Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Wybór jutra               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
18-01-2010

  Pierwsza tura dla Janukowycza

03-08-2007

 

26-05-2007

  Niespokojnie w Kijowie

04-04-2007

 

03-04-2007

  Kryzys polityczny na Ukrainie

05-02-2007

  Wojna o ministra

29-07-2006

  Juszczenko nie chce Janukowycza

+ zobacz więcej

Wybór jutra 

30-03-2006

  Autor: Piotr Tarasiuk

Wybory niemal zawsze stawiają znak zapytania przy kwestii przyszłości kraju, dalszych reform czy przeobrażeń. Mowa tu oczywiście i krajach, w których szanuje się wolność wyboru, bo są też takie, gdzie wynik znany jest nie tylko w dniu głosowania, ale nawet już w momencie ich rozpisania (przykładem jest chociażby Białoruś). W ciągu ostatniego roku do tej pierwszej grupy państw udało się dołączyć Ukrainie. O tym czy efektywnie i na jak długo, miały zadecydować niedzielne wybory parlamentarne i lokalne w tym kraju.

 

 

Wybory jakich dotąd nie było

Obecne wybory na Ukrainie należy nazwać epokowymi, gdyż ich rezultat może zaważyć na dalszej drodze jaką ma przed sobą to państwo. Na tym czy dołączy w pełni do państw uznawanych powszechnie za demokratyczne i rządzących się (na miarę czasów i możliwości) samodzielnie. Kwestią do rozstrzygnięcia jest również to czy Kijów będzie kontynuować swoje europejskie i euroatlantyczne aspiracje, czy powróci w objęcia Rosji. Wyjątkowość głosowaniu zapewniła już sama kampania wyborcza. Szacuje się, że była najdroższą z dotychczasowych i przeprowadzoną z największym rozmachem, ale partie miały bardzo dużo do stracenia, jak też i do zyskania. W efekcie decydowano przecież nie wyłącznie o czterech latach tego parlamentu, ale o dłuższym okresie przemian lub zastoju. Wydaje się, że sami wyborcy uznali ten argument za wiarygodny, gdyż frekwencja wyniosła około 68%.

Wybory te były też najbardziej demokratycznymi w dotychczasowej historii kraju (a wielu uważa, że również na terenach byłego ZSRR), chociaż nie udało się uniknąć pewnych niedociągnięć. Świadczyć o tym może dość niska, jak na ten kraj, liczba protestów wyborczych. Natomiast większość napływających do Centralnej Komisji Wyborczej skarg wynika przede wszystkim z niezadowolenia z rezultatów głosowania w konkretnych obwodach, niż rzeczywistych fałszerstw. Międzynarodowi obserwatorzy z misji OBWE i Rady Europy uznali wybory za wolne i sprawiedliwe i uczciwe, które odpowiadają standardom europejskim. Benita Ferrero-Waldner, odpowiadająca w Komisji Europejskiej za stosunki zewnętrzne i europejską politykę sąsiedztwa, powiedziała: „(…) wybory stały się świadectwem demokratycznych przemian, jakie odbyły się na Ukrainie w ostatnim czasie”.

Jak już stało się niepisanym prawem, w protestach wyborczych przodowała lokalna ukraińska populistka Natalia Witrenko, stojąca tym razem na czele ugrupowania noszącego nazwę Opozycyjny Blok Natalii Witrenko. Już w kwietniu 1998 r. Progresywna Socjalistyczna Partia Ukrainy, pod jej przywództwem dostała się do Rady Najwyższej Ukrainy, zdobywając 11 miejsc, m.in. po uznaniu skargi wyborczej przez Sąd Konstytucyjny. Zrozumiałym jest wię i teraz zaangażowanie Witreno w tej kwestii, gdyż jej Blok po podliczeniu 40% głosów znajdował się tuż za 3-procentowym progiem wyborczym, otwierającym drzwi do ław deputackich w parlamencie. Zrozumiały jest również cel ataków (najbliższy w polu zasięgu), którym tym razem stał się Ludowy Blok Łytwyna.

Godzina po godzinie

Wybory na Ukrainie podtrzymały istniejący dotąd stan rzeczy dzielący państwo na dwa zasadnicze regiony: wschód i zachód. Ostatnim razem podział ten wyraźnie zarysował się podczas wyborów prezydenckich z końca 2004 r. Także i tym razem doszło do starcia dwóch Wiktorów. Chociaż obecny prezydent Wiktor Juszczenko osobiście nie pretendował do urzędów, był zaangażowany w boje swojej partii Naszej Ukrainy, występującej z hasłami podtrzymania zdobyczy pomarańczowej rewolucji. Jednak jak wskazywały ostatnie sondaże przedwyborcze i pierwsze wstępne częściowe wyniki niedzielnego głosowania, tym razem zwycięzcą okazał się „kandydat wschodu” Wiktor Janukowycz (w niektórych regionach wschodniej Ukrainy jego partia przekraczała nawet 50% poparcia). Według sondażu przedwyborczego opublikowanego tuż przed rozpoczęciem się ciszy wyborczej, czyli w miniony piątek, jego Partię Regionów popierało 31% Ukraińców. Głosowanie na Naszą Ukrainę zadeklarowało 17%, a na Blok Julii Tymoszenko 15% pytanych.

Nieco inne, chociaż podobne, były wyniki ogłoszone przez Centralną Komisję Wyborczą w poniedziałek nad ranem, po podliczeniu 8% kart do głosowania. Dawały one:
Partii Regionów – 33%
Blokowi Julii Tymoszenko – 23%
Naszej Ukrainie – 14,5%.
Późniejsza kilkuprocentowa utrata poparcia dla partii Janukowycza, wykazana po podliczeniu nieco ponad 40% głosów (i niemal całkowicie potwierdzona po sprawdzeniu 52%) utrzymywała następujący stosunek:
Partia Regionów – 27%
Blok Julii Tymoszenko – 23,5%
Nasza Ukraina – 16%
Socjalistyczna Partia Ukrainy – 7%
Komunistyczna Partia Ukrainy – 3,5%.
Powyższe przypuszczenia wydają się być słuszne, gdyż po podliczeniu ponad 62% stosunek pomiędzy prowadzącymi partiami kształtował się na poziomie 29,5 : 22,5%.

Tymczasem w wyborach lokalnych zaskoczeniem chyba stała się przegrana uwielbianego na Ukrainie boksera Witalija Kłyczki, który występował z ramienia partii Pora PRP (partia ta powstała na bazie organizacji studenckiej, zasłużonej podczas pomarańczowej rewolucji), jako kandydat na mera Kijowa. Okazało się jednak, że dotychczasowego (sędziwego jak na polityka, bo ma już 77 lat) mera stolicy Ołeksandra Omelczenkę zastąpi niezależny kandydat Leonid Czernowećkyj.

Powrót byłych premierów

Wyniki wyborów na Ukrainie są już znane. Jednak to jeszcze nie koniec zmagań. Tak naprawdę samo głosowanie jeszcze nie dało rozstrzygnięcia kwestii o przyszłość kraju. Teraz wybór został przerzucony na nowych (a tak naprawdę starych, bo już dobrze znanych) przyszłych decydentów, którzy już wkrótce zasiądą w ławach deputowanych ludowych.

Według oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych zwycięstwo odniosła Partia Regionów byłego premiera i ex prezydenta-elekta Wiktora Janukowycza (stał na czele rządu od grudnia 2002 r. do stycznia 2005 r.), który był powiązany z ekipą prezydenta Leonida Kuczmy. Być może jego przewaga wzrosłaby jeszcze bardziej, z posiadanych obecnie 31%, ale większą mobilizację wyborców udało się przeprowadzić na zachodzie kraju, bardziej przychylnym siłom reformatorskim. Sam Janukowycz przez pięć lat, do listopada 2001 r. był gubernatorem donieckiej obłasti (województwa). To do dziś przysparza mu zwolenników we wschodniej Ukrainie. Tamtejsi wyborcy, nie zważając na jego kryminalną przeszłość (był trzykrotnie skazany, w tym za ciężkie uszkodzenie ciała i rabunek), pamiętają że jako premier przyczynił się do wypłacania pensji na czas (chociaż gdy obecny prezydent Wiktor Juszczenko pełnił urząd premiera w 1999 – 2001 przez pewien okres było podobnie). Zwolennicy widzą w Janukowyczu również obrońcę kopalni przed ich zamykaniem oraz zwolennika ponownego zbliżenia z Rosją. Tylko czy powrót pod skrzydła Moskwy byłby dla nich korzystny? Liczy się ideologia, a nie realne korzyści.

Drugie miejsce (22,5%), choć ze znaczną stratą do prowadzącej partii, ostatecznie zajął Blok Julii Tymoszenko (BJuT), również pod przywództwem byłej premier (od lutego do września 2005 r.). Chociaż sondaże przedwyborcze dawały temu ugrupowaniu najwyżej trzecią pozycję, BJuT miał istotną przewagę nad Naszą Ukrainą (która zdobyła 14,5%), gdyż mógł liczyć na sporą liczbę głosów także na wschodzie. Już od dawna Tymosznko stanowiła alternatywę dla Juszczenki, a to z pewnością nie tylko dzięki jej wdziękom jako kobiety, ale również większej aktywności i energiczności jako polityka. 

Największym zaskoczeniem (chociaż zgodnie z sondażami) był bardzo niski wynik (3,5%) Komunistycznej Partii Ukrainy (KPU), bo pomimo tego, że już od lat jest prowadzona przez Piotra Symonenkę, ledwie udało jej się przekroczyć 3-proc. próg wyborczy. Dotąd, od początku istnienia niepodległego państwa ukraińskiego, komuniści byli wiodącą siłą w parlamencie. Być może zaszkodziło im niejasne stanowisko podczas pomarańczowej rewolucji, a a może potrzebne są zmiany pokoleniowe i odmłodzenie programu.

Ogólnie więc do Rady Najwyższej Ukrainy V kadencji weszły trzy ugrupowania z Majdanu Nezałężnosti, które można określić wspólnym mianem „pomarańczowych”. Obok BJuT i Naszej Ukrainy jest to także Socjalistyczna Partia Ukrainy (SPU) Ołeksandra Moroza, która zdobyła prawie 6% głosów.

Co dalej?

Ukraina nie jest jedynym krajem, w którym nazwy partii bywają mylące. Pamiętamy dobrze jak w Polsce związki zawodowe broniły chadeckich wartości. U naszych sąsiadów także i program polityczny jeszcze o niczym nie przesądza. Można pokusić się o stwierdzenie, że pomiędzy czterema pierwszymi partiami w parlamencie, różnice występują tylko w kilku punktach. Wynika to z tego, że program obowiązuje je w rzeczywistości jedynie do czasu wybrania. Potem istotnego znaczenia zaczynają nabierać układy i koalicje (można by powiedzieć kompromis, ale nie całkiem). Poza tym są to ugrupowania o trudnym do jednoznacznego określenia zabarwieniu ideologicznym. Twierdzenie takie pozostaje w sprzeczności z teorią partii politycznych, przyjętej nawet nad Dnieprem. bo jakkolwiek celem każdej partii jest zdobycie władzy, to nie za każdą cenę. Profesor Serhij Rjabow, wykładowca na Katedrze Politologii Narodowego Uniwersytetu Kijowsko-Mohylańskiej Akademii, twierdzi że partia polityczna to: „dobrowolny związek ludzi, którzy pragną urzeczywistnić realizację idei, które sami podzielają, zrealizować wspólne interesy” (S. Rjabow, Politołohija: słownyk ponjat’ i terminiw, Wydawnyczyj dim „KM Akademija”, Kijów 2001).

Praktyka okazuje się natomiast nieco inna. Przykładem jest chociażby Nasza Ukraina, która nie wyklucza wejścia w koalicję zarówno ze zwycięską Partią Regionów, jak też z BJuT. Również zdaniem Janukowycza najkorzystniejszym dla Ukrainy rozwiązaniem byłby sojusz z Naszą Ukrainą i SPU (a co ciekawe taki pomysł przedstawił też były prezydent Kuczma). Jedynie Tymoszenko jednoznacznie odrzuca porozumienie z Regionami.

Jak więc widać możliwości powołania koalicji w parlamencie ukraińskim jest kilka. Jak wiadomo nieoficjalnie rozmowy w tej sprawie rozpoczęły się jeszcze przed samymi wyborami i zapewne potrwają jeszcze przez pewien czas. Zgodnie ze znowelizowaną konstytucją partie Rady Najwyższej mają miesiąc na ukształtowanie większości i olejny na powołanie rządu. W przeciwnym razie prezydent ma prawo rozwiązać parlament.

Taki scenariusz jest jednak mało realny, a najbardziej prawdopodobne wydaje się porozumienie „pomarańczowych”  partii, czyli BJuT, Naszej Ukrainy i SPU. Socjaliści jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników, jako pierwsi podpisali w tej sprawie memorandum. Stabilność większości ma zapewnić zakaz przechodzenia z jednej do drugiej i opuszczania frakcji w parlamencie przez deputowanych. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby dane ugrupowanie wycofało swoje poparcie dla rządu. Najważniejszym problemem jest to czy przyszłym ewentualnym koalicjantom uda się zapanować nad nieprzewidywalnością Julii Tymoszenko i nad jej aspiracjami. Najlepszym wyjściem byłoby powierzenie jej ponownie teki premiera (i zapewne taki będzie przebieg wypadków). Nie da się jednak ukryć, że pomimo pewnych wspólnych celów i działań Tymoszenko i Juszczenko nie darzą się nadmierną przyjaźnią. Natomiast na kandydaturę Ołeksandra Moroza, jako szefa rządu, Tymoszenko nie zgodzi się przy istniejącym układzie sił, a chyba jedynie on byłby w stanie na dłużej utrzymać konsolidację bloku sił reformatorskich.

Socjaliści na razie ostatecznie nie zamknęli sobie jeszcze drogi alternatywnego wyjścia. Moroz poinformował, że w SPU istnieją dwa warianty memorandum w sprawie koalicji. Jeden przewiduje, że całość urzędów podzieliliby pomiędzy siebie „pomarańczowi”. Natomiast drugi zakłada przydzielenie im najważniejszych stanowisk, a podział pozostałych polegałby na zasadzie proporcji w stosunku do otrzymanej liczby mandatów w Radzie Najwyższej. Moroz wyraził też nadzieję, że stanowiska gubernatorów poszczególnych obłasti otrzymają także kandydaci Partii Regionów, szczególnie na wschodzie kraju, gdzie partia ta zdecydowanie zwyciężyła.

Reasumując, pomimo zwarcia sił w przypadku utworzenia koalicji parlamentarnej rozbicie „pomarańczowych” nadal będzie się pogłębiało i grozi im los podobny do polskiego obozu solidarnościowego z przełomu lat ’80 i ’90 (z tą różnicą, że na Ukrainie partie polityczne już się wykrystalizowały). Tak więc, jeżeli na scenie nie pojawi się zupełnie nowa siła, zdolna do przejęcia części elektoratu (bardzo mało prawdopodobne rozwiązanie), przyszłe wybory parlamentarne za cztery lata będą należeć do obozu Janukowycza. Wtedy jednak Janukowycz odrzuci prawdopodobnie oblicze tak groźnego polityka, jakim był jeszcze podczas wyborów prezydenckich w 2004 r. – krótko mówiąc wyrobi się politycznie. Już obecnie przechodzi na pozycje bardziej zachowawcze. Należy też mieć nadzieję, że kontynuowanie reform w najbliższych latach ostatecznie ukierunkuje politykę ukraińską, a Partia Regionów zmieni swój wizerunek, otwierając się również na Zachód. Stanie się tak jednak tylko wtedy, gdy staną się czynem słowa prezydenta Wiktora Juszczenki: „Powinniśmy mieć system wartości, wokół którego utworzy się koalicja, a nie system stanowisk, który prowadzi do podziałów”.

Na zdjęciu: Budynek rządowy w Kijowie; Źródło: Wikimedia Commons

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl