W walce o miejsce Gruzji w Europie zapomniał o wartościach, które ta reprezentuje. Użył siły przeciw pokojowym demonstrantom, zamknął opozycyjne stacje telewizyjne, a w końcu wyprowadził wojsko na ulice. Niezależnie od tego czy podejrzenia o udział Rosji w niedawnych protestach okażą się prawdą nie powinien był tego robić. Błędów tych wystrzegł się poprzednik Saakaszwilego na stanowisku prezydenta, Eduard Szewardnadze. Pomny bratobójczych walk w Gruzji początku lat 90., pod naciskiem „rewolcji róż” pokojowo oddał władzę. Granic tych nie przekroczył również, Leonid Kuczma w trakcie ukraińskiej „pomarańczowej rewolucji” w 2004 r., kiedy kamery opozycyjnego Kanału 5 filmowały zmagania aż do momentu porażki obozu władzy.
Środki zastosowane przez Saakaszwilego potępiło nawet NATO. Dopiero wtedy przyznał się do błędu i w telewizyjnym przemówieniu zapowiedział przedterminowe wybory prezydenckie. Zbyt późno, czar bohatera prysł. Zgodnie z konstytucją dymisję złoży 45 dni przed przewidzianym na piątego stycznia głosowaniem. Będzie to 22 listopada, czwarta rocznica zwycięstwa „rewolucji róż”, kiedy demonstranci pod przywództwem Saakaszwilego wdarli się do parlamentu i zapoczątkowali najbardziej demokratyczny okres w historii Gruzji.