Na prowizorycznie ustabilizowaną po rewolucji róż gruzińskiej scenę polityczną prawdziwy niepokój wdarł się w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to opozycja zorganizowała wiece protestacyjne przeciw polityce Micheila Saakaszwiliego, któremu zarzucano dążenie do wprowadzenia rządów autorytarnych i obojętność na toczącego kraj raka korupcji. Wystąpienia niezadowolonych ze sposobu sprawowania władzy przez prezydenta były wspierane przez magnata medialnego Badriego Patarkatsiszwiliego, zmarłego zresztą w lutym tego roku, jak sugerowali niektórzy – nie bez udziału osób trzecich. Gruziński kryzys zakończył się dość łagodnie jak na zakaukaskie warunki, decyzją Saakaszwiliego o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów prezydenckich 5 stycznia 2008, w których pokonał on kandydata zjednoczonych sił opozycyjnych Lewana Gaczecziładze. Nie położyło to jednak kresu krytyce sprawującego urząd prezydenta; opinie o tym, że wyniki drugiej tury zostały sfałszowane i że konieczne będzie ponowne przeliczenie głosów nie były rzadkością. Tego samego dnia zdecydowano także o przeprowadzeniu 21 maja wyborów parlamentarnych, które z pewnością odbędą się w atmosferze wzajemnych oskarżeń i nieufności.
Swoją szansę widzi tutaj Rosja, albowiem osłabiona wewnętrznymi sporami Gruzja może okazać się niezdolna do obrony jedności terytorialnej swojego kraju, co w konsekwencji doprowadziłoby do całkowitego przejęcia przez Kreml kontroli nad samozwańczymi republikami. Nieprzebierający w słowach rosyjscy oficjele bez pardonu grożą użyciem siły „w obronie mieszkających w Abchazji i Osetii Południowej obywateli FR”. Tego typu wypowiedzi z pewnością obliczone są na jeszcze większe rozchwianie i tak już mocno niepewnej sytuacji politycznej w Gruzji. Stąd też biorą się działania Saakaszwiliego, szukającego dla swojego kursu wyraźnego poparcia w USA i Unii Europejskiej. Nie można powiedzieć, by pozostawały one niezauważone – z misją do Tbilisi udali się wysłannicy Prezydenta RP, sprawą zainteresował się także szef unijnej dyplomacji Javier Solana, niemniej jednak wciąż większość państw zachodnich wydaje się odsuwać od siebie perspektywę potencjalnej interwencji zbrojnej Kremla w Gruzji. Swoją drogą byłaby to piękna przygrywka dla obejmującego urząd Prezydenta Federacji Dmitrija Medwiediewa.
Również w kraju Saakaszwili próbuje twardo bronić swojej dotychczasowej pozycji, gdyż wie, że grunt pali mu się pod nogami. Dlatego też nie przestrzega kompromisu zawartego z partiami opozycyjnymi po jesiennym kryzysie, a dotyczącego zwiększenia w Parlamencie liczby miejsc obsadzanych za pomocą systemu proporcjonalnego. Jak zauważa raport Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, może to prowadzić do podejrzeń, że partia rządząca (Ruch Narodowy) majstruje przy ordynacji, zapewniając sobie zwycięstwo w wyborach. Wątpliwości te są z pewnością w pewnym stopniu uzasadnione, wszak zmienianie przepisów tej rangi na kilka miesięcy przed głosowaniem musi budzić zrozumiałe opory. Niemniej jednak, do ordynacji udało się wprowadzić kilka elementów, które należałoby ocenić pozytywnie. Wspomniany już raport wspomina tutaj między innymi o obniżeniu progu wyborczego z 7% do 5%, uproszczenie procedur związanych ze składaniem skarg i protestów wyborczych, czy umożliwienie partiom bycia reprezentowanymi w okręgowych komisjach wyborczych.