Wielu ludzi dopiero 11 marca zdało sobie sprawę z tego, że terroryzm nie dotyczy już tylko egzotycznych krajów leżących tysiące kilometrów od naszych bezpiecznych domów. Zagrożenie tak naprawdę dotyczy każdego z nas, bez względu na wiek, kolor skóry, pochodzenie. W madryckich pociągach i w nowojorskich wieżowcach ginęli koło siebie ludzie biedni i bogaci, czarni i biali. Nie łączyło ich nic. Nic oprócz bezbronności i bezsilności. Bezpieczeństwo, które dają nam nowe technologie, skanowanie tęczówki oka, czujność policji, wywiadu oraz wykrywacze metali jest pozorne . Nic nie jest w stanie całkowicie i ostatecznie uwolnić nas od fanatyzmu. W obliczu zamachowców- samobójców, którzy są gotowi poświęcić własne życie dla spraw, w które wierzą nikt nie może czuć się bezpiecznie. Ofiarami możemy się stać w banku, samolocie, w metrze albo po prostu na ulicy.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że walka z terroryzmem nie może opierać się na unikach i zachowawczej polityce. Wycofanie wojsk z Iraku ( bez względu na to czy decyzja o udziale w tej misji była słuszna czy nie) nie zmieni wiele w naszej sytuacji. Al-Kaida nie skreśli z listy swoich wrogów Hiszpanii, Polski czy Ukrainy tylko dlatego, ze wojska któregoś z tych krajów postanowią wrócić do domu. Al- Kaida nie chce walczyć o wolność Iraku czy Afganistanu. Chce zniszczyć swojego wroga. Wroga, którym staliśmy się 11 września przeżywając z Amerykanami chwile grozy i przerażenia. Staliśmy się wrogiem bo nie godziliśmy się na śmierć tysięcy bezbronnych ludzi. Jesteśmy wrogiem bo w co innego wierzymy i inaczej żyjemy.
Decyzje podejmowane pod wpływem emocji przeważnie okazują się decyzjami złymi. Każdy z nas ma jeszcze przed oczami ostatnie relacje z Madrytu: krew, ciała ofiar, przerażeni ludzie. Każdy z nas czuje mniejszych lub większy strach. Ale podejmowanie decyzji o wycofaniu wojsk z Iraku nie uchroni przed podobnym obrazem Polski, Australii, Włoch. Niespodziewane wyniki hiszpańskich wyborów sprawiły, że nowy premier zapowiedział wycofanie swoich wojsk z Iraku. Niestety w całym szumie medialnym, w całym zamieszaniu i przepychankach politycznych wszyscy zapomnieli o tym, że taka decyzja może nie pomóc zranionej 11 marca Hiszpanii. Może natomiast oznaczać psychologiczne zwycięstwo terrorystów i zachętę do kolejnych ataków wymierzonych w kraje europejskie. Jesteśmy w pewnym sensie skazani na niebezpieczeństwa. I nie zmienią tego populistyczne apele, odezwy, szukanie winnych. Strach nie może stać się głównym motywem naszego postępowania, bo od tego pozostaje już tylko krok do obłędu. Mam wrażenie, że ostatnio politycy dla realizacji własnych politycznych interesów tym strachem żonglują.
Dzisiaj, dokładnie tydzień po tragicznych madryckich wydarzeniach o szóstej rano wsiadałam do pociągu. Bałam się, bo coś podświadomie podpowiadało mi, że może właśnie tym razem to mój pociąg stanie się narzędziem w rękach terrorystów. Dobrze znana trasa z Krakowa do Warszawy nigdy nie wydawała się aż taka długa. Przypominały mi się obrazy sprzed tygodnia. To były najdłuższe trzy godziny w moim życiu.
Ale żyję i piszę te słowa. Mam świadomość, że jutro, za tydzień, za rok ja albo ktoś z moich bliskich może stać się kolejną niewinną ofiarą Ale właśnie tak świadomość utwierdza mnie w przekonaniu, że nie wolno się poddawać, uciekać i liczyć na to, że dzięki temu unikniemy odpowiedzialności, a co za tym idzie również niebezpieczeństwa. Musimy wszelkimi sposobami walczyć ze strachem. Nie chcę przez cale życie wsiadać do pociągu z przeświadczeniem, ze to może być moja ostatnia podroż. Nie chce zastanawiać się, czy wychodząc na ulicę mogę stać się ofiarą.
Może te słowa o walce, odpowiedzialności są zbyt wielkie i zbyt patetyczne. Ale właśnie walka i brak zgody i cichego przyzwolenia na terror jest naszym obowiązkiem. Jesteśmy to winni wszystkim tym, którzy zginęli w Nowym Yorku, Madrycie, na Bali, w Turcji i w wielu innych miejscach na całym świecie.