Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Zwycięstwo Evo Moralesa - przyczyny i skutki (cz.2)               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
02-05-2009

  Boliwia nacjonalizuje europejski koncern paliwowy

20-10-2008

  Kokaina i Europejczycy

16-09-2008

 

12-09-2008

 

10-08-2006

  Kronika wyborcza: lipiec 2006

06-04-2006

 

27-02-2006

  Koka zamiast mleka

+ zobacz więcej

Zwycięstwo Evo Moralesa - przyczyny i skutki (cz.2) 

07-04-2006

  Autor: Maciej Józefowicz

Morales nie jest ani pierwszym, ani jedynym politykiem, opierającym swoją popularność na dolnych warstwach społeczeństwa oraz antyamerykańsko nastawionym. Jego wybór stanowi raczej część procesu określanego jako „nowy populizm” – pojawiania się w biednych krajach rządów wypowiadających się przeciw amerykańskiej (lub szerzej, zachodniej) dominacji i wolnorynkowemu, promującemu duże, zachodnie korporacje, modelowi globalizacji.  Nie licząc Fidela Castro, rządzącego Kubą od 1959r., politycy o poglądach podobnych do Moralesa objęli w ostatnich latach władzę w dwóch ważnych państwach regionu: Wenezueli i Brazylii.

 

 

W Wenezueli od 1999r. prezydentem jest Hugo Chavez, wojskowy, który próbował najpierw przejąć władzę siłą (pucz wojskowy w 1992r.), by dopiero potem włączyć się w demokratyczny proces polityczny. Jako prezydent, Chavez kieruje się stworzoną przez siebie doktryną „boliwarianizmu”, mocno akcentującą suwerenność kraju, zarówno pod względem politycznym, jak i gospodarczym, bezpośredni udział obywateli w sprawowaniu władzy (referenda, możliwość odwołania prezydenta w powszechnym głosowaniu przed upływem kadencji) oraz redystrybucję dochodu z największego bogactwa naturalnego Wenezueli – ropy naftowej – wśród społeczeństwa. Przejawem stosowania tej doktryny było wprowadzenie w 1999 r. nowej konstytucji, zmieniającej nawet nazwę państwa na Boliwariańską Republikę Wenezueli, umacniającej władzę prezydencką i rozszerzającej, przynajmniej deklaratywnie zasadę ludowładztwa. Na gruncie ekonomicznym Chavez zwiększył dywidendy z zysku państwowej kompanii naftowej, Petróleos de Venezuela, przekazując je na cele społeczne. Uruchomił też „misje boliwariańskie” – szereg programów socjalnych, obejmujących m.in. poprawę jakości edukacji, i opieki zdrowotnej, budowę mieszkań dla najbiedniejszych, reformę rolną, rozwój nauki, itp. Wenezuelska polityka zagraniczna opiera się na „dyplomacji naftowej” – tworzeniu dwu- i wielostronnych porozumień gospodarczych z krajami regionu, uwzględniających m.in. sprzedaż ropy przez Wenezuelę po promocyjnych cenach, znacząco niższych od rynkowych. Bardzo silne ponadto są w niej akcenty wymierzone przeciw USA, zarówno na płaszczyźnie werbalnej, w licznych przemówieniach Chaveza, jak i praktycznej, co wyraziło się m.in. w wenezuelskim oporze przeciw utworzeniu lansowanej przez Stany Zjednoczone ogólnoamerykańskiej strefy wolnego handlu FTAA na Szczycie Ameryk w Mar Del Plata w XI 2005r.

Brazylia z kolei od 2003r. rządzona jest przez Luiza Inácio Lulę da Silvę, dawnego działacza związkowego. Lula w trakcie swojej kariery związkowej i kampanii wyborczej głosił bardzo populistyczne, socjalne hasła, które jednak nie znalazły przełożenia na politykę jego rządu. W ciągu ostatnich kilku lat zostały podjęte pewne reformy (emerytalna, sądownicza, ograniczająca dostęp do broni, itd.), jak również programy socjalne zwalczające głód, jednak swobodnie mieszczą się one w umiarkowanym sposobie rządzenia. W polityce zagranicznej Brazylia obrała kurs lekko antyzachodni, również sprzeciwiając się utworzeniu FTAA i angażując się w handel z innymi regionami świata: Chinami, Bliskim Wschodem, czy Afryką. Lula wyraża też poparcie dla podatku Tobina, obciążającego transakcje międzynarodowe dla zapobieżenia spekulacjom.

Porównując tych trzech przywódców, można wyodrębnić wiele cech wspólnych. Wszyscy pochodzą z dolnych warstw społeczeństwa, z niezamożnych rodzin (Morales – Indianin, Chavez – syn nauczycieli pochodzenia indiańsko-afrykańsko-hiszpańskiego, Lula – syn farmerów). Wszyscy próbowali już wcześniej, bezskutecznie, zdobyć władzę (Morales – wybory w 2002r., Chavez – zamach stanu w 1992r., Lula – wybory już w 1989r.). Wszyscy wreszcie posługują się podobnymi hasłami i retoryką, skierowaną do najbiedniejszych i wymierzoną przeciw Zachodowi, USA i niesprawiedliwemu ich zdaniem modelowi wymiany gospodarczej. Można to wytłumaczyć odwoływaniem się do ubogiego elektoratu, jako najliczniejszego, ale też wydaje się, że sami politycy podzielają te poglądy, zwłaszcza zważywszy ich pochodzenie. Choć ani Chavez, ani Lula nie przyczynili się bezpośrednio do zwycięstwa Moralesa, ich wcześniejsze zwycięstwo pomogło mu pod względem psychologicznym, było też wykorzystywane w jego kampanii wyborczej. Choć trudno przypuszczać, że biedny, indiański elektorat stanowiący bazę poparcia dla Moralesa znał szczegóły polityki jego ideologicznych towarzyszy, nie można wykluczyć, że choćby przez wyborczą propagandę zdawał sobie sprawę z ich istnienia, co mogło się przełożyć na poparcie dla człowieka stosującego podobne metody. Zwycięstwa Luli i Chaveza nie mogą być więc widziane jako czynniki bezpośrednio decydujące o zwycięstwie Moralesa,  można je jednak postrzegać jako wcześniejsze ogniwa procesu, w którym triumf obecnego prezydenta Boliwii był, jeśli nie nieunikniony, to prawdopodobny. 
 
Polityka wewnętrzna Moralesa

Wobec bezprecedensowego zwycięstwa wyborczego, połączonego z praktyczną eliminacją poprzedniej elity rządowej, nowy prezydent stanął przed możliwością pełnej i nieskrępowanej realizacji swoich obietnic wyborczych. Sądząc po jego dotychczasowych osiągnięciach, należy mimo krótkiego upływu czasu stwierdzić, że Morales stara się spełnić swoje zobowiązania w miarę dostępnych możliwości. W ramach zapowiadanych zmian można wyróżnić 4 podstawowe kierunki reform, zgodne z programem głoszonym przez Moralesa i MAS podczas kampanii wyborczej.

Pierwszym zagadnieniem, z którym nowy rząd chce się zmierzyć, jest reforma konstytucyjna. 2 VI 2006r. ma zostać zwołana konstytuanta, która 6 VIII ma rozpocząć obrady. Celem na razie niesprecyzowanych zmian w systemie politycznym Boliwii jest rzeczywiste zrównanie w prawach ludności tubylczej i dotychczasowej białej i metyskiej elity, które, mimo, iż oficjalnie głoszone przez różne rządy od lat 80, zdaniem Moralesa ciągle pozostaje tylko na papierze.

