcze do Bagdadu, a dopiero eskalacja działań wojennych w 1987r. skłoniła administrację Reagana do wysłania większej floty dla ochrony tankowców.

Przejdzmy dalej: W 1988r. kończy się wojna iracko-irańska, Bagdad zadłużony jest na kilkadziesiat miliardów dolarów, ale w 1989r. nadal otrzymuje kredyty od zachodnich instytucji finansowych. Jako kraj gęsto zaludniony, szukajacy zagranicznych inwestycji, wyczerpany wojna i uzależniony od swych dotychczasowych sojuszników z zagranicy, Irak daży do zwiększenia cen ropy, namawiajac do współpracy Arabię Saudyjska.
Wobec odmowy, rozpoczyna się niezależnie od decyzji pozostałych krajów OPEC wydobycie surowca, co prowadzi do zachwiania cen 'czarnego złota na swiatowym rynku. W tym czasie Kuwejt gwałtownie zwiększa wydobycie obniżajac ceny co prowadzi do zmniejszenia dochodów Iraku. Czy był to podstawowy powód inwazji irackiej na ten kraj?  Moim zdaniem był jednym z powodów ale zasada z jakiej Irak chciał się w tym czasie wyłamać był brak niezależnie podejmowanych decyzji, majacych wpływ na swiatow± gospodarkę, dlatego optymalnym rozwi±zaniem było doprowadzenie do izolacji tego kraju. Możliwosć podjęcia bezposredniej interwencji zbrojnej przez USA była tym większa, że rozpadał się blok komunistyczny, a ZSRR zmierzał ku rozpadowi.

25 lipca 1990r. w rozmowie z S. Husajnem, amerykańska ambasador April Glaspie na wyrazna sugestię dotyczaca planów zbrojnego ataku na Kuwejt, odpowiedziała stwierdzeniem, że "nie mamy zdania na temat arabsko-arabskich konfkliktów jak wasze nieporozumienia graniczne z Kuwejtem".
W języku dyplomacji oznacza to przyzwolenie na atak. Wiemy jak wypadki potoczyły się w dalszej kolejnosci. Bazy wojskowe w Arabii Saudyjskiej, utrzymywane po 1991r. (realne lub nie) zagrożenie irackie dla s±siadów, pozwoliło wzmocnić bliski sojusz z dawnymi sprzymierzeńcami. W latach 1991-2000 Rijad zakupił z zagranicy broń wartosci ponad 100 miliardów dolarów.
Amerykanie zdaja sobie jednak sprawę, że dotarcie do niezależnych od OPEC zródeł energii jest sprawa priorytetowa, tym bardziej, że kraje arabskie nie zamierzaja bez przerwy pozostawać na łasce swych wielkich sojuszników i rozważaja przejscie do polityki gospodarczej służacej narodowym interesom, tym bardziej, że tak istotny czynnik niskiego zaludnienia Arabii Saudyjskiej zmienia się w obliczu trwajacego od kilku lat wzrostu populacji w tym kraju. 11 wrzesnia tylko pomógł w realizacji skomplikowanego planu. O tym jak ważne jest zachowanie współpracy z Rijadem pomimo ostatniego ochłodzenia kontaktów i wyprowadzenia wojsk USA z tego kraju, swiadczy dalsza współpraca w walce z terroryzmem.

Mylisz się, Marcinie, uznajac, że brak stabilizacji w Arabii jest powodem poszukiwania nowego miejsca dla rozlokowania wojsk. To zbyt proste. Kwestia terroryzmu, jak dawniej zagrożenia irańskiego czy radzieckiego odgrywa rolę służaca zaciesnianiu współpracy dwustronnej, a nie odwrotnie. Wystarczy spojrzeć na fakty i poł±czyć je ze soba: w maju ub.r., wkrótce po zakończeniu wojny w Iraku miały miejsce zamachy w Rijadzie, a następnego dnia do Arabii przybywa Colin Powell obiecuj±c pomoc w walce z terrorystami. Kilka tygodni pózniej FBI i Saudyjskie służby specjalne formuja grupę zajmujaca się monitorowaniem i zwalczaniem organizacji zbrojnych walczacych z Saudami. Jesienia znów dochodzi do zamachów, i kolejnego dnia Zastępca Sekretarza Stanu Richard Armitage sugeruje, że Al-Kaida chce obalić saudyjska rodzinę królewska.
 
Nie mogę się zgodzić z tym, że stabilizacja w Iraku jest potrzebna. Zastanowiłes się chociaż przez chwilę komu? Napisałes, Marcinie, że czekaja na to inwestorzy w Ameryce. Z całym szacunkiem ale muszę stwierdzić, że albo nie znasz faktów albo nie sprecyzowałes swojego pogladu.  Amerykańskie giganty jak wspomniany już Bechtel czy Halliburton-dawna firma wiceprezydenta Dicka Cheney zdobyły większa częsć kontraktów na odbudowę tego kraju, przy czym wartosć ich oceniana jest już nie na miliony ale kilka miliardów dolarów. Siedziba Bechtel w Iraku miesci się w jednym z pałaców Husajna, doskonale chronionym przez amerykańskie wojsko i prywatne firmy najemnicze jak DynCorp, z kolei Halliburton, wykorzystujac podległy sobie koncern Kellog, Brown & Root zapewnia sobie bezpieczeństwo dzięki wyszkolonym prywatnym żołnierzom. Czy dla tych powiazanych z rz±dem beneficjentów ważna jest stabilizacja? Pomysl logicznie. Wszelka konkurencja z Europy czy z USA nie ma większych szans dostać się na iracki rynek z powodu zagrożeń, ale nie może przy tym zrzucać winy na Amerykanów ani prosić ich o zapewnienie bezpieczeństwa.
Oprócz tych dwóch kolosów, w Iraku działalnosć prowadzi jeszcze co najmniej kilkadziesiat mniejszych firm z USA, także finansuj±cych republikańskich polityków. To jest własnie lobby przemysłowe ale niestety muszę z cała stanowczoscia stwierdzić, że ze stabilizacja maja oni niewiele do czynienia.

MSz: Nie zgodziłbym się z Toba Krzysztofie, ze stabilizacja w Iraku nie jest potrzebna dla inwestycji w tym kraju. Sam pisałes, że firmy moga korzystać z usług prywatnych firm ochrony, lub najemników. Jednak zauważ, że to wszystko kosztuje. Bowiem pensja zwykłego piechura wojsk amerykańskich wynosi z dodatkiem wojennym około 1,5 tysiaca $ miesiecznie . Oczywiscie nikt nie mówi, że do ochrony używa się głównie amerykańskich żołnierzy (choć te zjawisko też pewnie występuje) , ale logiczne jest, że najemnicy i ochroniarze nie pracuja za wiele mniejsze pieniadze (tym bardziej że duża czesć z nich pracuje w firmach z USA ). Brać tu trzeba pod uwagę takze teakie drastyczne przypadki jak np. potrzebę ochrony setek kilometrów ruroci±gów co drastycznie podnosi wydatki. Dlatego też każda firma dażaca do maksymalizacji swych zysków bedzie starała się redukować koszty. Z tej czystej "logiki kapitalizmu" wynika prosta potrzeba stabilizacji w Iraku. Czyli zapewnienia bezpieczeństwa pracownikom i kapitałowi przy obniżonych kosztach nie tylko na obronę, lecz takze na zminimalizowany stan osobowy. Co do finansowania odbudowy kraju przez koncerny powiazane z administracja jest to niewatpliwie prawda. Zauważ jednak,że konkurencja Europy została w  dużej mierze zlikwidowana za pomoca ogłoszenia przez Busha listy państw których się nie dopusci do przetargów (Francja , Rosja i Niemcy). Poza tym zawsze istnieje możliwosć odrzucenia ofert innych państw jako "gorszych" na drodze przetargów organizowanych w końcu przez Amerykanów. Natomiast dotychczasowi sojusznicy USA w Iraku czyli kraje takie jak : Polska w większosci nie maja odpowiednio silego kapitału prywatnego by mogły skutecznie konkurować o zamówienia. Wykluczyć z tego grona nalezy głownie Anglię i Australię, ale to i tak nie zmienia korzystnego dla Amerykanów obrazu sytuacji.

KS: Gdy przeczytałem Twoja ostatnia odpowiedĄ przypomniałem sobie ostatnie wydarzenia zwi±zane z afera wokół koncernu Halliburton, która ujawniono kilka dni przed pojmaniem Husajna. Dotyczy to konkretnie sprowadzanego przez firmę paliwa do Iraku i obliczonej przez dostawcę ceny za 1 galon, zawyżonej o 1.09 dolara. Przy założeniu, że sprowadzono 57 milionów galonów paliwa dla wojska oraz cywilnych odbiorców w Iraku, Halliburton oszukał swych klientów na około 61 milionów dolarów. Departament Obrony formalnie rozpoczał własne sledztwo w tej sprawie, ale przedstawiciele Pentagonu wyraznie bronili interesów prywatnej firmy twierdzac stanowczo, że Halliburton na tym bezposrednio nie zarobił.
Jesli więc nie oni to beneficjentem był ktos inny. Po co to piszę? Chciałbym ukazać pewna charakterystyczna cechę współzależnosci interesów państwowych i prywatnych. Znaczna częsć kosztów inwestycyjnych jest przekazywana przez rz±d dla podwykonawców czyli wybranych (niestety bez procedury licytacji) koncernów, najczęsciej powi±zanych z przedstawicielami władz.  Z 87 mld $ przeznaczonych ostatnio na walkę z terroryzmem i odbudowę, ponad 65mld$ otrzymał Pentagon, a 20.3mld$ przekazano na rekonstrukcję infrastruktury irackiej czyli także jako częsć funduszy przekazywanych prywatnym, faworyzowanym inwestorom. Jakby tego było mało, należy uscislić, że podwykonawca Halliburton-Kellog, Brown & Root już w 2001r. podpisał kilkuletni kontrakt z Amerykańskim Korpusem Inżynieryjnym, który wraz z poczatkiem wojny w Iraku przekazał firmie zadanie odbudowy płonacych szybów i naprawę instalacji naftowych. Problem w tym, że szyby płonęły bardzo rzadko w porównaniu z 1991r. (Saddam był interesuj±co łaskawy dla Amerykanów) więc nie było wiele do naprawiania ale liczy się czysty zysk. W taki sposób pieni±dze dla okreslonych koncernów przekazywane sa nie tylko za posrednictwem USAID ale także Departamentu Obrony. Jakie znaczenie dla prywatnego, ale wspomaganego kapitału, może mieć destabilizacja i koszty ochrony, skoro jest to wspólne przedsięwzięcie?
Chaos rekompensuje potencjalne straty jakie wynikałyby z utrzymania spokoju i porz±dku, pozwalaj±cego na wej¶cie na iracki rynek konkurencji z Azji i Europy, wykorzystuj±cej choćby międzynarodowe instytucje jak ONZ. Manewr Paula Wolfowitza polegajacy na ogłoszeniu listy 'dopuszczonych' do inwestycji w Iraku po pierwsze jest spózniony (według logiki należałoby podjać taka decyzję co najmniej w kwietniu), gdyż mimo oficjalnych animozji politycznych w Bagdadzie obecni sa dawni sojusznicy Saddama czyli francuski Alcatel i niemiecki Siemens (ten ostatni odbudowuje sieć telekomunikacyjn±), a po drugie większosć przedstawicieli Białego Domu i Dep. Stanu jest przeciwna decyzji Zastępcy Sekretarza Obrony.

Odpowiedzia Gabinetu było wysłanie Jamesa Bakera III (byłego Sek.Stanu) w misję do Europy majaca uregulować kwestię unieważnienia irackiego długu, przy czym należy zaznaczyć, że plan ten w znacznej mierze powiódł się. Sam proces uzyskania koncesji w Iraku polegaj±cy często na koniecznosci zawarcia joint venture z amerykańska firma można pomin±ć nawi±zuj±c porozumienie bezposrednio z irackim podwykonawca. To, co powstrzymuje wiele przedsiębiorstw z naszego kontynentu przed wejsciem do Iraku to w dużej mierze brak bezpieczeństwa (i brak funduszy na wynajęcie ochrony), a z drugiej strony nieobecnosć na miejscu międzynarodowych instutucji, majacych możliwosć udzielenia pomocy. Do niedawna firmy z Europy faworyzowane przez ONZ prowadziły zażarta walkę z Bechtel Corporation o zagospodarowanie pól naftowych w okolicach Basry i odbudowę portu Umm Kasr. Zauważ, iż wszelkie odgórne decyzje polegaj±ce na popieraniu wyłacznie wybranych przedstawicieli kapitału amerykańskiego (co jest faktem niezaprzeczalnym), budziło i budzi wiele głosów protestu wsród przedsiębiorców ale również polityków, jak miało to miejsce po ostatniej decyzji Wolfiego. W przypadku działań zbrojnych przeciwnika, na które przynajmniej teoretycznie Amerykanie nie maj± wpływu, wszelkie oskarżenia o niesprawiedliwy podział zysków wydaja się bezpodstawne. Nikt w końcu nie osmieli się oficjalnie stwierdzić, że utrzymanie chaosu w Iraku leży w interesie częsci amerykańskich elit.
 
Jak pokazuja przykłady kilku przedsiębiorstw z Niemiec i Francji, Amerykanie nie zabezpieczyli całosci irackiej infrastruktury przed wpływami konkurencji ale zachowali najważniejsze działy gospodarki pod swoja kontrola i do czasu, gdy nie wejdzie w życie nowe prawo gospodarcze, które ostatecznie utwierdzi ten stan rzeczy, najbardziej efektywnym sposobem na utrzymanie Iraku pod kontrola będzie wewnętrzna niestabilnosć. Koszty ponoszone przez budżet USA nie sa niczym nadzwyczajnym, a wydatki na obronę od wielu lat działały pobudzajaco na amerykańska gospodarkę, poczawszy od II Wojny swiatowej. Pozycja, jaka Stany Zjednoczone uzyskały i prawdopodobnie umocnia podczas drugiej kadencji Busha przyniesie im w przyszłosci ogromne korzysci gospodarcze i polityczne, nieporównywalne z kosztami jakie ponosza dzisiaj.
To się nazywa myslenie perspektywiczne, za jakie podziwiam Amerykanów (choć dawno przestałem ich uważać za wzór cnót i wartosci demokratycznych), a które rzadko można zaobserwować wsród naszych "grup trzymajacych władzę".

KD: Czegos tu nie rozumiem. Piszesz, Krzysztofie, ze stabilizacja w Iraku jest nie na reke amerykanskim inwestorom, ktorzy jako jedyni czuja sie tam bezpieczni, bo zajmuja doskonale chroniony palac Husajna. Czy sugerujesz moze, ze odbuduja Irak w tymze palacu? Nie rozumiem, jak  mozna myslec o odbudowie kraju, w ktorym nie ma stabilizacji. Nie wystarczy zapewnic bezpieczenstwa rezydujacym w palacu administratorom. Trzeba zapewnic je takze inzynierom, technikom, murarzom, elektrykom i hydraulikom pracujacym na budowie. Nie mowiac juz o kierowcach transportujacych materialy. Chyba, ze w naszym cynizmie dojdziemy do wniosku, ze "niewazne, czy Irak bedzie odbudowany. Niewazne, ile bedzie ofiar w ludziach. Wazne, ze wezmiemy pieniadze".

Poza tym Twoja opinia co do stabilizacji Iraku jest jest jasna. Mozna ja strescic w jednym chinskim przyslowiu: "jak nie wiesz, co robic, to czekaj". Piszesz, ze nie musimy sie wstydzic naszych opinii politycznych. Powiedzialabym wiecej: nie musimy sie wstydzic naszej wizji polityki. A punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Ja interpretuje polityke z punktu widzenia zwyklego "zjadacza chleba", ktory przyglada sie z boku i stara sie interpretowac fakty. I widze, ze kazdy swiatowy potentat, lacznie z Bushem, musi codziennie konfrontowac sie z tzw. opinia publiczna.  Juz w przeszlosci prezydent USA narazil sie na gwaltowne krytyki, kiedy okazalo sie, ze jego zolnierze nie sa w stanie utrzymac porzadku publicznego w Iraku bez rozlewu krwi. Dodajmy do tego straty w ludziach wsrod armii USA. Popularnosc Busha osiagnela minimum. Udalo sie ujac Saddama (co to zmienilo?) i notowania Busha znacznie wzrosly. Jak dlugo jednak bedzie trwal efekt tego spektakularnego wydarzenia? Niezaprowadzenie stabilizacji w Iraku oznaczaloby, w oczach opinii publicznej, wspolzycie z zablakana mina, ukazaloby rowniez nieporadnosc Busha. A wybory prezydenckie tuz-tuz. Pierwsza osoba, ktorej niestabilizacja w Iraku nie sluzy, jest wiec sam Bush.

KS: Oczywiscie nie wydaje mi się aby wszyscy pracownicy firm z USA mieszkali w scisle strzeżonym pałacu w Bagdadzie. Nie oszukujmy się: srodki, jakimi dysponuja pozwalaja im na wynajęcie posredników irackich i miejscowych pracowników, podczas gdy całodobowa ochronę ma zapewniony przede wszystkim zarzad i pracownicy ze Stanów. Ofiar wsród zatrudnionych przez Amerykanów Irakijczyków nikt nie liczy i nikt nie rozpacza nad nimi w telewizji, a z drugiej strony każda tego rodzaju strata jest zastapiona przez kolejnych ochotników liczacych na niebezpieczna, ale jednak dobrze płatna pracę (jak na miejscowe warunki). Zastanawiam się co masz na mysli piszac o "naszym cynizmie"...naszym czyli czyim? Nie należałem do zwolenników wojny z Irakiem i nie popieram metod stosowanych przez administrację USA w Iraku ale rozumiem ich sposób postępowania, bez względu na to czy jest on naganny pod względem moralnym czy też nie. Wolę o tym pisać niż udawać, że jest inaczej, bo według mnie właanie wzajemne oszukiwanie się wyrzadza więcej szkody niż spogladanie na politykę okiem zimnego cynika.
Starajac się w ten sam sposób spojrzeć na ocenę Busha przez Amerykanów muszę podkreslić, że ich wizja polityki zagranicznej jest generalnie bardzo waska, natomiast to co kształtuje ich ocenę wartosci gospodarza jest przede wszystkim stan gospodarki, czyli w indywidualnym znaczeniu własna kieszeń. Sam przykład sondażu wykazujacego, że 58% dorosłych Amerykanów nie potrafi wymienić nawet jednego ze swych departamentów rzadowych mówi sam za siebie.

Zainteresowanie kwestiami bezpieczeństwa czy międzynarodowej dyplomacji wsytępuje tylko w wyjatkowych przypadkach, dotykajacych bezposrednio rozmaitych sfer życia społecznego i gospodarczego, czyli w chwilach ataków zewnętrznych jak 11 wrzesnia czy wojna nagłosniona przez telewizję. Media jako takie odgrywaj± kluczowa rolę zarówno informacyjna  jak i dezinformacyjna, przy czym w obu przypadkach decydujace jest znaczenie medialne danego wydarzenia. Schwytanie Saddama takim wydarzeniem z pewnoscia było i odcisnęło się większym piętnem niż wzmianki o ofiarach wsród żołnierzy, tym bardziej, że obywatele tych ofiar nie widza (w przeciwieństwie do czasów wojny wietnamskiej), a prezydent nie uczestniczy w pogrzebach. Notowania prezydenta według różnych danych wzrosły od 3 do 8% ale nawet jesli poparcie znów zacznie spadać, to władze dysponują wieloma alternatywami i rozwiazaniami pozwalajacymi poparcie zwiększyć. Interesujacy był niedawny wywiad telewizyjny z była Sekretarz Stanu Madelaine Albright, w którym stwierdziła ona dosć zaskakujaco, że prezydent może doskonale wiedzieć o miejscu pobytu Osamy Ibn Ladena, ale czeka na odpowiedni moment kampanii wyborczej by wykorzystać jego pojmanie. Zapewne Albright doszła do tego wniosku po przypadku z Saddamem. Generalnie jednak Bush nie musi walczyć o popularnosć sięgajaca 70%, z prostego powodu: jego kontrkandydaci nie maja jasnego programu poprawy sytuacji w Iraku, natomiast hasło "wycofujemy się" nie wchodzi w grę z powodu poniesionych już kosztów i ewentualnych zagrożeń dla interesów kraju.

W takim wypadku Demokraci sa sparaliżowani przez problem iracki, który teoretycznie mogliby wymierzyć przeciw Bushowi jako najważniejszy argument (nie wspominajac o tym, że wielu z nich było gorącymi zwolennikami tej wojny - patrz gen. Wesley Clark).
Doskonale zdaja sobie jednak sprawę, że społeczeństwo nie czuje się związane emocjonalnie z obecnym konfliktem, dlatego wariant wietnamski pozostaje poza zasięgiem. Psychologia społeczna wskazuje, że w wypadku zagrożenia i niestabilnoaci opinia publiczna decyduje się zwykle na poparcie urzędujacego przywódcy niż niepewnego nowicjusza. Może się to wydawać paradoksalne ale po raz kolejny "kreatywny chaos" w ostatecznosci sprzyja rzadzacym, podcza gdy spokój i stabilizacja (jak po pierwszej wojnie w Zatoce w 1991) znaczaco osłabiaja element konserwatywny torujac drogę kandydatom liberalnym. Jesli będzie to konieczne zawsze można po raz kolejny podwyższyć alert antyterrorystyczny na "pomarańczowy".

A co Państwo myslą na ten temat ? Jesteśmy bardzo ciekawi Państwa zdania ! Zapraszamy do aktywnego udziału w naszej dyskusji. Aby dodać swoją opinię, wystarczy kliknać poniżej w przycisk "Dodaj komentarz". A jeśli chcieliby Państwo napisać "wiadomość prywatną" do jednego z naszych dyskutantów, prosimy o maila na adres zagranica@e-polityka.pl Także pod tym adresem czekamy na uwagi dotyczące samej rubryki "Redakcja dyskutuje" 

opracował: Jarosław Błaszczak

 

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl