Wbrew temu, co często się sądzi, państwo maltańskie nie obejmuje tylko jednej wyspy. Oprócz wyspy noszącej tę samą nazwę co państwo, w skład archipelagu wchodzą jeszcze Gozo i Comino oraz trzy mniejsze, bezludne wysepki. Zdecydowana większość z liczącej około 380 000 ludzi populacji mieszka jednak na wyspie głównej. Łącznie lądowe terytorium państwa liczy 316 kilometrów kwadratowych. Najmniejszy z dotychczasowych krajów członkowskich UE, Luksemburg, jest około dziesięciokrotnie większy. Jeśli chodzi o sąsiadów, za najbliższych wypada uznać Włochy (z Sycylii na Maltę jest niespełna 100 km) oraz Tunezję (niecałe 300 km).
Malta stała się niepodległym państwem w 1964, po ponad 150 latach brytyjskiego panowania nad wyspami. Dzięsięć lat później przyjęła dzisiejszy, republikański ustrój. Za początek maltańskiej drogi do Europy uznaje się rok 1987, gdy do władzy doszła proeuropejska, wbrew nazwie, Partia Nacjonalistyczna pod wodzą obecnego premiera Eddiego Fenecha Adamiegio (na zdjęciu). Formalny wniosek o członkostwo La Valetta złożyła w 1990 roku, jako pierwszy z obecnie przystępujących krajów. Ale jeszcze nim zdążyły rozpocząć się negocjacje, władzę przejęła Partia Pracy Alfreda Santa, który w 1996 zdecydował o wycofaniu wniosku. Ponowny wniosek złożono w 1998, gdy do steru rządów powrócili nacjonaliści.
Tak więc sytuacja polityczna na Malcie jest bardzo klarowna: mamy system dwupartyjny, w którym prawica (nacjonaliści) jest zdecydowanie proeuropejska, zaś lewica (laburzyści) obstaje przy zgoła odmiennym stanowisku. O dojrzałości maltańskiej demokracji świadczy nie tylko ukształtowanie się systemu dwubiegunowego, lecz również stabilność przywództwa w obu partiach oraz przede wszystkim bardzo duże zainteresowanie obywateli życiem publicznym. Przykładowo na udział w ostatnim referendum zdecydowało się ok. 91% z blisko 300 000 uprawnionych do głosowania. Taką frekwencję naprawdę niełatwo uzyskać w państwie demokratycznym.
Natomiast same wyniki głosowania nie napawają już takim optymizmem. Społeczeństwo jest głęboko podzielone w sprawie wejścia do UE i referendum pokazało to z całą mocą. Za przystąpieniem do Wspólnoty opowiedziało się zaledwie 53,6% głosujących, co, jak natychmiast skrzętnie wyliczyła opozycja, stanowi mniej niż połowę wszystkich uprawnionych. Głosy na "nie" oddało 46,4 % osób.
Z jednej strony to dobrze, przynajmniej z perspektywy zwolenników rozszerzenia, że wbrew wcześniejszym poważnym obawom, już pierwsze referendum nie zakończyło się porażką euroenztuzjastów. W tej chwili już tylko Łotwa, która będzie głosowała jako ostatnia, 20 września, może nam sprawić niespodziankę. Z drugiej strony można sobie wyobrazić, jakie kłopoty będzie miała maltańska administracja podczas wrażania zwłaszcza mniej popularnych regulacji narzuconych przez UE.
Zgodnie z dość nietypowym zapisem w konstytucji Malty, bezpośrednio po tego typu referendum muszą się odbyć przedterminowe wybory parlamentarne. Europa czekała na zaplanowane na 12 kwietnia, notabene był to dzień referendum na Węgrzech, wybory z pewną dozą niepokoju. Ponieważ referendum miało formalnie wymiar jedynie doradczy, laburzyści zapowiedzieli, że w przypadku zwycięstwa nie podpiszą na szczycie w Atenach traktatu akcesyjnego.
Świadomi znaczenia głosowania Maltańczycy wykazali jeszcze większą aktywność niż w podczas wcześniejszego o miesiąc referendum. Szpitale masowo wydawały przepustki wszystkim chorym, którzy tylko mogli i chcieli głosować, a zwerbowani przez obie partie ochotnicy pomagali dotrzeć do lokali wyborczych osobom niepełnosprawnym lub niedołężnym. Państwowy przewoźnik lotniczy, Air Malta, wprowadził specjalne zniżki dla zamieszkałych poza granicami kraju obywateli Malty, którzy pragnęli przylecieć na głosowanie (Malta praktycznie nie posiada sieci placówek dyplomatycznych, w których można by oddać głos). Ostatecznie nieznacznie, uzyskując nieco ponad 51 % głosów, wygrali nacjonaliści premiera Adamiego. Wkrótce po ogłoszeniu wstępnych wyników, licznie zgromadzeni w La Valettcie zwolennicy partii, a także integracji europejskiej, rozpoczęli świętowanie (na zdjęciu).
Malta na pewno nie będzie łatwym we współpracy członkiem UE. Mając jeszcze bardziej katolickie (wyznawcami tej religii jest 98% populacji, ogromna większość praktykuje) i konsertwatywne społeczeństwo niż Irlandia i Polska, Malta może z trudem przyjmować wszelkie decyzje UE godzące, choćby pośrednio, w tradycyjny system wartości. Ponadto na Malcie, której ludność w okresie wakacyjnym ulega potrojeniu, istnieje ogromny lęk przed wykupem nieruchomości przez cudzieziemców. Dlatego każdy obywatel UE, który będzie chciał zostać właścicielem "drugiego domu" na wyspach, najpierw będzie musiał przemieszkać tam co najmniej 5 lat i ten okres przejściowy, co rzadkie, jest bezterminowy. Mimo tych obaw, Maltańczycy, choć z wahaniami, postanowili spróbować.
Autor: Jarosław Błaszczak
W cyklu artykułów poświęconych referendom przedakcesyjnym w krajach przystępujących do UE, ukazał się już tekst dotyczący Słowenii ("Elita Bałkanów"). Wkrótce tekst o referendum na Węgrzech.