Europa ma nie lada orzech do zgryzienia. Po wstępnych oficjalnych wypowiedziach europejskich przywódców można odczuć lekki niedosyt, który wyraźnie już nam doskwiera od samego początku gruzińskiego kryzysu. No cóż. Wartości tj.: solidarność, swobody obywatelskie czy wolność już dawno przestały być naszą największą bronią. Brak reformy instytucjonalnej UE oraz nieumiejętne, wręcz beznadziejne, promowanie Zjednoczonego „Superpaństwa” obrazuje tylko spójną i systematyczną degrengoladę tego projektu.
Wracając do kwestii polskiej (która niewątpliwie z tym rozkładem ma, i będzie mieć, duzo do czynienia), zwróciłem uwagę na drobny szczegół, który - paradoksalnie do siły jego przebicia w mediach - zainteresował mnie dość mocno. Z tego co proponowali Polacy, zaakceptowane zostały przez Radę następujące kwestie: pomoc humanitarna dla Gruzji, otoczenie szczególna opieką dalszych stosunków na linii UE – Ukraina oraz to, co chyba może napawać lekkim optymizmem, a mianowicie deklaracja dalszych poszukiwań kolejnych dystrybutorów ropy naftowej.
W praktyce oznaczać może to jedno. Idea „Partnerstwa Wschodniego” może teraz całkowicie lub tylko częściowo przykryć wszystkie dotychczasowe projekty europejskie. To, co dla obywateli Europy wcześniej wydawało się niewyraźne, podejrzane i groźne, w konsekwencji zostało odrzucone przy jednoczesnym ośmieszeniu współczesnej polityki integracyjnej UE. Drugoplanowy pomysł Polaków i Szwedów, zaakceptowany chyba od niechcenia, miałby w porównaniu do eurokonstytucji kolosalnie większą przewagę. I chyba najbardziej widocznym czynnikiem, który na to wskazuje, jest właśnie jego przejrzystość i transparentność.
Przy braku jakiejkolwiek możliwości wpływania na zachowanie Moskwy, pomysł polsko-szwedzki wydaje się być logicznym i spójnym procesem wchłaniania kolejnych państw do europejskiej rodziny. Wejście w życie projektu Partnerstwa Wschodniego umożliwiłoby realizację wszystkich założonych przez UE celów podczas minionego szczytu w Brukseli. Ułatwiłoby to Ukrainie i innym potencjalnym kandydatom, przebycie obowiązkowej drogi do struktur europejskiej wspólnoty oraz pozwoliłoby zaoszczędzić mnóstwo czasu, który i tak już w znacznej mierze został zaprzepaszczony.
Pozostaje zatem pytanie, czy rodzący się konstytucyjny spór między prezydentem i premierem nie stanie na drodze do sprawnego realizowania postawionych sobie celów. Czy nie damy odebrać sobie pałeczki na rzecz Sarkozy’ego, dla którego jedynym politycznym ratunkiem wydaje się być działalność na arenie międzynarodowej. I czy Rosja pozwoli i cierpliwie poczeka na kolejny ruch Europy, która pozbawiana kolejnych asów, wyraźnie znajduje się w defensywie oraz postępującym kryzysie tożsamościowym.