W Polsce mówi się o „wysiedlonych” lub „przesiedlonych”..W Niemczech określenie „wypędzeni” (Vertriebene) jest zdefiniowane prawnie . Według ustawy z 1953 r. status „wypędzonego” posiada każdy Niemiec, który „z jakiegokolwiek powodu opuścił tereny zajmowane przez III Rzeszę podczas wojny”. Zgodnie z ta definicją „wypędzonym” jest żołnierz Wehrmachtu i SS-man, który okupował tereny dzisiejszej Polski. Status „wypędzonego” jest dziedziczny, przez co o „prawo do ziem ojczystych” zabiegają dzieci i wnuki mieszkańców III Rzeszy. Obecnie Związek Wypędzonych jest organizacją pozarządową finansowaną w 90 % z budżetu federalnego RFN. W latach 2002-2004 BdV otrzymywał z rządu 920.000 euro rocznie. 30 grudnia 2007 w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Prezydent RFN Horst Köhler powiedział: -Nie widzę siebie jako wypędzonego. Wypędzeni zostali Polacy, w których domu moi rodzice zostali wtedy zakwaterowani. Kohler urodzony w rumuńskiej Besarabii został w wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow w 1940 r. repatriowany do Rzeszy,, a w 1942 r. w ramach kolonizacji Wschodu osiedlony pod Zamościem. W 1944 r. uciekł przed Armią Czerwoną na tereny późniejszego RFN. Podobny życiorys ma Erika Steinbach, której rodzina uciekała z Rumii przed Armią Czerwoną. Ona jednak stoi na czele Związku wypędzonych i uprawia najskuteczniejszy po 1945 r. lobbing na rzecz upamiętnienia losów powojennych przesiedleńców z byłych terytoriów III Rzeszy.
Ziomkostwa zawiązane wkrótce po wojnie nigdy nie rozliczyły się z nazistowską przeszłością swoich członków. Herbert Czaja, prezes BdV w latach 1970-1994, był w PRL obok Konrada Adenauera w płaszczu Krzyżackim, ikoną germańskiego naporu i rewanżyzmu, choć akurat nigdy nie należał do NSDAP. Komunistyczna propaganda odwoływała się do BdV jako do straszaka politycznego za czasów Jaruzelskiego, kiedy „Solidarność” walczyła o wolność. Generał ostrzegał polskie społeczeństwo, że jeśli rezygnuje z gwarancji bezpieczeństwa ZSRR, wykorzystają to niemieckie związki wypędzonych kwestionujące granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej i wrócą po swoje ziemie. Faktem jest, że Steinbach, która obecnie zastępuje Herberta Czaję w roli „złego Niemca”, jako jedna z dziesięciu deputowanych w Bundestagu głosowała przeciwko uznaniu granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie Łużyckiej. 17 maja 1972 r., gdy parlament niemiecki zatwierdził „Układ między PRL a RFN o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków.
Już w listopadzie 1964 r. ziomkostwa ślązaków w RFN postulowały utworzenie centrum do ścigania zbrodni popełnionych podczas wypędzania Niemców z ich ziem po II WS. Instytucja miała być wzorowana na istniejącym od 1961 centrum Zentrale Erfassungsstelle der Landesjustizverwaltungen, które dokumentowało naruszenia praw człowieka przez aparat NRD, obecnie z siedzibą w Salzgitter. Wtedy inicjatywa nie zyskała poparcia żadnej partii politycznej ani kręgów intelektualnych. Dzisiaj analogiczny pomysł Eriki Steinbach jest wpisany od 2005 r. do umowy rządzącej koalicji.
W „Karcie niemieckich wypędzonych ze stron rodzinnych” z 1950 roku, programowym dokumencie BdV, działacze związku zapisali:„Utraciliśmy nasze strony rodzinne. Ludzie, którzy nie posiadają stron rodzinnych są na tym świecie ludźmi bezdomnymi. Bóg wyznaczył ludziom ich strony rodzinne. Wyrwanie człowieka pod przymusem z jego stron rodzinnych, oznacza jego duchowe unicestwienie. Los ten i związanie z nim cierpienia przypadły nam w udziale. Stad czujemy się powołani zadąć, aby prawo do stron rodzinnych, jako jedno z od Boga danych, podstawowych praw ludzkości - zostało uznane i urzeczywistnione.”. Ten fragment jest typowy w mentalności niemieckiej, a wywodzi się wprost z ruchu volkistowskiego z końca XIX wieku. To właśnie wtedy termin Heimat nabrał wymiaru metafizycznego i mocno wrył się w mentalność niemieckiej.
Określenie Heimat wywodzi się ze starogermańskiego ‘haima’ – leżeć. Do połowy XIX wieku był to termin neutralny, używany przez prawników i geografów zamiennie z krajem ojczystym. Najczęściej pojawiał się w dokumentach notarialnych (testmanetach, intercyzach). W słowniku języka niemieckiego autorstwa Braci Grimm z 1877 r. Heimat definiuje się jako kraj urodzenia, miejsce stałego zamieszkania albo własność odziedziczona po rodzicach. W połowie XIX wieku pojęcie oznaczało posiadanie prawa do pewnej nieruchomości. Kto ówcześnie w Badenii-Wirtembergii nie posiadał heimatu, nie mógł zawrzeć związku małżeńskiego. Heimatrecht, czyli prawo do heimatu, oznaczało także gwarancje ze strony państwa do pokrycia kosztów leczenia i pochówku osób bez majątku.
Wiele lat przed proklamowaniem 1000-letniej Rzeszy w niemieckim życiu intelektualnym dominowała myśl volkistowska, neoromantyczna ideologia skłaniającym się do mistyki "krwi i ziemi" Dusza Ludu kształtowana jest przez krajobraz. (Landschaft)”. Krajobraz to centralny termin volkistów. W volkizmie cechy narodowe są uzależnione od krajobrazu, w jakim ukształtował się naród na początku swoich dziejów. Charakter Ludowi (Volkowi), czyli mistycznej wspólnocie narodu, rasy i krwi, nadają regionalne przejawy natury. W 1903 r. Rainer Maria Rilke pisał, że „ Heimat ' 'nie jest tylko tym odrębnym, niewielkim i dającym się wymierzyć skrawkiem ziemi (…) to strumienie i potoki, które tę ziemię przecinają, a jego częścią są rozpościerające się nad wsią chmury i gwiazdy. Krajobraz i Heimat występują także w hymnie Prus Wschodnich skomponowanym w latach 30. przez Herberta Brusta z Królewca, zatytułowanym "Oratorium Ojczyzny". Autor słów pieśni Erich Hannighofer określa Heimat jako wohlgeborgen (cudownie wybawiony), słowo to zaczerpnięte jest z Pieśni o Nibelungach, średniowiecznego germańskiego eposu niezwykle popularnego w III Rzeszy, co wskazuje na utożsamianie Heimatu z symboliką germańską. „Wandervogel”, czyli Wędrowny Ptak, popularna w Niemczech Weimarskich organizacja młodzieżowa także koncentrowała się wokół idei volkizmu. Jej członkowie musieli wyznawać dwa kulty: piękna ojczystej ziemi i sprawności fizycznej. „Krajobraz inspirujący organizację Vandervogel jest krajobrazem germańskiego Heimatu, więc miłość do Heimatu budzi umiłowanie narodu (Volku) i narodowoniemieckiego tła całej kultury i stylu życia” – głosił manifest organizacji z 1904 r. Romantyzm młodzieży jednak nigdy nie był apolityczny. Hans Blueher, pierwszy historyk ruchu, opisał wydarzenie z 1902 r., kiedy to grupa Wędrownych Ptaków wybrała się w odwiedziny do niemieckiej mniejszości narodowej na ziemiach polskich. Niemiecka młodzież chciała pokazać rodakom, że jest zainteresowana ich aspiracjami i żalami, a spostrzeżenia swoje obiecała przekazać władzom w ojczyźnie. Mniejszości oddzielone od Vaterlandu (ojczyzny politycznej) były zjednoczone z Ludem i Heimatem. Gdyby działa im się krzywda, rodacy z Niemiec byli gotowi w każdej chwili interweniować. Niewinne dążenia do zjednoczenia z przyrodą podczas spontanicznych wycieczek krajoznawczych kryły polityczne cele. Podobne przesłanie zawiera tytuł rezolucji Bundestagu "Wypędzeni, przesiedleńcy i mniejszości niemieckie są pomostem między Niemcami i ich wschodnimi sąsiadami" z dnia 29 maja 1998. W proklamacji BdV czytamy: „chcemy działać i tworzyć w ramach nowych, udoskonalonych form pełnych zrozumienia i braterskiego współżycia ze wszystkimi członkami naszego Narodu” . Można przypuszczać, że za idealistyczną retoryka również kryją się cele polityczne.
Podobne tony odnajdujemy u osoby, której nikt nie podejrzewałby o zapędy rewizjonistyczne. Hrabina Marion Dönhoff, współwydawca tygodnika Die Zeit, zasłużona dla pojednania polsko-niemeickiego w artykule ‘Krzyż na grobie Prus” po podpisaniu przez rząd NRD Polski traktatu granicznego pisała 20 listopada 2007 r, na łamach swojego tygodnika: „Heimat jest dla większości ludzi tym, co leży poza rozumem i jest niemożliwe do opisania. Coś, co jest powiązane z życiem i bytem, co daje wytyczne na całe życie. Ludzi ze Wschodu dotyczy to w szczególności. Kto się tu urodził, w wielkim samotnym krajobrazie nieskończonych lasów, błękitnych jezior i dalekich ujść rzek, dla tego Heimat jest jeszcze czymś więcej, niż dla osób urodzonych w rejonach uprzemysłowionych.”.