Czy to Platforma wygrała wybory, czy po prostu PiS i LiD je przegrały? Takie pytanie zdawali się zadawać przywódcy przegranych partii politycznych, zaskoczonych nieoczekiwanym (przynajmniej dla PiS) obrotem sytuacji tuż przed wyborami. Dzięki decyzji niezdecydowanej części wyborców, których udało się zmobilizować do wzięcia udziału w głosowaniu i – co więcej – do oddania głosu na nie-PiS, PO wyprzedziła partię Kaczyńskich większą różnicą głosów niż wieściła jej to „Gazeta Wyborcza”.
Konsekwencją takiego stanu rzeczy, a także wytworzenia pozytywnego wrażenia tuż po wyborach jest wyjątkowo wysokie poparcie społeczne, jakim cieszy się partia Tuska (49% w marcu 2008 według badań Pentoru). Wydawać by się mogło, że jest to spełnienie marzeń każdego rządu obejmującego władzę. Warto jednak zadać pytanie, jak wpłynie ono na skuteczność władzy rozumianą przez zdolność do konwersji własnego programu w konkretne ustawy?
Posiadając tak duże poparcie społeczne trudno podejmować decyzje, które nie spowodowałyby zmniejszania się słupków poparcia w sondażach. Na decyzje takie liczy jednak część elektoratu, która widzi w Platformie (bo raczej nie w rządzącej koalicji) szansę na likwidację przywilejów niektórych grup zawodowych, co objawiałoby się m. in. reformą KRUS, prywatyzacją lub modernizacją niektórych państwowych przedsiębiorstw i instytucji zatrudniających górników, kolejarzy, a może i lekarzy.
Wielu wyborców PO, którzy nie głosowali na nią z przypadku (tzn. nie ze względu na przedwyborczą koniunkturę), liczy także na wprowadzenie podatku liniowego, redukcję wydatków na aparat administracyjny państwa i liberalizację niektórych sfer życia. Problem w tym, że aby nie stracić poparcia społecznego i poparcia koalicjanta należy postępować ostrożnie (a najlepiej nie postępować w ogóle). Dlatego reformę KRUS i podatek liniowy należy uzgodnić z PSL, wszelkie działania w sferze obyczajowo-moralnej z Kościołem – nawet na poziomie deklaracji, politykę zagraniczną z innymi państwami UE, wszelkie zmiany w państwowych przedsiębiorstwach ze związkami zawodowymi itd. Uzgadnianie decyzji rządu z podmiotami, których te decyzje dotyczą jest godne pochwały, jednak chcąc utrzymać poparcie partia Donalda Tuska musi w tych uzgodnieniach czynić daleko idące kompromisy lub nawet powstrzymywać się od jakiejkolwiek obrony własnego stanowiska. Po osiągnięciu tego typu kompromisu, Platforma Obywatelska to po prostu nie-PiS.
Brak działania na dłuższą metę może spowodować powstanie zapotrzebowania społecznego na partię deklarującą działania w sferach zaniedbanych przez aktualnie rządzących (jeśli w istocie pozostaną one zaniedbane). Pytanie tylko, ilu wyborców PO zna jej program, aby móc wytykać brak jego realizacji?