Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Historia / Czasy ołowiu               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
24-03-2006

 

19-03-2006

 

10-11-2006

 

30-10-2006

  Brazylia: Luta prezydentem

05-04-2006

 

23-03-2006

 

23-10-2005

 

+ zobacz więcej

Czasy ołowiu 

20-03-2006

  Autor: Iwona Olifirowicz

Zamach stanu dokonany w 1964 roku przez brazylijskie wojsko był krzykiem przerażonej klasy średniej, która tradycyjnie wykorzystała siły zbrojne do realizacji swoich celów. Cała warstwa była zmobilizowana przeciwko Joao Goulartowi, który objął urząd prezydenta we wrześniu 1961 roku. Był to prezydent chwiejny, niezdecydowany i łatwo ulegający wszelkim naciskom. Powszechnie uważany za sympatyka komunizmu (w rzeczywistości jego polityka daleko odbiegała od wizji komunistów), wzbudzał ogólną niechęć, która szybko przerodziła się w nienawiść.

 

 

 Iskrą zapalną, na którą tylko czekała prawa część sceny politycznej (a zwłaszcza środowisko wojskowe) było podpisanie przez Goularta dekretów o nacjonalizacji rafinerii ropy i wywłaszczeniu wielkich posiadaczy z nieuprawianych ziem. Wojskowi ruszyli z koszar w nocy z trzydziestego pierwszego marca na pierwszego kwietnia, by nie powrócić do nich przez prawie 20 lat.

Ówczesne nastroje społeczne tak opisuje Alfredo Sirkis : „Cieszyliśmy się. Wojskowi mieli rozbroić bombę społeczną i wrócić do koszar. Zamach stanu przebiegał prawie bez wystrzału. Nie było nic z tego, co poznaliśmy później w Chile w latach siedemdziesiątych – żadnych egzekucji, masowego terroru czy palenia książek”.

Inaczej wydarzenia te widział Ladislau Dowbor, działacz polskiego pochodzenia, jeden z przywódców Ludowej Awangardy Rewolucyjnej, będącej w opozycji do władzy wojskowej: „Podwyżka płacy minimalnej i przydzielenie robotnikom rolnym ziemi, na której mogliby pracować – oto dwie oczywiste i bardzo mało wywrotowe propozycje, które wystarczyły, aby brazylijska klasa panująca dokonała zamachu stanu. Pomost łączący gospodarkę i politykę stał się dla mnie jasny jak słońce: jeśli godzicie się z nędzą większości i tym samym pokazujecie, że jesteście dobrze wychowanym narodem, nie ma problemu z utrzymaniem demokracji. Jeśli jednak powstaje groźba, że użyjecie demokracji do redystrybucji dochodu, sięga się po dyktaturę”

Wojsko miało tradycyjnie wykonać zadanie i potulnie się wycofać, jednak tym razem scenariusz był inny. Zgodnie z szytą grubymi nićmi teorią, jakoby rządy wojskowe gwarantowały bezpieczeństwo państwa i którą dokładnie przedstawię w dalszej części pracy, władza pozostała w rękach generałów. Szybko powstała podziemna opozycja, która rozprzestrzeniła się zwłaszcza wśród młodzieży, dla której śmierć Ernesta Che Guevary w 1976 roku  była symbolem i inspiracją do walki. Jednakże wojskowi chcieli mieć kontrolę nad wszystkim – 13.12.1968 roku zamknięto wszystko, co mogło w jakikolwiek sposób wymknąć się spod ich władzy: zaczęły się masowe aresztowania.

Brazylia, jak większość krajów latynoamerykańskich jest przykładem państwa gdzie odpowiedzią na terror jest również terror. Pomimo, że powstawały liczne ogniska partyzanckie, władze wojskowe szybko je wytrapiały i wycinały w pień.  Aby móc skutecznie przeciwstawić się lepiej wyposażonemu i mającemu przewagę prawie na każdym polu wrogowi, partyzanci uciekli się do nowej metody walki, dzięki której świat przypomniał sobie o Brazylii. Porwania zagranicznych dyplomatów i polityków i żądanie za nich uwolnienia uwięzionych towarzyszy zwróciły uwagę społeczności międzynarodowej na problem tego kraju. Oczywiście władze wojskowe przedstawiały partyzantów jako zwykłych terrorystów, zapewniając, że szybko poradzą sobie z tym problemem, jednakże ulegały coraz to śmielszym postulatom porywaczy w obawie, aby nie zabili obywatela zaprzyjaźnionego państwa. Szerokim echem odbiły się porwania ambasadora Niemiec, ambasadora Stanów Zjednoczonych i konsula Japonii – we wszystkich tych przypadkach władze brazylijskie spełniły żądania porywaczy, uwalniając aresztowanych.

Powodem klęski rewolucjonistów było zupełne stracenie kontaktu z rzeczywistością – „spirala nienawiści” spowodowała, że ofiary reżimu w swoim postępowaniu stały się do niego łudząco podobne. Wpadłszy w histerie, zdezorientowani partyzanci zaczęli zabijać porwanych (m.in. ambasadora Szwajcarii, Enrico Buchera), powodując tym samym, że wielu towarzyszy opuściło szeregi rewolucjonistów. Struktura rozpadła się od wewnątrz, wielu Brazylijczyków uciekło za granicę.

Tymczasem dyktatura umacniała się, zwłaszcza, że odnosiła również sukcesy gospodarcze – rozpoczynał się „brazylijski cud gospodarczy” z dziesięcioprocentowym wzrostem rocznie.

Bardzo ważnym wydarzeniem wzmacniającym władzę wojskową było wydanie 18.12.1968 roku Aktu Instytucjonalnego nr.5, który został następnie uzupełniony Aktem nr 38. Dokumenty te w ogromnej mierze wzmacniały pozycję prezydenta – Artur da Costa e Silva, który pełnił ówcześnie ten urząd, na czas nieograniczony zawiesił działanie parlamentu. Jak pisze Marian Kula: „na mocy tegoż aktu prezydent przyznał sobie prawo zastępowania gubernatorów stanów przez mianowanych przez siebie komisarzy, unieważnienia mandatów i uchylenia immunitetu poselskiego bez możliwości odwołania się zainteresowanych do jakiegokolwiek sądu, zawieszania praw politycznych poszczególnych obywateli, zawieszania konstytucji [..] ”

Wydawało się, że pozycja junty jest niezagrożona, jednakże dosyć szybko „system” przez nią stworzony zaczął się rozpadać. Proces ten rozpoczął kryzys gospodarczy. „Brazylijski cud” w bardzo dużej części był wynikiem pomyślnej koniunktury na świecie, czynnika przecież niezwykle zmiennego. Jak łatwo się domyślić władze wojskowe prowadziły politykę ekonomiczną bardzo krótkowzrocznie i nie pomyślały o zabezpieczeniu się na wypadek pogorszenia się światowej koniunktury. Wprawdzie inwestycje zagraniczne nadal napływały do Brazylii, jednakże kraj coraz bardziej się zadłużał, a obsługa owego długu pochłaniała coraz więcej środków finansowych. Ponadto wzrastające zapotrzebowanie na import zbiegło się ze wzrostem cen paliw i niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania  państwa artykułów. „Cud gospodarczy” dobiegł końca.

Rozbudzone a niespełnione nadzieje społeczne dały impuls do działania opozycji. Rok 1977, to okres wzmożonych protestów ze strony intelektualistów, studentów i Kościoła, instytucji, która nie przyglądała się biernie sytuacji (jak w przypadku Argentyny), ale aktywnie apelowała o wprowadzenie struktur demokratycznych w kraju. Ikoną tamtych czasów była osoba arcybiskupa Heldera Camary Pessona, znienawidzonego za swoje niezwykle krytyczne poglądy przez władze wojskowe.

Warto wspomnieć, że niezadowolenie społeczne potęgował fakt, że nawet w okresie świetnego prosperowania gospodarki brazylijskiej, z jej dobrodziejstw korzystali właściwie tylko nieliczni. To wąska grupa najbogatszych Brazylijczyków była głównym, żeby nie powiedzieć jedynym adresatem ogromnych zysków płynących z gospodarki, sytuacja większości społeczeństwa w ogóle się nie poprawiła. Stąd radykalizacja nastrojów zwłaszcza wśród najbiedniejszych, podsycana dodatkowo przez masowo pojawiających się wtedy populistów.
W grudniu 1978 roku odwołano kontrowersyjny Akt nr 5. Proces przemian rozpoczął się na dobre, a jego kulminacją było wybranie w 1983 roku pierwszych od ponad dwudziestu lat władz cywilnego. Prezydentem został wybrany Raul Alfonson, który konsekwentnie dążył do demokratyzacji kraju.

Na zdjęciu: Obalony w 1963 prezydent Joao Goluart.
Źródło: Ministerstwo Spraw Zagranicznych Brazylii / Wikimedia Commons

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl