Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Afryka / Somalia - państwo upadłe               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
29-12-2009

 

28-03-2009

 

03-01-2009

 

02-02-2007

 

25-12-2006

 

22-07-2006

  Kryzys w Afryce?

03-03-2006

  Somalia: droga do anarchii

+ zobacz więcej

Somalia - państwo upadłe 

04-03-2006

  Autor: Michał Potocki

Jedynymi krajami, które interesowały się sytuacją w Somalii po wycofaniu się wojsk ONZ w 1995 r. były jej sąsiedzi, obawiający się przeniesienia chaosu na włąsne terytoria. Szczególnie dużo dla Somalii na przełomie wieków robił przywódca Dżibuti Ismail Guelleh. Na jego zaproszenie do Arty w Dżibuti na wiosnę 2000 r. przyjechali przywódcy klanowi i watażkowie z całej Somalii. Dwa tysiące gości debatowało w olbrzymim białym namiocie przez sto dni. Wspólne narady i wieczorna integracja przy herbacie i tytoniu zrobiły swoje i w sierpniu 2000 r. przystąpiono do wyłonienia władz Somalii.

 

 

Nowy parlament wybrano zgodnie z kluczem klanowym. Na 245 deputowanych po 49 miejsc zagwarantowano przedstawicielom klanów Hawiye, Rahanweyn, Dir i Daarood. Prezydentem został zaś 58-letni wówczas reprezentant Hawiye, Cabdiqaasim Salaad Xasan. Strzały na ulicach Mogadiszu po raz pierwszy od lat symbolizowały radość i nadzieję, na przywrócenie choćby chwiejnej, ale jednak normalności.

Jednak prezydent Xasan szybko przekonał się, jak nieludzko trudne zadanie go czeka. W kraju nie ma policjantów, nauczycieli, lekarzy – wszyscy uciekli bądź zginęli. Jego starania byli gotowi poprzeć mułłowie, wierzący w nastanie islamskiej republiki, przedsiębiorcy, kupcy oraz starszyzna rodowa, która liczyła na zaprowadzenie porządku. Xasan miał jednak wielu wrogów – wśród nich większość watażków, dla których porządek oznaczałby kres ich władzy i wpływów.

Po raz pierwszy Xasan odwiedził ojczyznę we wrześniu 2000 r. Nic się wówczas nie stało, jednak druga wizyta w kraju skończyła się ostrzelaniem jego kawalkady i zamordowaniem dziesięciu posłów i mającego zostać ministrem wojny gen. Yuusufa Talana. Jedynym większym sukcesem Xasana było przekonanie prezydenta Maxameda do podporządkowania się nowym władzom. Nie zrobił tego natomiast syn poległego w 1996 r. Caydiida.

Mimo to w listopadzie 2000 r. rząd premiera Cali Xalifa Galaida przyjął pierwszy od lat budżet, zaś prezydent ruszył po świecie z prośbami o pomoc finansową (odwiedził m.in. Etiopię, Sudan, Jemen, Ugandę i Kenię). Najbardziej przychylni byli mu władcy państw muzułmańskich – Sudanu, Arabii Saudyjskiej, Jemenu. Xasan szybko zaczął być oskarżany o udzielanie schronienia terrorystom. Po 11 września 2001 r. spekulowało się, czy Somalia nie stanie się kolejnym po Afganistanie celem koalicji antyterrorystycznej. Szczególnie nawoływał do tego Xusayn Caydiid, który liczył, że na plecach Amerykanów zdoła pozbyć się prezydenta Xasana. Caydiid widział dla siebie rolę Sojuszu Północnego, który ramię w ramię z Amerykanami stanął w Afganistanie do walki z władzą talibów. Amerykanie, pomni doświadczeń z początku lat 90., nie zdecydowali się w końcu na interwencję, zwłaszcza, że nie traktowali młodego Caydiida poważnie.

Prezydent Xasan z biegiem lat przeradzał się w coraz bardziej radykalnego islamistę. Jego wsparcie dla al-Qa’idy, choć nigdy nieudowodnione, było całkiem prawdopodobne. Ponadto nie wykonał on swojego podstawowego zadania – przywrócenia jedności Somalii. Xasan stał się po prostu kolejnym graczem politycznym, kolejnym walczącym o władzę stronnictwem.

Amerykanie zachęcili zatem do wyboru kolejnego prezydenta. Tym razem negocjacje odbyły się w stolicy Kenii, Nairobi. Setki Somalijczyków zakwaterowano w luksusowych hotelach, spełniając ich wszystkie zachcianki. Nic więc dziwnego, że obrady przeciągały się wyjątkowo długo… Ostatecznie prezydentem w październiku 2004 r. został wybrany przywódca stojącej na krawędzi secesji prowincji Puntland, Cabdulaahi Yuusuf Axmed. W podobny sposób rozdzielono także urzędy w nowym rządzie. Poszczególni warlords zostali ministrami. Miało to ich związać z rządem tak, aby dbanie o jego sukces było dla nich jednocześnie dbaniem o własne posady. I tak Maxamed Kanjare Afrah, najlepiej uzbrojony watażka Mogadiszu, został ministrem budownictwa; Musa Sadi Jalaxow, jeden z najbogatszych bojowników – szefem resortu handlu; Xusayn Faarax Caydiid został zaś wicepremierem.

Wciągnięcie większości watażków do rządu miało gwarantować bezpieczeństwo prezydentowi – zwłaszcza że takie gwarancje dawali Axmedowi sami warlords. Axmed do kraju wprawdzie wrócił, jednak nie do Mogadiszu, a do miasta Jowhar, którym rządził kuzyn premiera Cali Maxameda Geediego, Maxamed Cumaar Xabib. Prezydent siedział w Jowharze tydzień, po czym wrócił do Nairobi. Axmed zaczął się domagać, aby jego bezpieczeństwo zostało zapewnione przez 20-tysięczne oddziały Unii Afrykańskiej, czemu sprzeciwiła się część jego ministrów, grożąc natychmiastowym atakiem na takie wielonarodowe oddziały. Część była skłonna zezwolić na obce wojska, ale tylko z krajów muzułmańskich.

W tej sytuacji prezydent Axmed postanowił ponowić próbę powrotu do Somalii o własnych siłach. Watażka Jowharu zaproponował mu przeniesienie stolicy do jego miasta, jako bezpieczniejszego. Na to stanowczo nie zgodził się z kolei przewodniczący parlamentu, urzędujący od kilku miesięcy w Mogadiszu, szejk Shaarif Xasan Caden. Ostatecznie prezydent Axmed nie wylądował ani w Mogadiszu, ani w Jowharze, a w sąsiednim Dżibuti, tłumacząc to tym, że podczas lotu zapadł zmrok, podczas którego lądowanie na nieoświetlonym lotnisku byłoby zbyt ryzykowne.

Na wieść o tym tłumaczeniu na prezydenta obraził się watażka z Jowharu, który ogłosił prezydenta personć non gratć na swoim terenie. Sam Axmed poleciał natomiast do Kataru, aby namawiać miejscowych przywódców do pomocy finansowej.

Głównym zadaniem prezydenta Axmeda miało być zorganizowanie w Somalii wolnych wyborów w 2009 r. Jak do tej pory przerasta go nawet zadanie powrotu do ojczyzny.

Inne jednostki polityczne na terytorium Somalii

O ile rządu centralnego Somalia nadal de facto nie ma, bowiem ciężko uznać za taki rząd przywódców, którzy krążą po regionie, bojąc się wylądować na terenie rządzonego przez siebie kraju, o tyle całkiem nieźle funkcjonuje na terenie dawnej Demokratycznej Republiki Somalii kilka innych ośrodków władzy z Republiką Somalilandu na czele.

Dwuipółmilionowy Somaliland odłączył się na samym początku wojny domowej, tuż po obalenia Siyaada Barre w 1991 r. Pierwszym prezydentem został dawny premier Somalii Maxamed Cigaal, który zmarł w 2002 r., jednak udało mu się umocnić struktury państwowe, m.in. doprowadzając do przyjęcia konstytucji w 2001 r., która wprowadzała demokratyczne wybory parlamentarne. Na jej mocy w 2003 r. odbyły się pierwsze wybory powszechne, które większością zaledwie 80 głosów Daahir Riyaale Kaahin, który za prezydentury Cigaala był wiceprezydentem. W 2005 r. odbyły się zaś wybory parlamentarne, w pełni demokratyczne, które pokazały ukształtowany trójpartyjny system polityczny Somalilandu. W 82-miejscowej Izbie Reprezentantów Jedność Demokracja Niepodległość zdobyła 33 miejsca, Partia Solidarności Kulmiye – 28, zaś Sprawiedliwość i Rozwój – 21. Przywódcy opozycji zaakceptowali wynik wyborów. Establishment Somalilandu jest zdecydowany prowadzić wspólną politykę zagraniczną, zmierzającą do pokazania społeczności międzynarodowej (w tym zwłaszcza Unii Afrykańskiej, Europejskiej i Stanom Zjednoczonym), że republice należy się uznanie na arenie międzynarodowej. Polityce w Hargejsie (stolica kraju) argumentują, że zwykłą głupotą jest w takiej sytuacji sztywne trzymanie się zasady nienaruszalności granic kolonialnych, zwłaszcza że jeden wyjątek w postaci uznania niepodległości Erytrei już był.

Lider Sprawiedliwości i Rozwoju otwarcie mówi o tym, że Somaliland posiada najbardziej wolną prasę na kontynencie, a skoro mówi tak lider opozycji w Afryce, o czymś to świadczy. Rząd w Hargejsie prowadzi politykę antyterrorystyczną, tuż przed wyborami aresztując pięciu członków al-Qa’idy. Także londyński Katolicki Instytut Stosunków Międzynarodowych potwierdza, że wybory były wolne i przebiegły bez trudności.

Somaliland jak kania dżdżu łaknie uznania, które ułatwiłoby mu rozwój. Tymczasem wygląda na to, że – jak napisał Wojciech Jagielski – „świat usilnie przekonuje istniejący, choć nieuznawany Somaliland, by ponownie połączył się z uznawaną, choć w istocie nieistniejącą Somalią”. Bez tego rząd nie może efektywnie ubiegać się o pomoc międzynarodową. Musi polegać na własnych siłach, którym zdołał od zera stworzyć armię, policję i służby podatkowe, napisać demokratyczną konstytucję i wprowadzić własną walutę. Minister finansów Awil Cali Duale otwarcie łączy sprawnie przeprowadzane wybory i uznanie międzynarodowe – „uznanie Somalilandu jest jak promocja demokracji w Afryce”.

Inne quasipaństwowe terytoria rządzone niezależnie to Puntland i Somalia Południowo-Zachodnia. Oba z nich nie chcą na przyszłość niepodległości, same traktują swoje istnienie jako tymczasowe, do momentu, kiedy Mogadiszu odbuduje struktury państwowe i będzie mogło ponownie przejąć kontrolę nad terytorium Somalii. Puntlandem do 2004 r. władał obecny tymczasowy prezydent Somalii Maxamad Yuusuf Axmed, który po swoim „awansie” został zastąpiony przez Maxamuda Muse Xersiego. Axmed proklamował autonomię Puntlandu w 1998 r. Ziemie autonomii to przede wszystkim północno-wschodnie prowincje Somalii, graniczące z Somalilandem. Władze w Garowe korzystają ze wsparcia Etiopii oraz australijskiego koncernu Range Resources, który zainwestował w wydobycie złóż ropy naftowej. Współpraca z Range resources jest dla władz Puntlandu praktycznie jedynym źródeł pieniędzy. Dzięki eksploatacji złóż ropy, gazu, a także uranu i węgla Puntland jakoś wiąże koniec z końcem, wyczekując, aż będzie mógł stać się federalnym podmiotem Somalii.

Najmniej wyraźnie niezależną jednostką polityczną jest Somalia Południowo-Zachodnia, której autonomię proklamowano w kwietniu 2002 r. pod przywództwem lokalnego watażki Xasana Maxameda Nura „Shatigaduda” w pobliżu miasta Baydhabo. Od czasu, gdy Shatigadud został ministrem w rządzie premiera Somalii Geediego w 2004 r. sytuacja jest na dobrą sprawę nieznana, autonomia najprawdopodobniej przestała funkcjonować.

Wnioski końcowe

Po latach niepowodzeń Somalijczykom udało się wreszcie w 2004 r. powołać rząd, który spełnia oczekiwania sporej części warlords. Pytanie, jak duży kredyt zaufania od nich uzyskał. Chyba niezbyt – skoro prezydent Axmed boi się wrócić do Mogadiszu. Ciężko podejrzewać, że w wymaganym terminie (do 2009 r.) uda mu się na tyle ustabilizować sytuację w zanarchizowanej republice, aby przeprowadzić wolne wybory. O wiele bliższa wydaje się perspektywa uznanej w 2009 r. niepodległości Somalilandu, o którym to uznaniu mówi się stopniowo coraz głośniej w kuluarach różnych światowych stolic. Byłoby to w zasadzie oczywiste, zważywszy, że nie ma tak rozwiniętej demokracji w Rogu Afryki, jak ta w Somalilandzie, zwłaszcza na tle reszty kraju, gdyby nie obawa społeczności międzynarodowej, że uznanie niezależności Somalilandu może zachęcić potencjalnych secesjonistów w innych częściach Afryki do nasilenia walki – w kolejce mogą stanąć Darfur, Casamance, różne regiony Etiopii, Konga-Kinszasa, Ugandy czy Komorów. A to mogłoby doprowadzić do jeszcze większego chaosu i stworzyć warunki dla „rozwoju” kolejnych państw upadłych.

Źródło mapy: CIA World Factbook

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl