Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Angola - ku stabilności (cz.2)               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
05-09-2008

 

20-01-2006

 

18-01-2006

 

19-10-2004

 

+ zobacz więcej

Angola - ku stabilności (cz.2) 

19-01-2006

  Autor: Kacper Szulecki

Demobilizowanym żołnierzom wypłacano pięciomiesięczny żołd FAA i, gdy dopełnili formalności, mogli teoretycznie opuszczać ośrodki. W styczniu 71.434 żołnierzy otrzymało żołd na sumę 26 milionów dolarów – nie opuścili jednak w większości obozów. Ten nagły zastrzyk potężnego kapitału spowodował gigantyczny wzrost konsumpcji – za popytem skoczyły ceny, gdyż podaż większości artykułów była w okolicach ośrodków bardzo ograniczona. Wielu kombatantów kupiło za otrzymane pieniądze alkohol lub towary zbytku – np. radia, zwiększyły się tez wskaźniki prostytucji.

 

 

Sytuacja w ośrodkach demobilizacyjnych jest jednak znacznie gorsza niż mogłoby się wydawać po lekturze poprzednich akapitów. W Calangue na południu prowincji Huila –  podaje oficer UNITA Basilio Sapalanga – pięciu ludzi dziennie umierało z niedożywienia. Przedstawiciel Watykanu ocenił sytuację w ośrodkach prowincji Bie jako „katastrofalną”. Jak mówi - „ludzie leża na ulicach wychudzeni, jak szkielety, tak słabi, że nie są w stanie podnieść ręki by odgonić latające wokół nich muchy”. Wskaźnik śmiertelności wzrósł wysoko ponad próg alarmowy, w wielu miejscach ogłoszono oficjalnie klęskę głodu. Organizacja Medicins Sans Frontiers, niosąca pomoc humanitarną do Angoli, oskarżyła ONZ i inne organizacje o opieszałość, choć trzeba pamiętać, że odpowiedzialność za sytuację kombatantów ponosi w całości FAA, organizacje pozarządowe miały za zadanie opiekowanie się rodzinami. Przedstawiciele agend ONZ napotkali trudności w dostarczaniu pomocy humanitarnej byłym żołnierzom UNITA – chodzi tu zarówno o problemy logistyczne – ośrodki znajdują się często w punktach dość odosobnionych, a przy dzisiejszym, fatalnym stanie dróg, braku mostów i zaminowaniu wielkich połaci terenu, prowadzenie konwojów jest tym trudniejsze. Napotkano także dodatkowo na opór ze strony FAA – zdobywanie zezwoleń na wstęp do ośrodków trwało dość długo. W 2003 roku sytuacja została opanowana. World Food Program dostarczał i dostarcza, gdzie tylko to możliwe, żywność, zaś pozostałe organizacje przez długi czas dowoziły do obozów oprócz żywności także narzędzia i nasiona, pozwalające tworzyć wokół ośrodków dostarczające pokarmu pola. Ten projekt został wkrótce zarzucony z obawy przed utworzeniem w ten sposób w miejscach demobilizacji stałych osiedli kombatantów UNITA, zwłaszcza, ze pojawiały się już sygnały o konfliktach pomiędzy mieszkańcami ośrodków a ludnością z okolicznych miejscowości.

 W obliczu tak tragicznej sytuacji, której opanowanie, biorąc pod uwagę nieokreślony czas pozostawania kombatantów w ośrodkach, może się okazać chwilowe, pomysły konsultantów z Banku Światowego, aby do ADRP wprowadzić zajęcia psychoterapeutyczne, budujące pewność siebie, by byli partyzanci odzyskali umiejętności „błyszczenia” w towarzystwie, brzmią na tym etapie dość groteskowo. Innymi, dotykającymi chyba bardziej palących kwestii, elementami tego programu są konsultacje i programy informacyjne na temat HIV/AIDS (szerzącego się szybko w ośrodkach – o czym wspomnimy dalej) oraz pomoc psychologiczna w problemach związanych z konfliktami – planowo wdrożenie ich miało nastąpić w lutym 2004 roku.

 Duża część kombatantów znajdujących się w obozach to chłopi, którzy zostali zmuszeni do porzucenia pól i wstąpienia do UNITA, niezbyt z nią związani – chodzi tu o lojalność plemienną – oczekujący teraz na bliżej nieokreśloną reintegrację ze społeczeństwem. Dane dotyczące sytuacji w ośrodkach po lutym 2004 są niedostępne – należy jednak przypuszczać, że wielu kombatantów wciąż pozostaje w nich wraz z rodzinami. Podczas gdy ich pola leżą odłogiem już ponad dwa lata, wielu spośród demobilizowanych i członków ich rodzin umarło z głodu. Operacja ADRP, jakkolwiek zrozumiała jest idea jej przyświecająca, jest przeprowadzana tak opieszale, iż traci sens. Głodni byli żołnierze, którzy pamiętają wciąż niedawne czasy, kiedy w Angoli rządziła naga siła, mogą w pewnym momencie zbuntować się, jeśli rząd nie spełni choć części obietnic, jakie składał.
 
Czytając raporty dotyczące przebiegu operacji demobilizacyjnej trudno nie zastanowić się, choćby przez chwilę, nad nieco mniej oczywistym wyjaśnieniem zaistniałej sytuacji. Po pokonaniu znienawidzonego wroga – UNITA – rząd MPLA narzucił opozycjonistom swoje warunki pokoju, na które ci przystali. Warunki, trzeba powiedzieć, w deklaracjach bardzo zachęcające – zarówno program demobilizacji i reintegracji, jak wcielenie wyższych kadr oficerskich w szeregi państwowej armii i wreszcie ogólna, powszechna i wielce łaskawa amnestia, zwalniająca obie strony od odpowiedzialności za działania, które można być może nazwać zbrodniami wojennymi. Rząd umieścił blisko sto tysięcy dotychczasowych wrogów w miejscach odosobnienia, zobowiązując się do opieki nad nimi na czas pobytu. Odpowiednich środków na ten cel nie zapewnił, pozarządowym organizacjom zagranicznym udzielanie pomocy kombatantom utrudniał. Ośrodki demobilizacyjne nie są więzieniami, jednak możliwość swobodnego ich opuszczania jest ograniczona – także z powodu ich położenia, zaminowania okolic, fatalnego stanu dróg. Być może warto choćby rozważyć hipotezę, iż opieszałość rządu Angoli w rozwiązywaniu kwestii byłych partyzantów UNITA nie jest przypadkowa, a miała na celu wyraźne osłabienie potencjalnych sił opozycyjnych – politycznie i etnicznie – chodzi przecież o Ovimbundu. Jeśli w tej spiskowej teorii kryłoby się choćby ziarno prawdy, trzeba od razu zarzucić władzom MPLA krótkowzroczność – sytuacja, do której doprowadzono, grozi bowiem wybuchem nowych konfliktów na mniejszą skalę i powstawaniem uzbrojonych bandyckich grup, a co za tym idzie powrotem otwartej wojny na umęczoną ziemię Angoli.

 

Państwo w stanie upadku?

„Suwerenność to symulacja i maskarada”
    C. Weber

Czego by nie mówić o korupcji toczącej angolańską administrację, o nepotyzmie i tendencjach antydemokratycznych w rządzie i armii, o gigantycznych rozmiarach zniszczeń na terenia całego kraju, nie można nazwać Republiki Angoli państwem upadłym . Nieźle jak na afrykańskie warunki wyposażona, doświadczona i liczna  FAA jest w stanie egzekwować suwerenność państwa na jego terenie – zwłaszcza po ostatecznym rozwiązaniu kwestii bojowników UNITA, jest zdolna do obrony granic, a także od interwencji w państwach sąsiednich – co udowodniła i udowadnia w Demokratycznej Republice Konga.

W kraju mamy do czynienia ze sporą decentralizacją, zwłaszcza teraz, gdy komunikacja wewnętrzna jest niezmiernie trudna. Nie ma jednak problemu charakterystycznego dla Afryki – usamodzielniania się silnych, lokalnych watażków – warlords – posiadających prywatne armie i kontrolujących całe prowincje. Jonas Savimbi był z pewnością dobrym przykładem takiego przestępczego magnata, kontrolując przez wiele lat angolański interior, czerpiąc zyski z nielegalnego handlu diamentami. W chwili obecnej nie ma lokalnego przywódcy, który mógłby pełnić taką rolę jak Savimbi. Jakkolwiek dość liczne bandy uzbrojonych rabusiów i nie rozbrojonych partyzantów UNITA stanowią zagrożenie dla ludności, nie są poważnym zagrożeniem dla władzy rządu w Luandzie. Partyzanci Frontu Wyzwolenia Enklawy Kabinda nie mają po ostatnich ofensywach rządowych dość sił by destabilizować ten region w znaczącym stopniu. Istnieją także pojedynczy generałowie FAA, którzy na odebranych niedawno UNITA terenach usiłują przejmować dla siebie należące dawniej do partyzantów kopalnie diamentów. Jak na razie nie jest to proceder na dużą skalę, państwo zaś podejmuje działania zapobiegawcze.

Granice, choć mierzą 5188 km, są, jak na możliwości rozwijającego się państwa o populacji 14 300 000, dość dobrze strzeżone – zależy na tym rządowi głównie z powodu możliwego przemytu diamentów i narkotyków. W czerwcu 2004 roku ruszyła trzecia faza programu ochrony granic Brilhante – wymierzona właśnie przeciw przemytnikom, nielegalnemu przekraczaniu granic i przepływowi narkotyków. Policja Państwowa zapowiedziała w lutym 2005, że szczelność granic wzrośnie do 2006 roku, zwłaszcza po zamontowaniu na najbardziej newralgicznych odcinkach granic systemu monitorowania. Należy brać poprawkę na rządową retorykę sukcesu – wszak wspomniano też o możliwych problemach - Angola nie jest w stanie zapewnić stuprocentowej szczelności swoich granic, zwłaszcza 2511 km granicy z DRK, bez współpracy z sąsiadami, a o to na razie trudno. 

O specyfice określania poziomu suwerenności rządu w państwach afrykańskich szerzej pisze Achille Mbeme . On i powołujący się na jego prace politolodzy wskazują na różnice w perspektywie pomiędzy Czarnym Lądem a Zachodem czy Północą, a także na stopniowalność i wieloaspektowość pojęcia suwerenności, oraz na to, iż nie istnieje jedyny prawdziwy punkt widzenia, określający to, czym suwerenność dokładnie jest. Na jeden z najbiedniejszych krajów świata, jakim jest Angola, zniszczony trzema dekadami wojny, spojrzymy inaczej i inne miary do niego przyłożymy, niż do krajów wysokorozwiniętych w Europie czy Ameryce Północnej. Jednak fakt, że w takim właśnie kraju istnieje rząd, planuje się demokratyczne wybory, mówi się o zalążkowym, ale perspektywicznym społeczeństwie obywatelskim, ‘embrionicznej demokracji’, że rząd jest chociaż zdolny do planowania reform społecznych, że utrzymuje relacje dyplomatyczne i konsularne z wieloma państwami, że z tych relacji i kontaktów umie czerpać korzyści dla poprawy sytuacji wewnętrznej – to wszystko są argumenty za traktowaniem Republiki Angoli jako państwa bynajmniej nie upadłego. Jakość rządów, jakość osłony socjalnej, transparentność są problemami, których nie unikają także światowe mocarstwa i są już zupełnie inną kwestią.

Problem min lądowych

Na terenie Angoli znajduje się obecnie od dwóch do siedmiu milionów min lądowych i niewypałów, co sytuuje ów kraj w pierwszej trójce na świecie, pod względem skali tego zagrożenia. Znaleziono dotąd 76 typów min, pochodzących z fabryk w 22 krajach. Blisko jeden na czterystu mieszkańców republiki jest kaleką z powodu eksplozji miny – w sumie ok. 90000 ludzi poddano amputacji którejś z kończyn. W samym tylko roku 2000, 840 osób zginęło przy eksplozji miny lub niewybuchu, w tym 63 dzieci (w latach 1995-2001 zginęło ich według oficjalnych danych 487). Niektóre miny są celowo umieszczane w widocznych miejscach i malowane na krzykliwe kolory, aby zachęcać dzieci do tragicznej w skutkach zabawy. Większość ładunków znajduje się jednak na drogach, polach, ścieżkach i w opuszczonych wioskach, uniemożliwiając transport, uprawę, poruszanie się i powrót uchodźców do domów.

Liczba ofiar wzrasta od 2002 roku, kiedy to po zakończeniu działań wojennych na drogi wrócił wzmożony ruch kołowy, tysiące uchodźców zaczęło przemierzać kraj by wrócić do opuszczonych domostw, zaczęto znów uprawiać żyzne tereny prowincji Benguela, Huambo, Bie, Huila czy Moxico. FAA nie tylko nie nadąża z rozminowywaniem, ale też dokonuje go w sposób niekompetentny – odnotowano wiele wypadków, kiedy wojsko ogłosiło daną strefę jako wolną od min i niewybuchów, zaś kilka dni później dochodziło do tragicznej eksplozji. Prawdopodobnie 50% obszarów, na które mają wrócić uchodźcy, pozostaje zaminowana. Organizacje humanitarne nie nadążają z pomocą w rozminowywaniu, to może się jednak zmienić, gdyż rząd angolański występuje o większe zaangażowanie zagranicy.

Istnieje podejrzenie, iż nowe miny są stawiane w Angoli na co dzień – zarówno przez wojsko walczące ze zbrojnymi grupami, jak i przez owe grupy, przez zbuntowanych kombatantów UNITA, którzy zaminowują główne drogi i szlaki prowadzące do ośrodków demobilizacyjnych, dążąc do skompromitowania sił państwowych w oczach opinii międzynarodowej (wszak to konwoje humanitarne są jednymi z głównych użytkowników tych dróg). Raporty wspominają także o nieoficjalnych głosach płynących ze sfer rządowych, mówiących o możliwości odcinania minami dróg prowadzących do kopalń diamentów przejętych samowolnie przez wyższych oficerów FAA. Stwierdzenie czy miny są dopiero co postawione czy też zainstalowano je już dawniej jest w zasadzie niemożliwe – deszcze wymywają spod płytkich warstw gleby coraz więcej ładunków, z których najstarsze mogą pamiętać walki kubańsko-południowoafrykańskie.

Konflikt w Kabindzie 

Republika Angoli jest jednolitym i niepodzielnym Państwem, którego terytorium będzie takie, jak definiują je obecne granice Angoli, zaś każdy wysiłek separatystyczny lub secesyjny na tym terytorium będzie zwalczany.
                                                                         
                                                  
Konstytucja Republiki Angoli

Enklawa Kabinda, lesisty, tropikalny, skąpany w deszczach przez większą część roku skrawek lądu, wetknięty między Kongo, a Demokratyczną Republikę Konga, stanowi jedno z najistotniejszych i najbardziej dochodowych terytoriów Angoli, do której należy. Ze względu na swoje bogactwo oraz fakt, iż nie jest bezpośrednio z nią połączona, enklawa jest areną walki sił rządowych z miejscowymi separatystami.

 Powstały w 1974 roku Front Wyzwolenia Enklawy Kabinda (FLEC) odmawia uznania porozumień z Alvor, które to uczyniły Kabindę częścią dekolonizowanej Angoli. Już od 1975 roku FLEC prowadzi walki partyzanckie na niewielka skalę, głównie ataki na instytucje rządowe w enklawie, małe potyczki z wojskiem i porwania cudzoziemców. Wszystko to w celu oderwania się od Angoli i stworzenia własnego państwa. Opinia międzynarodowa jest jednak stanowcza w nieuznawaniu praw enklawy do samostanowienia (nie można mówić o narodzie czy choćby grupie etnicznej wyodrębnionej spośród zamieszkujących ten teren plemion – głównie Bakongo) i do niepodległości.

W listopadzie 2002 oddziały FAA przeprowadziły szeroko zakrojoną akcje przeciw partyzantom, zakończoną częściowym sukcesem – rozbiciem jednej z dwóch frakcji, pozostałych po wewnętrznym politycznym podziale FLEC. Próby negocjacji nie przyniosły rezultatów.

Kabinda jest obecnie źródłem większości angolańskiej ropy – z głównym ośrodkiem wydobywczym – Blokiem Zero. Wzdłuż wybrzeży enklawy rozlokowanych jest wiele innych kluczowych platform wiertniczych, których wydobycie ma w roku 2006 osiągnąć 180 000 baryłek dziennie. Rząd w Luandzie stara się usilnie zrównoważyć wydobycie w Kabindzie i w innych regionach – co wkrótce prawdopodobnie się uda, dzięki otwieraniu kolejnych platform w Basenie Kwanza (Cuanza) na wysokości stolicy. Jest to zabezpieczenie stałych przychodów z eksportu ropy na wypadek, między innymi, możliwych ataków separatystów.

 


 

Pierwsza część artykułu ukazała się w naszym serwisie wczoraj.

Aby przeczytać część trzecią, prosimy kliknąć tutaj.

 

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl