W ostatnim czasie zauważa się wzmożoną aktywność dyplomacji rosyjskiej wobec najbliższych sąsiadów, w negatywnych jej przejawach. Jasne jest, że przyczyną stała się niesubordynacja nowych demokracji regionu Europy Środkowej i Wschodniej. Chociaż wstrzymanie dostaw gazu, nie było nowym narzędziem w rękach rosyjskich polityków, to dopiero w ubiegłym roku, na tak szeroką skalę zarysowało się niebezpieczeństwo zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego w sąsiednich państwach. W towarzystwie z tymi działaniami poszły też inne, mające na celu zahamowanie swobody handlowej i rozwoju gospodarek w tych państwach oraz próba ich marginalizacji na arenie międzynarodowej.
W celu osiągnięcia powyższych celów i zagwarantowania im długofalowego znaczenia Rosja szuka nowych sojuszników na Zachodzie. I jak się wydaje już ich znalazła pod postacią największych państw Unii Europejskiej. Jacques Chirac, Tony Blair i do niedawna także Gerhard Schröder (a dziś tę politykę stara się kontynuować kanclerz Angela Merkel) nie ukrywają przyjacielskich stosunków z prezydentem Władimirem Putinem, nic nie robiąc sobie z łamania praw człowieka i swobód demokratycznych w rządzonej przez niego Rosji. Mało tego, gdyż wydają się nie zauważać, że podtrzymując zacieśnianie stosunków z Rosją, robią to kosztem innych państw członkowskich Unii Europejskiej, w tym Polski. Jednocześnie przyczyniają się do rozbijania jedności politycznej wspólnoty.
Rosyjskie sławne „niet” z czasów Jelcyna okazało się niewystarczające. Bezpośrednie, jawne blokowanie rozszerzenia UE, nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, a przywódcy starej Piętnastki nic sobie z tego nie robili. Rosja zaczęła być spychana na margines polityczny. Kolejnym krokiem było wyzwolenie się spod jej wpływów takich państw, jak Litwa, Łotwa, Estonia, a potem też Gruzja i Ukraina. Ostatnio również Mołdawia wyraziła swoje proeuropejskie aspiracje. Dlatego jedynym sposobem na zmianę status quo okazała się polityka propagowana przez Putina, stosująca metody KGB-owskie. Jak się okazuje przynosi ona rezultaty, a Rosja powraca na arenę międzynarodową, dyktując swoje warunki.
Manipulując przywódcami największych państw europejskich i zyskując ich przychylność, Kreml niemal bezkarnie mści się na sąsiednich państwach za wybór demokracji i samodzielności. To gra, która wkrótce może doprowadzić do powrotu na drogę do dawnej potęgi, wykazująca jednocześnie talenty dyplomatyczne prezydenta Putina. Gra ta przeszła w decydujący etap poprzez tzw. wojnę gazową z Ukrainą, przejawiającą się w zakręceniu kurków z gazem dla tego państwa. Odczuła to również Polska. W ślad za tym poszedł spór o obiekty wojskowe rosyjskiej floty na Krymie.
Przepychanki z dostawami gazu dotknęły także Mołdawię za wypowiedzi jej polityków, zmierzających do wyrwania się spod parasola Moskwy. Kiszyniowowi nie udało się jednak wynegocjować warunków podobnych do Ukrainy (chociaż i te nie były zbyt atrakcyjne). Jedynie Bułgaria nie podporządkowała się rosyjskim warunkom renegocjacji umowy, dotyczącej dostaw i tranzytu gazu. Jednak jak wskazują przykłady innych państw, Rosja postara się o znalezienie innego pretekstu, aby osiągnąć swoje cele i poniżyć rząd w Sofii.
Mniej szczęścia miała Gruzja, która do dziś pozostaje w ostrym konflikcie z Rosją. Dziś wydaje się, że zbyt wcześnie przyjęto tam z zadowoleniem zażegnanie konfliktu gazowego przez obietnicę przekazania Rosji gruzińskich gazociągów. Zarówno Gruzję, jak i Mołdowę dotknął zakaz eksportu do Rosji wielu towarów, w tym win i koniaków. To jedna z wielu metod stosowanych obecnie przez rząd rosyjski wobec „niesubordynowanych” państw. Od kilku miesięcy Polska nie może tam wwozić swojego mięsa, a podobne, choć na mniejszą skalę, sankcje dotknęły również Ukrainę. W odpowiedzią na taką politykę prezydent Gruzji Michel Saakakaszwili polecił rządowi opracowanie diagnozy celowości pozostawania przez Gruzję we Wspólnocie Niepodległych państw. Kroki w podobnym kierunku kierował minister spraw zagranicznych Ukrainy Borys Tarasiuk podczas wojny gazowej z Rosją, grożąc wystąpieniem jego kraju z WNP.
Dziś wydaje się, że niebezpieczeństwo płynące z agresywnej polityki Rosji wobec jej sąsiadów, zauważają nie tylko państwa dotknięte bezpośrednio działaniami Moskwy, jak w przypadku prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa, który wezwał do powstania wspólnego frontu państw zagrożonych przez Rosję, w celu uniknięcia kryzysu energetycznego. Takie niebezpieczeństwo widzą również politycy amerykańscy. Przykładem na to była bezprecedensowa wypowiedź wiceprezydenta USA Dicka Chaneya podczas niedawnej konferencji przywódców państw Europy Środkowej i Wschodniej oraz polityków Unii Europejskiej w Wilnie pod nazwą „Wspólna wizja wspólnego sąsiedztwa”. Chaney ostro skrytykował Rosję za wykorzystywanie szantażu w stosunkach ze swoimi sąsiadami.
Czy jednak nie pozostaną to jedynie słowa? Przecież Rosja jest niezbędna Stanom Zjednoczonym. Choćby nawet teraz. USA zapewne nie będą szukać konfliktu z Moskwą, w momencie gdy starają się przeforsować w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucję nakładającą sankcje na Iran za prowadzenie przez ten kraj badań nad wzbogacaniem uranu, a Rosja obok Chin jest przeciwna takiemu rozwiązaniu. Ponownie interes mniejszych państw zostanie zepchnięty na dalszy plan przez „wyższą konieczność” – stwierdzenie dość popularne wśród dyplomatów. Tak też Gazociąg Północny, łączący Rosję z Niemcami będzie budowany, a Unia Europejska wciąż będzie zwlekać z pracami nad wspólnym programem bezpieczeństwa energetycznego (o ile w ogóle dojdzie on do skutku, gdyż nie wszystkie państwa mogą być nim zainteresowane po porozumieniu z Rosją). Należy żywić jedynie nadzieję, że ostatnie wypowiedzi polityków, w tym tych uczestniczących w wileńskim szczycie oraz polskiego ministra obrony Radosława Sikorskiego, porównująca Gazociąg Północny do paktu Ribbentrop – Mołotow (chociaż mało fortunna i naganna) wywołają chwilę zastanowienia wśród decydentów w Brukseli i naszych sojuszników w państwach Unii Europejskiej. Jakkolwiek zahamować rosyjskiej polityki nie będziemy w stanie, ale pojawi w tym wypadku pojawi się szansa na wspólne uchronienie się przed negatywnymi następstwami tej polityki.
Źródło zdjęcia: Markus Schweiss / Wikimedia Commons