PiS strzela samobóje

25-07-2010

Autor: Bartłomiej Kałucki

Łagodny, koncyliacyjny ton, idea zakończenia wojny polsko – polskiej, czyli to, co zapamiętamy z kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego prysnęło niczym bańka mydlana 4 lipca. Wszystkie gesty, starania samego prezesa Kaczyńskiego, a przede wszystkim tandemu Kluzik – Rostkowska – Poncyliusz poszły na marne. Znów na plan pierwszy wracają politycy kojarzeni od zawsze z językiem politycznej wojny – Ziobro, Macierewicz, Brudziński, zaś grupa kreująca kampanię anno domini 2010 rozjechała się na przymusowy urlop.

Wiadomą kwestią było, że z koncepcją – nazwijmy to – łagodnej kampanii nie zgadzali się chociażby wyżej wymienieni, co podkreślił niedawno w jednej audycji europoseł Ziobro. Mimo, iż w powszechnej opinii publicystów, dziennikarzy, politologów, nawet zagorzałych przeciwników   Jarosław Kaczyński został obok Grzegorza Napieralskiego „nieformalnym” zwycięzcą ostatnich wyborów, to pisowscy radykałowie uważają, że przy twardszej kampanii, nastawionej na większą polaryzację nastrojów wynik mógłby być odmienny.

Oczywiście tego, jak by to było, gdyby było ostrzej – niczym w roku 2005 nigdy się nie dowiemy i możemy tylko gdybać. Jednak w mojej opinii, spośród dwóch dominujących osobowości polskiej sceny politycznej, większe profity z głębokiego konfliktu między PO a PiSem wynosi partia rządząca. A to dlatego, że wystarczy trochę postraszyć „zacietrzewionym Kaczyńskim, duszną IV RP” i wygraną w wyborach ma się w kieszeni. Natomiast, jeżeli PiS myślał o wygranej prezesa Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich i myśli o wygrywaniu, nie tylko nieformalnym, kolejnych wyborów to jak tlenu potrzebuje wyborców centrowych. Tak zwany twardy elektorat pisowski to ok. 25 – 30% wyborców i bardzo duży elektorat negatywny, który wydawać by się mogło po wynikach wyborów prezydenckich, zmniejsza się i jest coraz mniej przerażony tym „strasznym, zaściankowym” PiSem.

Koncepcja Ziobry – przekonywania już przekonanych – może dać co najwyżej solidną pozycję w postaci stu kilkudziesięciu posłów. I to wszystko. Ponowny powrót do sposobu prowadzenia polityki przez PiS sprzed 10 kwietnia znaczy, ni mniej ni więcej, że politycy tej partii chyba pogodzili się ze swoją rolą wiecznych wiceliderów, którym do szczęścia wystarczy te dwadzieścia kilka procent wielbiącego ich elektoratu. PiS przez wszystkie wypowiedzi posła Macierewicza, Brudzińskiego, samego prezesa Kaczyńskiego PiS, nie dość , że odstrasza od siebie wyborców centrowych to jeszcze zacieśnia polityczny dyskurs li tylko do katastrofy smoleńskiej. A pól do dyskusji jest co nie miara – reforma finansów publicznych, KRUS, obietnice wyborcze Bronisława Komorowskiego, czy chociażby jeden z głównych tematów kampanii – reforma służby zdrowia. To właśnie poważna, rzeczowa, dyskusja o Polsce, rzetelna praca w Sejmie, w komisjach sejmowych będzie nie tylko politycznym zyskiem dla PiSu – w czysto marketingowym znaczeniu – ale też najlepszą formą uczczenia ofiar smoleńskiej katastrofy.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.