To zdecydowane poparcie dla utrzymania autorytarnych rządów Łukaszenki wynika z chęci zachowania status quo. Jest to korzystne zarówno dla Białorusi jak i dla Rosji. Dla Kremla nadrzędnym celem w polityce wobec Białorusi jest "zakotwiczenie" Mińska w rosyjskiej sferze wpływów. Białoruś z kolei dąży do integracji z Rosją w wymiarze politycznym, ekonomicznym oraz militarnym.
Otwarcie popierając Łukaszenkę, Moskwa niejednokrotnie krytykowała zaangażowanie Zachodu jako ingerencje w sprawy wewnętrzne Białorusi. Przekładając z języka dyplomatycznego oznacza to, że Rosja uznaję Białoruś za swoją strefę wpływów i nie życzy sobie jej europeizacji. Podobną antyeuropejską retoryką umiejętnie posługiwał się także sam Aleksander Łukaszenko. W licznych wystąpieniach telewizyjnych przedstawiał on Zachód jako potwora czyhającego na wolność Białorusinów. Przypomina to sposób uprawiania polityki przez aparat Związku Radzieckiego. Dlatego też prasa zachodnia często nazywa Białoruś „małym ZSRR”. Jest w tym trochę prawdy zarówno w odniesieniu do władzy, jak i mentalności obywatelskiej. W społeczeństwie białoruskim bowiem mocno jest zakorzeniona tęsknota za imperium radzieckim. Łukaszenko wie o tym i poprzez swoje rządy stara stworzyć iluzję dobrobytu obywatela sowieckiego. Stąd też znaczna część społeczeństwa jest zadowolona z jego poczynań.
Jeżeli spróbujemy dokonać oceny wyborów na Białorusi warto wziąć pod uwagę szereg okoliczności. Zarówno wyniki oficjalne, jak i sprzeciw opozycji należy odczytywać w kontekście mentalności przeciętnego Białorusina. Oznacza to, że nawet z zachowaniem przejrzystych zasad procesu wyborczego, fotel prezydencki zdobyłby Łukaszenko. Nie daje to jednak prawa władzom Białorusi do zastraszania swoich obywateli, bo właśnie to jest główny mankament białoruskich wyborów. Z drugiej strony należy pamiętać, że Białoruś, to nie Ukraina. „Pomarańczowa rewolucja” miała porządne oparcie w postaci Ukrainy Zachodniej – z natury niepokornej i walczącej, o czym doskonale wiemy z historii. Białoruskie społeczeństwo z kolei jest podobne do mieszkańców Ukrainy Wschodniej, którzy bardziej identyfikują się z nieistniejącym imperium radzickim, aniżeli z Ukrainą.
Wbrew ogólnym opiniom wybory na Białorusi można uznać za sukces, albowiem nikt nie zginął. Przy zaostrzeniu się sytuacji należało liczyć się z zastosowaniem rozwiązań siłowych. Łukaszenko bowiem nie ma żadnych czynników hamujących w postaci negatywnej opinii świata, bo i tak od dłuższego czasu Białoruś znajduje się w izolacji międzynarodowej. Jest to zarówno na niekorzyść dla Białorusinów, jak i dla państw popierających demokratyczne przemiany w tym kraju. Stąd też izolacja międzynarodowa nie może rozciągać się także na strefę informacyjną. Właśnie powstanie niezależnej rozgłośni dla Białorusinów zrobiłoby więcej dobrego, aniżeli te wszystkie głośnie wystąpienia polityków i widmo kolejnych sankcji wobec Białorusi. Teraz wydaje się jeszcze bardziej celowym utworzenie niezależnych stacji radiowych: Radia Europejskiego – finansowanego przez Komisję Europejską oraz polskiego Radia Racja. Tylko w taki sposób będzie można przyczynić się do zmiany mentalności samych Białorusinów. Trudno jest bowiem zaprowadzić demokrację w społeczeństwie, które jej nie chce, czego doskonałym przykładem jest Irak.
Autor jest ekspertem Instytutu Badań nad Stosunkami Międzynarodowymi.
Na zdjęciu: Prezydenci (od lewej) Kazachstanu, Nursułtan Nazarbajew, Rosji, Władimir Putin, i Białorusi, Aleksander Łukaszenko, podczas szczytu WNP w 2005.
Źródło: Administracja Prezydenta Rosji / Wikimedia Commons