Trynidad zawsze był etniczną mieszanką. Po odkryciu przez Europejczyków, przez ponad 300 lat należał do Hiszpanii, jednak sami Hiszpanie nie palili się specjalnie do osiedlania się na dalekiej wyspie o tropikalnym klimacie. Dlatego władze Królestwa zgodziły się na osadnictwo przybyszy z całej Europy, wśród których najwięcej było Brytyjczyków, Francuzów i Holendrów. Nie wolno także zapominać o rdzennej ludności. Koloniści żyli przede wszystkim z uprawy trzciny cukrowej, na potrzeby której przywożono z Afryki całe statki niewolników.
Epoka wojen napoleońskich przewróciła mapę Europy do góry nogami, co znalazło swoje odbicie także w koloniach. W 1802 Hiszpania przekazała Trynidad Wielkiej Brytanii. Tak naprawdę było to tylko prawne usankcjonowanie stanu faktycznego, bowiem angielska flota zajęła wyspę jeszcze pod koniec XVIII wieku. Dwanaście lat później Francuzi oddali Londynowi także zajmowane przez nich od 1781 Tobago. W ten sposób całość dzisiejszego państwa znalazła się w granicach Imperium Brytyjskiego. Anglicy szybko znieśli niewolnictwo i zastąpili je pracą najemną robotników masowo przyjeżdżających na Karaiby z Azji Południowej, przede wszystkim z Indii. To właśnie tamte zarobkowe migracje stanowią wyjaśnienie dość zagadkowego na pozór faktu, że największą grupę etniczną w państwie na środku Ameryki stanowią dziś osoby o korzeniach hinduskich.
Co ciekawe, początkowo wcale nie planowano połączenia obu wysp w jedną strukturę. Trynidad, choć może z perspektywy świata jest maleńki, na tle pozostałych wysp z archipelagu Małych Antyli to kolos. Dlatego pozostawał samodzielną jednostką administracyjną, gdy tymczasem Tobago wspólnie z Barbadosem, Grenadą, St. Vincent i Grenadynami oraz St. Lucią weszło w skład Wysp Podwietrznych. Dopiero w 1889 utworzono kolonię pod nazwą Trynidad i Tobago.
W 1958 kolonia ta znalazła się wśród obszarów włączonych Federacji Indii Zachodnich (FIZ), sztucznego tworu, za pomocą którego Brytyjczycy chcieli pozbyć się deficytowych kolonii na Morzu Karaibskim przy jednoczesnym zapewnieniu im ekonomicznej samowystarczalności (zapraszam do lektury mojego monograficznego artykułu poświęconego tej sktrukturze). Choć FIZ składała się z dziesięciu podmiotów, zdecydowanie dominowały w niej dwa: Jamajka i Trynidad. Wspólnie dostarczały do budżetu federalnego aż 85% dochodów podatkowych. Miały przy tym radykalnie rozbieżne wizje przyszłości Federacji. Jamajczycy uważali ją za całkowicie niepotrzebny etap przejściowy na drodze do samodzielnej niepodległości. Z kolei Trynidad, na terenie którego usytuowano stolicę FIZ, postrzegał ją jako dogodny instrument zdobycia trwałej dominacji nad mniejszymi wyspami w regionie. Ostatecznie Jamajka wymogła na Londynie przyznanie pełnej suwerenności. Trynidad chciał ratować Federację, jednak mniejsi partnerzy przejrzeli intencje wielkiego sąsiada i odmówili udziału w tak nierównoprawnym związku. W ten sposób w 1962 Trynidad i Tobago stały się całkowicie niepodległym państwem.
Trynidad i Tobago jest członkiem Wspólnoty Brytyjskiej (Commonwealth), jednak w 1976 zrezygnowano z uznawania angielskiego monarchy za formalną głowę państwa. Od tego czasu jest nią prezydent wybierany na pięć lat przez połączone izby parlamentu. Jego kompetencje są zbliżone do tych, jakimi w Wielkiej Brytanii dysponuje królowa, a więc zawierają się w maksymie "panuje, ale nie rządzi". Formalnie to właśnie prezydent dowodzi siłami zbrojnymi, mianuje premiera i członków Senatu. De facto podpisuje tylko decyzje przygotowane przez innych, przede wszystkim rząd, choć nie tylko. Z czterech dotychczasowych prezydentów, tylko jeden był wcześniej aktywnym politykiem. Preferuje się raczej osoby znane i zasłużone na innych polach, ale nie uwikłane w bieżące rozgrywki w parlamencie. Właśnie takim apolitycznym kandydatem był też stojący na czele państwa od 2003 Max Richards, doceniany przede wszystkim za swoją pracę naukową i administracyjną na uniwersytecie. I tu kolejna ciekawostka: jego żona nie zdecydowała się przejść na utrzymanie państwa jako Pierwsza Dama, tylko wciąż wykonuje swój zawód lekarza anestezjologa.
We wszystkich państwach z ustrojem opartym na brytyjskim prawdziwa polityka ogniskuje się w parlamencie, a Trynidad i Tobago nie jest tu żadnym wyjątkiem. Niższa z izb, Izba Reprezentantów, składa się z 36 deputowanych wybieranych w okręgach jednomandatowych (od następnych wyborów liczba ta wzrośnie do 41). Kadencja trwa pięć lat, jednak podobnie jak parlament londyński, Izba może być rozwiązana wcześniej przez głowę państwa na wniosek premiera. Dużo ciekawszą konstrukcję ma izba wyższa, czyli Senat. Wszystkich 31 członków mianuje formalnie prezydent, jednak podzieleni są oni na trzy grupy. O obsadzie 16 mandatów decyduje premier (tzw. senatorowie rządowi; często jest to sposób na zapewnienie miejsca w parlamencie członkom rządu, którzy nie zdobyli mandatu deputowanego), 6 kandydatów wskazuje lider opozycji (senatorowie opozycyjni), zaś dziewięciu (senatorowie niezależni) prezydent wybiera według własnego uznania, powinny to być jednak osoby spoza świata polityki. I jeszcze jedno odstępstwo od wzorców brytyjskich: rozwiązanie izby niższej skutkuje również wymianą składu Senatu.
Na Trynidadzie mamy do czynienia z systemem dwupartyjnym. Ster władzy dzierży obecnie Narodowy Ruch Ludowy (PNM) pod wodzą premiera Patricka Manninga. Profil ideowy ruchu można najkrócej określić mianem konserwatywnego, jednak na Trynidadzie nie to jest najważniejsze. Bardziej liczą się podziały etniczne. Tradycyjny elektorat PNM stanowią tzw. Indotrynidadczycy, czyli potomkowie wspomnianych już indyjskich robotników, przybyłych na wyspy w XIX wieku, do których zalicza się ok. 40% obywateli. Partia ta zdecydowanie dominowała w trynidadzkiej polityce od czasu utworzenia w 1956 autonomicznego rządu, wówczas jeszcze w warunkach kolonialnych. Po raz pierwszy utraciła władzę dopiero po 40 latach, w 1986. Potem jej obecność w rządzie nie była już tak ciągła, jednak od 2001 znów stanowi partię rządzącą.
Główne ugrupowanie opozycyjne to Zjednoczony Kongres Narodowy (UNC), formalnie lewicowy, ale tak naprawdę po prostu afrotrynidadzki, czyli cieszący się poparciem potomków afrykańskich niewolników z tutejszych plantacji. Jego szefem jest były prezes banku centralnego, Winston Dookeram. Obecnie PMN ma w Izbie Repzentantów 20 mandatów, a UNC 16.
Patrick Manning stoi na czele PMN od 19 lat. Przetrwał na tym stanowisku wiele wzlotów i upadków. Obecnie jest członkiem parlamentu o najdłuższym stażu, a jako premier spędza już dziesiąty rok (choć z przerwą - najpierw kierował gabinetem w latach 1991-95, a potem utracił władzę na sześć lat). Do roku 2008, gdy zgodnie z konstytucją będzie musiał rozpisać nowe wybory, ma jeszcze dwa lata. Musi jednak pamiętać, że ten czas szybko minie, a na dziś jego perspektywy nie wyglądają najlepiej.
Nie zdołał poradzić sobie z największym problemem, z jakim zmaga się społeczeństwo Trynidadu: rosnącą w ostatnich latach lawinowo przestępczością, w szczególności coraz wyższą liczbą najcięższych występków, jak zabójstwa czy porwania. Praprzyczyną tego zjawiska jest przerzut narkotyków - Trynidad leży na ważnym szlaku wiodącym z Ameryki Łacińskiej do USA. Większość zbrodni jest skutkiem tarć między grupami handlarzy i przemytników. Pomimo prostestów społeczności międzynarodowej, w 1999 przywrócono karę śmierci, jednak nawet to nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Co więcej, zarówno premier, jak i minister bezpieczeństwa narodowego (odpowiednik naszego MSWiA) Martin Joseph, starają się bagatelizować problem.
Nieskuteczność to nie jedyny zarzut stawiany ekipie rządzącej. Premier do dziś nie zdołał przekonująco wytłumaczyć, czemu mianował ministrem edukacji i jednocześnie senatorem własną żonę, Hazel, która nigdy wcześniej nie miała nic wspólnego z polityką. Z kolei jeden z jego bliskich doradców, będący jednocześnie przedstawicielem pewnego kanadyjskiego koncernu energetycznego, przyznał się do wręczenia łapówek dwóm kolegom - ministrom. Opozycja twierdzi, że trzech członków gabinetu jest też na liście osób, przeciw którym działania operacyjne prowadzi amerykańska agencja antynarkotykowa DEA.
Jeśli nie liczyć sporu wokół przebiegu granicy morskiej z Gujaną i Barbadosem, który najprawdopodobniej doprowadzi do procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Prawa Morza, Trynidad i Tobago pozostaje w dobrych stosunkach z innymi państwami. Jest aktywnym członkiem Wspólnoty Karaibskiej (CARICOM), szybko goniącej Unię Europejską pod względem stopnia integracji. Najwyższym organem CARICOM, odpowiednikiem Rady Europejskiej, jest Rada Szefów Rządów. Każdy z jej członków ma przydzieloną na stałe dziedzinę, w której kieruje pracami organizacji. Za paradoks można uznać fakt, że choć Trynidad ma tak duże kłopoty ze skutecznością własnego aparatu ścigania, to przypadły mu w udziale właśnie kwestie bezpieczeństwa, w szczególności zaś przemytu narkotyków i broni.
Przechodząc do gospodarki, przez wiele lat eksport Trynidadu był zdominowany przez ropę naftową. Powodowało to ogromne uzależnienie od cen tego surowca na światowych rynkach. Obecnie nastepuje powolna dywersyfikacja i równie istotnym produktem staje się gaz ziemny, wysyłany statkami przede wszystkim do USA. PKB na głowę mieszkańcę (wg danych i metodologii Banku Światowego) wyniosło w ubiegłym roku nieco ponad 8,5 tysiąca dolarów, co w skali tego regionu jest wynikiem świadczącym o pewnej zamożności.
Na koniec, zgodnie z tytułem naszego cyklu, wypada powiedzieć o tym, jak Trynidadczycy przyjęli dość zaskakujący nawet dla nich samych awans swej drużyny do finałów piłkarskich mistrzostw świata. O nastrojach najlepiej świadczy pełne euforii i patosu oświadczenie, wydane przez ministra sportu i młodzieży, Rogera Boynesa, w dniu pokonania w barażach drużyny innego małego kraju - Bahrajnu. Choć miało to miejsce już ponad siedem miesięcy temu, link do tego tekstu wciąż widnieje w centralnym miejscu na witrynie trynidadzkiego rządu. Oto pełny tekst tego dokumentu (zachowałem oryginalne zastosowanie wielkich liter):
W imieniu Rządu Republiki Trynidadu i Tobago przekazuję płynące z głębi serca gratulacje dla naszych Piłkarskich Wojowników za ich przekonujący i decydujący triumf 1:0 nad Królestwem Bahrajnu odniesiony dzisiaj, 16 listopada 2005.
Po remisie 1:1 na własnym boisku z 12 listopada, niewielu miało wątpliwości co do tego, że drużyna uda się do Bahrajnu z jasną misją - wyjść z walki zwycięsko i umożliwić Trynidadowi i Tobago pierwszy w historii występ na piłkarskim najwyższym szczeblu - mistrzostwach świata.
Wasza agresywna i pełna inspiracji gra wzmacniała przeświadczenie, że jako drużyna byliście skoncentrowani i spokojnie pewni siebie nawzajem, na boisku i poza nim, zwłaszcza gdy przyszło Wam zapewnić sobie zwycięstwo na wyjeździe.
Całe Trynidad i Tobago patrzyły w zachwycie, jak otrząsaliście się ze złego i wypełnialiście obietnicę chwały własnej i narodu. Sposób, w jaki braliście udział w "pięknej grze" dowodzi miejsca Trynidadu i Tobago w świecie futbolu. Zasłużyliście, by znaleźć się wśród najlepszych w Niemczech w 2006.
Każdy mężczyzna, kobieto i dziecko na Trynidadzie i Tobago powinno czerpać z Was inspiracje i być popychane, siłą Waszej determinacji, do doskonałości na każdym polu.
Niech Bóg błogosławi każdego członka zespołu i ekipy technicznej. Z niecierpliwością wyczekujemy Waszego powrotu do domu.
Ciekawe, jak będzie wyglądać podobne oświadczenie już po mistrzostwach. Fachowcy od piłki nie dają drużynie Trynidadu żadnych szans na przejście fazy grupowej, ale kto wie - może błogosławieństwo ministra uczyni cuda?
Źródło mapy: CIA World Factbook