Drugą sprawą jest zwołane przez poprzedni Kongres na VII 2006r. referendum w sprawie przyznania autonomii dla departamentu Santa Cruz. Tendencje separatystyczne w Boliwii istniały już w wieku XIX, czego próbą załagodzenia było ustanowienie dwóch miast stołecznych – nominalnej stolicy w Sucre i faktycznej w La Paz. W 1994r. Ludowe Prawo Partycypacyjne przekazało znaczną część uprawnień ze szczebla centralnego na samorządowy, a w XII 2005r. po raz pierwszy w historii odbyły się wybory prefektów prowincji. Szczególnie intensywne żądania samorządności wychodziły w ostatnich latach z departamentu Santa Cruz – zdecydowanie największego (zajmującej ok. 1/3 terytorium kraju), najbogatszego i posiadającego złoża gazu ziemnego – organizowane przez Komitet Obywatelski Santa Cruz i Izbę Przemysłu, Handlu, Usług i Turystyki Santa Cruz (CAINCO): organizacje skupiające bogatych, białych właścicieli ziemskich i przemysłowców. Separatyści z Santa Cruz odegrali znaczącą rolę w akcji protestacyjnej w 2005 r., prowadzącej do ustąpienia Mesy i doprowadzili swoim naciskiem do ogłoszenia przez poprzedni Kongres referendum. Nowo wybrany prefekt, Ruben Costa, potwierdza te dążenia. Żądania autonomii wysuwały również departamenty Tarija, Beni i Pando.

 Z żądaniami autonomii dla Santa Cruz powiązana jest kwestia reformy rolnej. Ma ona na celu nadanie ziemi bezrolnym chłopom, co ma się odbyć kosztem wielkich majątków hodowców bydła, położonych właśnie we wschodnich departamentach, szczególnie w Santa Cruz. Forsuje to pochodzący z tego regionu nowy minister rolnictwa, Hugo Salvatierra, jednak właściciele ziemscy mają na ten temat zupełnie inne zdanie. Stąd też nie wiadomo do końca, jaką Morales przyjmie taktykę wobec zapowiedzianego referendum i jego wyników. Z jednej strony niższe warstwy społeczne regionu – Indianie i rolnicy – od czasu „wojny o gaz” w 2003r., gdzie walczyli wspólnie z cocaleros popierają działania nowej władzy. W ostatnich wyborach Morales zdobył w obcym dla niego departamencie aż 33% głosów, głównie za ich sprawą. Perspektywa większej kontroli nad zasobami gazu na szczeblu komunalnym jest  generalnie przez niego popierana. Problem może polegać jednak na ewentualnych zaburzeniach w bilansie płatniczym państwa – autonomia bogatego departamentu (określanego czasem mianem „boliwijskiej Katalonii”) oznaczać będzie zatrzymanie większej części wpływów z podatków na szczeblu regionalnym i mniejsze wpływy do budżetu centralnego, a w konsekwencji pogłębianie się nierówności między bogatszymi a biedniejszymi (np. Potosi) częściami kraju. Ponadto władzy Komitetu Obywatelskiego Santa Cruz  sprzeciwiają się niektóre grupy Indian, widząc w nim narzędzie utrwalenia władzy elit nad tubylczą większością. Z tych powodów na ostateczne potwierdzenie poglądów Moralesa na unitaryzację bądź federalizację kraju należy poczekać przynajmniej do lipca.

Trzecim zagadnieniem jest sprawa praw własnościowych Boliwii do znajdujących się na ich terenie surowców  (głównie gazu ziemnego) i możliwości korzystania z nich przez zagraniczne przedsiębiorstwa. Morales w tej dziedzinie konsekwentnie sprzeciwia się jakiejkolwiek denacjonalizacji zasobów, ale otwarty jest na zagraniczne inwestycje, zwłaszcza rozwijające gospodarkę boliwijską przez budowę rafinerii i infrastruktury transportowej. Przypuszcza się, że zainteresowane przedsiębiorstwa nie będą napotykały specjalnych przeszkód w inwestowaniu, a prawo gazowe ustanowione za czasów Carlosa Mesy może być nawet złagodzone. Czynnikami sprzyjającymi postawieniu na gaz jako pierwszorzędny towar eksportowy Boliwii są obfitość jego zasobów i wzrost popytu w krajach sąsiednich: Brazylii, Argentynie i Chile.

Wreszcie ostatnim i najbardziej kontrowersyjnym dla środowiska międzynarodowego zagadnieniem jest polityka rządu dotycząca upraw koki. Stanowisko Moralesa w tej kwestii jest jasne – jego rządy to koniec niszczenia upraw i sprzeciw wobec jakiejkolwiek próby narzucenia ograniczeń produkcji z zewnątrz, ale jednocześnie walka z prawdziwym handlem kokainą. Postulaty te są tak fundamentalne dla ruchu cocaleros i ich zwolenników, że rezygnacja z nich jest w praktyce niewyobrażalna i równałaby się śmierci politycznej samego Moralesa.

 W realizacji tych zadań Morales może spotkać się potencjalnie z trzema grupami opozycyjnymi. Pierwszą z nich są radykalni lewicowcy w rodzaju Roberto de la Cruza z El Alto (dzielnicy nędzy na przedmieściach La Paz) czy Felipe Quispego, przywódcy MIP, pragnącego odebrać władzę w kraju „białej elicie”, którzy mogą uważać nowy rząd za nie dość reformatorski. Kolejna to bogate metyskie elity większych miast i części departamentów, szczególnie Santa Cruz, które zdecydowanie nie będą przychylne reformie rolnej. Wreszcie nie można lekceważyć stanowiska rządu Stanów Zjednoczonych, niezależnie od opcji politycznej sprzeciwiającego się próbom powstania niezależnego układu sił w Ameryce Łacińskiej. Połączony nacisk tych trzech ośrodków może się okazać dla Moralesa trudny, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę, że realizacja zapowiadanych reform może zostać wypaczona przez brak doświadczenia jego ministrów. Zrywając z tradycją rządów technokratów, Morales obsadził ministerstwa swoimi współpracownikami z MAS (tylko 2 resorty z 14 pozostały w rękach ekspertów), co budzi pytania o ich kompetencje. Problemy mogą pojawić się również na szczeblu podministerialnym, co wynika z braku wykwalifikowanej kadry urzędniczej. Nowa władza co prawda obiecuje poprawę jakości funkcjonowania administracji i walkę z korupcją, ale nie wiadomo, czy zdąży z tym przed zapowiadanymi reformami.  
 
 Polityka zagraniczna Moralesa

Nowy prezydent Boliwii, niewątpliwie ukształtowany przez wymienione wcześniej czynniki, swoją polityką i „innością” również oddziałuje na świat zewnętrzny. Wybór Indianina, socjalisty i radykała spowodował poruszenie w mediach i pośród polityków zainteresowanych krajów Zachodu.

Sam Morales jeszcze przed zaprzysiężeniem odbył długą i bardzo efektowną z medialnego punktu widzenia podróż zagraniczną, spotykając się z wieloma ważnymi osobistościami światowymi. Wyprawa. trwająca od 29 XII 2005 r. do 13 I 2006 r., obejmowała 8 krajów na 4 kontynentach, jednak bez USA – Morales zerwał z kilkudziesięcioletnią tradycją odwiedzania Waszyngtonu.. Rzeczywiście, wybór krajów odwiedzonych przez prezydenta-elekta oraz efekty jego wizyt pozwalają stwierdzić, że chce on zbudować system powiązań międzynarodowych autonomiczny wobec Stanów Zjednoczonych i mogący w przyszłości przeciwstawić się naciskom amerykańskim. Warto wspomnieć, że pierwotne plany podróży obejmowały także wizyty w Iranie i Indiach, które jednak zostały odwołane z powodów logistycznych i meteorologicznych.

Bardzo dobrze Morales przyjęty został na Kubie, (wcześniej Fidel Castro skomentował wybory jako „cudowne” – „elección milagro”), co wyraziło się nawet w takim geście protokolarnym, jak wyłożenie na lotnisku w Hawanie czerwonego dywanu. Efektem spotkania było podpisanie 30 XII 2005 r. konwencji o współpracy w dziedzinie edukacji i zdrowia, przewidującej m.in. wysłanie w ciągu najbliższych 30 miesięcy 5000 boliwijskich studentów na studia medyczne na Kubę oraz kubańską pomoc w kampanii całkowitej alfabetyzacji kraju. Morales podczas wizyty mówił też o własnej wizji stosunków z USA – „bez podporządkowania, bez warunków, bez szantażu” („sin subordinación, sin condicionamiento, sin chantaje”).

Kolejnym krajem, z którym Moralesowi udało się nawiązać przyjazne stosunki, była Wenezuela. Podczas spotkania z Chavezem w Caracas 3 I 2006 r. uzgodnione zostało porozumienie o wymianie handlowej – Wenezuela miała dostarczać ropę w zamian za towary żywnościowe. Szczegółowe porozumienia zostały podpisane 23 I 2006 r. w La Paz, gdzie Chavez przybył na uroczystości zaprzysiężenia. Na ich podstawie Wenezuela miała wysyłać miesięcznie 200 000 baryłek ropy w zamian za dostawy soi (200 000 ton rocznie) i kurczaka (20 000 ton rocznie). Ponadto podpisane zostały umowy o współpracy w dziedzinie zdrowia i edukacji. Politycy podziękowali sobie za udzielane wzajemnie wsparcie i wyrazili chęć dalszej integracji w regionie, bez wpływu obcych mocarstw. Obaj przyrzekli sobie również pomoc w sytuacji zagrożenia niepodległości. Odbyły się także pierwsze rozmowy na temat projektowanego przez Chaveza transamerykańskiego gazociągu łączącego Wenezuelę z Argentyną. Boliwia, posiadająca drugie co do wielkości złoża gazu w regionie byłaby, według późniejszych wypowiedzi wenezuelskiego prezydenta, naturalnym beneficjentem tego projektu.

 Na kontynencie europejskim pierwszoplanowym partnerem dla Moralesa wydaje się być Hiszpania, co, zważywszy na wspólnotę językową, kulturową i historyczną, jest rzeczą najzupełniej zrozumiałą. Podczas spotkania z premierem Zapatero 4 I 2006 r. Morales otrzymał obietnicę umorzenia większości boliwijskiego długu (99 mln euro ze 120 mln). Dyskutowane były również sprawy hiszpańskich inwestycji w kraju, zwłaszcza dotyczących gazu. Morales powtórzył swoje wcześniejsze twierdzenia, że wyłączną własność nad jegozasobami sprawuje rząd Boliwii, wykluczył jednak konfiskaty majątku obcych korporacji – zapewnił o znaczeniu zagranicznych inwestycji dla tworzenia miejsc pracy i zmniejszania nierówności oraz o zabezpieczeniu hiszpańskich interesów. Największy rozgłos wzbudziły jednak nie rozmowy, ale spotkanie Moralesa z królem Juanem Carlosem następnego dnia. Prezydent-elekt ubrany był w tradycyjny strój noszony przez Ajmarów, przypominający kolorowy sweter. Zestawienie tego dosyć nieformalnego ubioru z garniturem noszonym przez króla wzbudziło bardzo nieprzychylne komentarze prasy hiszpańskiej, oskarżające Moralesa o ciężkie naruszenie protokołu dyplomatycznego.

 Kolejnymi państwami europejskimi odwiedzonym przez Moralesa były, w dniach 6-7 I 2006 r., Francja i Belgia, gdzie spotkał się z Jacquesem Chirakiem i Javierem Solaną. Podobnie, jak w Hiszpanii, głównym przedmiotem rozmów była ochrona francuskich i europejskich inwestycji w Boliwii. Morales powtórzył swoje stanowisko z rozmów w Hiszpanii, opowiadając się generalnie za dalszym rozwojem europejskiego zaangażowania w swoim kraju. W zamian Francja i Unia Europejska obiecały pomoc gospodarczą, a prezydent Chirac dołożył oprócz tego, poza ciepłymi słowami „podziwu dla demokratycznej rewolucji” zapowiedzi współpracy humanitarnej (w tym program profilaktyki epidemiologicznej za sumę 20 mln euro). Solana w imieniu Unii Europejskiej obiecał dalszą pomoc w osiąganiu wzrostu gospodarczego, promowania sprawiedliwości społecznej i walki z ubóstwem, podkreślając jednak znaczenie stabilności i ochrony prawnej dla międzynarodowych inwestycji. Zachęcił również Moralesa do promowania integracji regionalnej w regionie Andów w kontekście szczytu UE – Ameryka Łacińska, planowanego na V 2006 r. w Wiedniu. Dodatkowo Morales spotkał się z holenderskim ministrem spraw zagranicznych, Benem Botem, który obiecał pomoc w wysokości 15 mln euro rocznie.

Duże znaczenie prezydent-elekt Boliwii przywiązał kolejnemu celowi swojej podróży – Chinom. Spotkanie z Hu Jintao 9 I 2006 r. pomyślane było jako okazja do nawiązania kontaktów z nowym partnerem międzynarodowym, ważnym, ale wcześniej z powodów politycznych pomijanym. Temu służyć miały słowa Moralesa, w których przedstawił Chiny jako „sojusznika ideologicznego i politycznego ludu boliwijskiego” („aliado ideológico y político del pueblo boliviano”). Na bardziej praktycznym poziomie okazją do rozwoju kontaktów były spotkania z ministrem handlu, Bo Xilaiem i przedsiębiorcami chińskimi, którzy zostali zachęceni do inwestowania w Boliwii, zwłaszcza w dziedzinie gazownictwa i budowy rafinerii.

 Kolejnym celem przyszłego prezydenta Boliwii była RPA. Była to bardziej „podróż sentymentalna”, nacechowana ideologicznie, niż prowadząca do konkretnych rozstrzygnięć politycznych lub ekonomicznych. Morales spotkał się tam w dniach 10-11 I 2006 r. z postaciami-symbolami, laureatami pokojowej Nagrody Nobla: Frederikiem de Klerkiem i biskupem Desmondem Tutu (w planach było jeszcze spotkanie z Nelsonem Mandelą, jednak nie dało się tego pogodzić z jego kalendarzem). Ważne oświadczenie zostało złożone po rozmowie z prezydentem Thabo Mbekim: Morales stwierdził, że pragnie dialogu z USA i że wybaczył wcześniejsze upokorzenia, by przyczynić się do końca „dyskryminacji” Boliwii. Ponadto prezydent-elekt otrzymał projekt umowy o przyszłych stosunkach dwustronnych.

Na zakończenie swojej podróży dookoła globu prezydent-elekt odwiedził 12 I 2006 r. na kilka godzin kolejnego ideologicznego sojusznika – prezydenta Brazylii, Lulę. Wizyta miała na celu uzyskanie poparcia Brazylii dla boliwijskich aspiracji dołączenia do Mercosur. Komentatorzy również podkreślali znaczenie Luli jako swego rodzaju mentora Moralesa – polityka o podobnych poglądach, który ma doświadczenie w sprawowaniu władzy i może nim się podzielić z młodszym kolegą. Doświadczenia brazylijskiego prezydenta, który prowadzi politykę znacznie łagodniejszą od głoszonej retoryki mogą wpłynąć na późniejsze zachowania Moralesa, jednak jest zbyt wcześnie, by poddać to ocenie.

 „Wielka podróż” przywódcy Boliwii pozwala  wskazać na 3 główne wymiary prowadzonej przez niego polityki zagranicznej. Nie są to wymiary „czyste”, raczej przeplatają się ze sobą, jednak pozwalają wyodrębnić główne założenia Moralesa. Są to:

Wymiar ideologiczny – rozumiany jako przeciwstawienie się hegemonii USA i chęć budowania systemu międzynarodowego w oparciu o współpracę większej liczby państw. Stąd wizyty w krajach latynoamerykańskich również podważających ten porządek – Kubie i Wenezueli oraz (choć już słabiej) Brazylii, a także u potencjalnych konkurentów Stanów Zjednoczonych w walce o światową supremację – Chin i Unii Europejskiej.

Wymiar gospodarczy, rozumiany jako chęć utrzymania zainteresowania zagranicznych inwestorów strategicznym surowcem Boliwii – gazem ziemnym. Mimo populistycznej retoryki i poglądów, przejawiających się w zapowiedziach prywatyzacji złóż, Morales nie chce pozbawiać kraju jednego z głównych źródeł dochodu. Stąd wizyty u głównych odbiorców boliwijskiego gazu – krajów europejskich i Brazylii – oraz zapewnienia bezpieczeństwa dla zagranicznych inwestycji.
Poszukiwanie nowych partnerów, zarówno politycznych, jak i biznesowych. Temu służyć miała wizyta w Chinach, które, choć w ostatnich latach mocno zaangażowały się gospodarczo w Ameryce Łacińskiej, pozostawiły Boliwię na uboczu. Chiny, wcześniej kompletnie nieistniejące w polityce boliwijskiej, okazały się teraz przydatne, zarówno jako polityczny rywal USA, jak i silny partner handlowy.

Na arenie regionalnej uwagę zwracają sygnały świadczące o chęci poprawy stosunków boliwijsko-chilijskich (o których poziomie świadczy fakt, że do tej pory oba kraje nie posiadają swoich ambasad). Sytuację starał się polepszyć ostatni prezydent Chile, Richardo Lagos, jednostronnie znosząc w 2005 r. cła na boliwijskie produkty, co nie spotkało się jednak z równie zdecydowaną odpowiedzią drugiej strony. Wydarzeniem nadającym nowy impuls dalszym próbom ocieplenia kontaktów było zwycięstwo w wyborach prezydenckich 15 I 2006 r. Michele Bachelet – socjalistki i pierwszej kobiety na tym stanowisku. Morales, jako pierwszy przywódca Boliwii w historii uczestniczył w inauguracji jej prezydentury 11 III 2006 r., powołując się na wspólnotę doświadczeń – Bachelet jako kobieta i on jako Ajmara należeli do grup dyskryminowanych. Pojawiły się również nieoficjalne informacje o możliwości zawarcia korzystnego dla Chile kontraktu energetycznego w zamian za oddanie Boliwii dostępu do morza, jednak pomysł został przez rząd chilijski odrzucony.

Państwem, kontakty z którym mają najbardziej fundamentalną wartość ze względu na jego znaczenie w regionie, są jednak Stany Zjednoczone – pod rządami neokonserwatywnego gabinetu Busha nieprzyjaźnie nastawione wobec jakichkolwiek lewicowych eksperymentów gospodarczych i prób ignorowania ich roli na kontynencie. Oficjalna reakcja USA była pozytywna – Departament Stanu pogratulował Boliwijczykom „przeprowadzenia spokojnych wyborów i zademonstrowania przywiązania do demokracji i systemu konstytucyjnego” i wyraził nadzieję na dalsze budowanie dobrych stosunków. Jednak już 19 XII 2005 r., dzień po wyborach, sekretarz stanu Condolezza Rice w wywiadzie dla CNN powiedziała, że przyszłość stosunków amerykańsko-boliwijskich zależy od polityki nowego rządu Boliwii, ze szczególnym naciskiem położonym na szacunek dla instytucji demokratycznych. Na początku 2006 r. sekretarz obrony Donald Rumsfeld złożył prowokacyjnie odebraną wizytę w amerykańskiej bazie wojskowej w Paragwaju, niedaleko boliwijskiej granicy. Przez ostatnich kilka miesięcy stosunki między dwoma krajami pozostawały jednak poprawne, ze znaczącym akcentem amerykańskiej pomocy humanitarnej w wysokości 300 tysięcy dolarów dla ofiar powodzi, jakie nawiedziły Boliwię w I 2006 r. Najważniejszym wydarzeniem je kształtującym było świeże spotkanie Moralesa z Rice 11 III 2006 r. w Valparaiso, poświęcone uprawom koki. Rozmowy odbyły się w napiętej atmosferze – kilka dni wcześniej boliwijski prezydent zarzucił armii USA szantaż dla wymuszenia zmniejszenia finansowania krajowej jednostki antyterrorystycznej, rzekomo wskutek niezadowolenia z jej dowódcy. Temat ten nie był jednak poruszany podczas spotkania, które skupiło się na oporze Chaveza wobec amerykańskich nacisków redukcji upraw koki. Efekt rozmów był bardzo ogólny, końcowe oświadczenia mówiły o wspólnej walce z handlem narkotykami (Morales) oraz o wzroście dobrobytu Boliwijczyków przez rozwój handlu (Rice). Na to, że oba kraje pragną utrzymywać ze sobą kontakty, wskazuje fakt, że samo spotkanie się odbyło. Jego efekt, znacznie skromniejszy od poprzednich, uwidacznia z kolei, że stosunki z USA nie są najważniejszym priorytetem obecnej Boliwii.

Podsumowując, politykę zagraniczną pierwszych miesięcy rządów Moralesa scharakteryzować można jako poszukiwanie nowych możliwości rozwoju dla kraju, który nie zgadza się dłużej z przymusową dominacją Stanów Zjednoczonych. Temu służyły poszukiwania nowych inwestorów w Europie i Chinach, poprawa stosunków z sąsiadującym i potencjalnie ważnym gospodarczo Chile, czy budowanie wspólnego „ideologicznego frontu” z Castro, Chavezem i Lulą. Warto zauważyć, że nie jest to polityka gwałtowna i radykalna, jak głosiła nieprzychylna prezydentowi Boliwii propaganda. Przeciwnie, debiutujący na arenie międzynarodowej Morales okazał się (nie licząc ekscentrycznego ubioru) politykiem rozsądnym i chętnie współpracującym z Zachodem. Obawy przed zamykaniem rynku boliwijskiego przed zagranicznymi inwestycjami okazały się na razie bezpodstawne – Morales zdaje sobie sprawę z ich znaczenia dla krajowej gospodarki i wie, jakie szkody przyniosłoby ich ograniczenie. Trudno powiedzieć, jaki kurs polityki zagranicznej Boliwia ostatecznie wybierze, ale na razie nie ma przesłanek do uznania go jako coś niepokojącego.

Podsumowanie

Początek rządów Moralesa nie wywołał żadnej spektakularnej zmiany ani w Boliwii, ani na kontynencie. Dawny cocalero nie okazał się w żaden sposób groźny dla bezpieczeństwa międzynarodowego, nie spowodował załamania gospodarczego, ani też nie zrobił niczego, co mogłoby się nie podobać społeczności międzynarodowej. Wyborcze zwycięstwo Indianina promującego uprawę koki mogło z zupełnie zrozumiałych powodów nie podobać się administracji amerykańskiej, jednak zostało uwarunkowane czynnikami wynikającymi z etnicznego, gospodarczego i politycznego ukształtowania Boliwii – czynnikami, których kształt w znacznym stopniu zależał od USA. Można powiedzieć, że dotychczasowy rozwój Boliwii zdeterminował objęcie władzy przez takiego kogoś jak Morales: gdyby jego nie było, o władzę zacząłby się ubiegać kolejny niezadowolony cocalero. Ze zwycięstwem MAS i Moralesa Boliwia wkroczyła w kolejny etap swojej historii, charakteryzujący się dopuszczeniem do władzy rodowitej ludności indiańskiej i co za tym idzie, spełnianiem jej postulatów. Jednak żeby wskazać na przeobrażenia tym wywołane, należy poczekać następne kilka lat.

Na zdjęciu: Evo Morales ubrany w insygnia prezydenckie
Źródło: Kancelaria Prezydenta Boliwii / Wikimedia Commons

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl