Dzięki wrogom Rosja nadal żyje. Gdy na horyzoncie pojawia się niebezpieczeństwo kryzysu ekonomicznego czy politycznego, Kreml szuka przyczyn poza granicami kraju. Podczas rządów Borysa Jelcyna, kiedy rosyjska gospodarka pogrążała się w chaosie, takim wrogiem stała się Czeczenia. Znamienne jest, że decydujące działania obu wojen czeczeńskich przypadły na okres przesilenia politycznego w Rosji. Tuż przed wyborami prezydenckimi w 1996 roku oddziały rosyjskie wzmogły działania militarne na terytorium zbuntowanej prowincji. Sukcesy w Czeczeni skutecznie odwróciły uwagę społeczeństwa od kulejącej ekonomii, a Jelcynowi dały przepustkę na drugą kadencję. Trzy lata później kolejna akcja zbrojna na Kaukazie pozwoliła Władimirowi Putinowi zaistnieć w mediach. W kilka miesięcy z mało znanego polityka, Putin stał się ostatnią nadzieją dla pogrążonego w wojnie z czeczeńskimi barbarzyńcami kraju. Mianowanie na prezydenta było tylko naturalną konsekwencją znacznie wcześniej ułożonego planu.
Pierwsze lata XXI wieku były okresem szybkiego rozwoju Rosji. Wysokie ceny ropy i gazu spowodowały niespotykany do tej pory wzrost dochodów prawie wszystkich grup społecznych. Wróg zewnętrzny stał się niepotrzebny, tym bardziej, że rosnąca w potęgę Rosja wydawała się być traktowana przez światowe mocarstwa jak równorzędny partner. Pod rządami Putina, Rosja dołączyła do grupy najbogatszych państw G7, prowadziła samodzielną politykę zagraniczną i rozpoczęła odbudowę dawnego imperium. Po raz pierwszy od wielu lat Rosjanie poczuli dumę z własnego kraju.
Sielanka skończyła się wraz z początkiem kryzysu ekonomicznego. Ceny ropy i gazu spadały na łeb, na szyję, pogrążając państwowe giganty w milionach dolarów długów, a zwykłych Rosjan skazując na wegetację bez nadziei na poprawę losu. Sen o świetlanej przyszłości pękł jak bańka mydlana. Zapaść gospodarcza odbiła się również na pozycji Kremla. Rosnący deficyt budżetowy zmusił władze do podjęcia mało popularnych decyzji, jak ta o drastycznym zwiększeniu cła na importowane samochody. Fala protestów, która przewinęła się przez kraj nie miała sobie równych od wielu lat; żaden wcześniejszy wiec zwołany przez opozycję nie był w stanie zmobilizować tak wielkiej liczby ludzi.
Nic dziwnego, że Kreml postanowił wykorzystać kryzys na swoją korzyść. Podobnie jak w okresie Związku Radzieckiego, również tym razem wrogiem jednoczącym Rosjan miał stać się Zachód. Zadanie to było o tyle łatwe, że faktycznie tąpnięcie w globalnej gospodarce wzięło swój początek w chciwości amerykańskich i europejskich bankierów. Raczkujący kapitalizm rosyjski okazał się znacznie mniej odporny na kryzys niż zachodnie gospodarki, pomimo że liczba toksycznych kredytów była tu o wiele mniejsza niż w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Kreml sprytnie wykorzystał aktualną sytuację na świecie, zrzucając na Zachód odpowiedzialność za wszystkie problemy trapiące Rosję. Jednocześnie przemilczał własne zaniedbania w reformowaniu gospodarki, opartej w znacznej mierze na eksporcie ropy i gazu.
Nie inaczej jest z sporem gazowym z Ukrainą. Choć Europa zdążyła się już przyzwyczaić do corocznych targów pomiędzy Moskwą a Kijowem, to w przeciwieństwie do lat poprzednich, obecny spór nie jest tylko prężeniem muskułów przez Rosję. Tym razem gra idzie o większą stawkę, a mianowicie o przetrwanie rosyjskiej ekipy rządzącej. Im dłużej utrzymuje się napięta sytuacja na granicy z Ukrainą, tym większe szansę Kremla na przekonanie Rosjan, że ich bezpieczeństwo zależy tylko i wyłącznie od obecnej władzy. Każdego dnia państwowe media informują o bezwzględności ukraińskiej strony, wspieranej przez Unię Europejską i sponsorowanej przez Stany Zjednoczone. „Widzicie” – mówi premier Putin – „Jeśli nas zabraknie to Rosja zostanie rozszarpana przez krwiożerczy Zachód”.
Rosyjska recepta na globalny kryzys jest prosta: stworzyć wroga i obwinić go o całe zło. Jak na razie ta metoda zdaje egzamin. Mało kto z Rosjan zwraca uwagę na brak reform, a topniejące rezerwy walutowe czy wzrastające bezrobocie wydają się tracić na znaczeniu w obliczu zewnętrznego zagrożenia. W końcu bezpieczeństwo ojczyzny jest warte każdej ceny.