Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Tak kończą wrogowie reżimu               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
14-11-2010

 

13-11-2010

 

18-12-2009

  Zamach w Birmie

12-07-2008

 

25-05-2008

  Birma: Konferencja nt. pomocy humanitarnej

24-05-2008

 

11-05-2008

 

+ zobacz więcej

Tak kończą wrogowie reżimu 

11-04-2006

  Autor: DVB

Birma (czy jak chcą władze Myanmar) - kraj rządzony przez jeden z najbardziej znanych i opresyjnych reżimów wojskowych współczesnego świata. Jak wyglądają więzienia, w których junta przetrzymuje swoich oponentów? Oto relacja jednego z nich, jaką przedstawił tuż po wyjściu na wolność.

 

 

Jak się czujesz w pierwszym dniu na wolności?

KO KO GYI, JEDEN Z LIDERÓW BIRMAŃSKIEJ OPOZYCJI: Jeśli chodzi o moje zdrowie, muszę jeszcze w pełni się przebadać. Mam poparzenia, kłopoty z żołądkiem i podobne sprawy. Zwykle mówi się, że dzień wyjścia na wolność jest najszczęśliwszym dniem w życiu. Ale, póki to uczucie jest jeszcze świeże, muszę powiedzieć, że ciągle mam więzienie w swoich myślach. Czuję ból moich towarzyszy, którzy tam zostali i cieszę się, że sam stamtąd wyszedłem. Muszę przyznać, że to wszystko jest pomieszane ze sobą. W ciągu moich 14 lat w Thayet w środkowej Birmie poznałem co najmniej 10 ludzi, którzy przebywali tam, w jednoosobowych celach, dłużej niż ja. Jest tam więzionych prawie 30 osób z KNU (Narodowy Związek Karenów). Chcę więc, skoro już zostałem wypuszczony, by oni też jak najszybciej zostali zwolnieni. Muszę powiedzieć, że nie chodzi tu po prostu o moje zwolnienie, chodzi o rozdzielenie mnie z towarzyszami, z którymi spędziłem wiele lat razem. Mam nadzieję, że będzie ono tymczasowe. W imieniu moich ciągle więzionych towarzyszy i ich krewnych, modlę się więc o ich jak najszybsze uwolnienie.

Czy sytuacja w więzieniach się poprawiła? Jak wyglądała w porównaniu z wcześniejszym okresem?

Wiem na pewno, że w więzieniu Thayet, zanim zjawiła się tam inspekcja Czerwonego Krzyża, dochodziło do pobić, zakuwania w łańcuchy, przetrzymywania w pojedynczych celach i podobnych rzeczy, zwłaszcza w odniesieniu do ludzi skazanych na podstawie Aktu 5J. Po inspekcji te praktyki zniknęły i nigdy więcej się nie pojawiły. Woda była dostępna w obfitości, mogliśmy czytać książki. Na tym właśnie polegała poprawa sytuacji. Jeśli chodzi o opiekę medyczną, w porównaniu z wcześniejszym okresem mogliśmy korzystać z pomocy lekarskiej. W Thayet nie było lekarza więziennego, ale w razie potrzeby mogliśmy wezwać kogoś z zewnątrz.

Kiedy zostałeś przeniesiony z Thayet do więzienia Insein, czy zostałeś zakuty w łańcuchy lub coś podobnego?

Nie, ale zostały mi założone kajdanki. Byłem eskortowany przez oficera policji oraz policjanta i kaprala z dowództwa więzienia. Pojechaliśmy Asia Express.

Dlaczego przed zwolnieniem zostałeś tam przeniesiony?

Ko Ko Gyi: Nic mi nie przychodzi na myśl. Wszystko zdarzyło się zupełnie niespodziewanie. 10 i 11 marca (2005r.) przyszli mnie zobaczyć przedstawiciele władz. To było rutynowe spotkanie. Ale oni nie pytali się wiele o moją sprawę, tylko długo krążyli wokół tematu, by dowiedzieć się co zrobię, gdy wyjdę na wolność. Potem zabrali mnie do sali spotkań, by się zobaczyć ze wszystkimi i wypuścili mnie.

Skoro już jesteś na wolności, co sądzisz o zmianach ostatnich 14 lat?

Miałem okazję je zobaczyć, jak jechałem z Thayet do Insein, na tydzień przed 10 marca. Jestem zainteresowany rozwojem kraju, więc cały czas obserwowałem okolicę. Na drodze do Rangunu non stop pojawiały się tablice reklamowe. Każdy rodzaj tablic! Myślę, że ich ilość cały czas się zwiększa. Przez całą drogę widziałem też puste torby plastikowe, unoszone przez wiatr. Sporadycznie pojawiały się też anteny satelitarne. To zobaczyłem na drodze z Thayet do Insein. Gdy przybyłem do Rangunu, ujrzałem znaczące zmiany i postęp. Cokolwiek byśmy nie mówili, choć nie jest to to, o czym marzyliśmy, jestem całkiem zadowolony z takich efektów naszych poświęceń z 1988.

Czy po wyjściu na wolność pozostałeś wierny przekonaniom z 1988?

Ko Ko Gyi: Moim stałym przekonaniem politycznym jest wiara w pokojową i gładką zmianę. Przez całe życie starałem się sprawić, by było to możliwe. Ciągle tak myślę. Uważam, że polityka jest bardzo subtelną sztuką. Nie można rozwiązywać problemów jednostronnie, przy użyciu przemocy. Tylko jeśli wszystkie strony zaangażowane w politykę współpracują ze sobą z wielką cierpliwością i współczuciem dla cierpiących, przyszłość naszego kraju będzie piękna i pokojowa. W to wierzę.

Spędziłeś około 14 lat w więzieniu. Czy uważasz, że było to niesprawiedliwe?

Na początku czułem się głównie sfrustrowany. Potem mijały miesiące, lata, aż końcu, gdy przebywałem w centrum przesłuchań, usłyszałem pewną rzecz od oficerów wywiadu. Powiedzieli mi, jak kochali swój kraj, jak byli gotowi oddać dla niego swoje życie i tak dalej. Ja też miałem okazję pokazać, jak bardzo kocham swój kraj i swój naród, poświęcając dla niego swoją młodość, rodzinę i życie towarzyskie. W taki sposób siebie traktuję.

Uwolniono już innych przywódców, Min Ko Nainga, Zaw Min, Htaya Kywe. Spędziliście 13-16 lat w więzieniu. Czy myślałeś na początku twojego wyroku, że będzie on trwał tak długo?

To prawda, nigdy nie myślałem, że będę więziony tak długo. Były to jednak czasy, w których władze państwowe bardzo nas zaskakiwały. Nasze działania miały na celu pokojowe rozwiązanie politycznych problemów naszego kraju. W 1988 dali nam za to 20 lat. Potem przed bramami więzienia odczytali obietnicę amnestii, zgodnie z którą miałem być wypuszczony po odbyciu 10 lat. Potem przedłużyli mój wyrok i dalej mnie więzili na podstawie Aktu 10A. Przyznaję, że byłem tym bardzo zaskoczony. Ale, cokolwiek by nie mówić, takie rzeczy się działy. W porównaniu z położeniem ponad 50 milionów ludzi moje osobiste uczucia, poświęcenia i straty nie są takie niezwykłe. Myślę, że powinienem to potraktować ze względnym zadowoleniem.

Wczoraj Min Ko Naing, Zaw Min, Pyone Cho, Htay Kye i inni przywódcy powiedzieli, że nie czują żalu za tak długie uwięzienie. Uważają, że zapłacili tę cenę za własny kraj i naród i nie żywią teraz nienawiści w serach.. Ty jak się czujesz?

Rzeczywiście, nienawiść i myślenie tylko o sobie rodzą gniew. Gniew opanowuje osobę, która się mu poddaje i rozszerza się, niszcząc kolejne obszary. Nie możemy oprzeć naszego kraju na gniewie i samolubstwie. Jeśli będziemy mocno w to wierzyć i odrzucimy naszą nienawiść i samolubstwo, powinniśmy zacząć się spotykać, rozmawiać i współpracować dla dobra naszego kraju i narodu. To jest najważniejsza sprawa. Nawet taki student jak ja, uwięziony na tak długo, ma tak silne przekonanie. Dlaczego inni ludzie nie mogą też tak myśleć? Wierzę i mam nadzieję, że jest to możliwe.

Możesz myśleć o tym, jak o zbiegu okoliczności. Jeśli spojrzysz 17 lat wstecz, na początek wystąpień studenckich, co na tę myśl czujesz, teraz po uwolnieniu?

Przede wszystkim pragnę, by nowe pokolenia studentów nie musiały cierpieć tych samych skutków i reakcji. Rozumiem przez to, że zapłaciliśmy naszymi życiami, by dać szczęście przyszłym pokoleniom.

Jeśli nowe pokolenie studentów spytałoby cię, czym sobie zasłużyłeś na dożywocie, co byś odpowiedział?

Gdybym musiał opowiadać nowemu pokoleniu o moich czasach, pomyśleliby, że to jest zupełnie niewiarygodne, że to jest mit. Gdybym opowiedział im, co robiliśmy, jakie to były czasy i jak zostaliśmy za to ukarani, myślę, że zapytaliby mnie podejrzliwie, czy to jest prawda. Zacytuję teraz powiedzenie. My, pokolenie '88, poświęciliśmy nasze życia myśli, co można i powinno się zrobić dla kraju. Młode pokolenie otwiera się na zewnątrz i osiąga dobrobyt. Nie powinniśmy więc zajmować się wyłącznie własnymi osiągnięciami, ale spojrzeć też na młodzież i na rozwój całego społeczeństwa. Chcę zachęcić wszystkich do wspierania ducha większości, polepszając przy tym położenie każdego.

Co masz do powiedzenia twoim towarzyszom i współpracownikom z czasów powstania w 1988 i rodzinom więźniów politycznych?

Chcę powiedzieć moim towarzyszom stamtąd i ich rodzinom, że ci, którzy zostali na długi czas uwięzieni, przeżywają to, co nazywam "czterema pragnieniami". Doświadczyłem tego, kiedy byłem pozbawiany snu w centrum przesłuchań. To było pragnienie snu. Potem nie pozwalali mi pić. Udawałem, że idę się wysikać i piłem wodę z brudnego wiadra. To była najsmaczniejsza woda, jaką w życiu piłem - takie miałem pragnienie. Czasem nie jadłem nic przez dwa dni. Ale wśród wszystkich rodzajów pragnienia najgorsza dla długoletniego więźnia jest tęsknota za towarzystwem. Gdy jesteś zamknięty w czterech ścianach, chcesz rozmawiać, zwierzać się komuś, kto mówi tym samym językiem i wierzy w to samo. Albo gdy ktoś przychodzi do ciebie z wizytą, chcesz wiedzieć, kogo on jeszcze widział, co inni mu mówili lub przekazywali. Nasze widzenia trwały tylko 15 minut. Gdy wracałem do mojej celi, z otrzymanymi wiadomościami, mówiłem do siebie, że nie jestem sam. Musiałem przetrwać mój wyrok ze świadomością, że na zewnątrz są ludzie i towarzysze, którzy mi pomagają. Więźniowie potrzebują przede wszystkim pomocy materialnej i psychologicznej. Jestem na przykład bardzo wdzięczny MCK za składane wizyty. Czerwony Krzyż pomógł rodzinom więźniów przygotować się na spotkanie z bliskimi w więzieniu. Chcę wobec tego powiedzieć, że jeśli takie rodziny mają trudności z zobaczeniem się ze swoimi bliskimi, powinny spróbować przez MCK. Jeśli nie możecie się z nimi widzieć, piszcie do nich. Najlepszą rzeczą, jaką możecie zrobić dla więźniów politycznych, którzy poświęcili temu swoje życia, jest zaspokojenie ich pragnienia kontaktu. Chcę, by wszyscy zrozumieli, co czują moi towarzysze i ich rodziny.

Czy możesz opowiedzieć o jakimś specjalnym przeżyciu podczas tamtych lat?

Ko Ko Gyi: Jako syn, który doświadczył śmierci matki, chcę powiedzieć coś poważnego o miłości do niej. 2 września 1992r., przyszli do mnie przedstawiciele władz więzienia i kazali przebrać się w cywilne ubranie. Nosiłem wtedy łańcuchy. Poszedłem za nimi, nie mając pojęcia, o co chodzi. Gdy przyszedłem do więziennego biura, zdjęli łańcuhcy z moich nóg i poprowadzili mnie w stronę bramy. Mówili mi "Bądź spokojny. Nie myśl o tym za wiele. Dzisiaj jest pogrzeb twojej matki". Nie wiem, jak opisać, co wtedy odczułem. To była najbardziej niesamowita rzecz w moim życiu. Ostatnia podróż matki odebrała jej ukochanemu synowi łańcuchy. A po powrocie z pogrzebu nie zakuwali mnie w nie przez kolejne 12 dni.   

Tłumaczenie: Maciej Józefowicz

Na zdjęciu: Przywódczyni birmańskiej opozycji, Aung San Suu Kyi
Źródło: dassk.org / Wikimedia Commons

Wywiad ukazał się po raz pierwszy w serwisie Democratic Voice of Burma (DVB). Przedruk w języku polskim za zgodą redakcji.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl