Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Liberia znaczy wolność               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
06-04-2006

 

28-02-2005

  Kronika ONZ 3/2005 (13)

26-12-2004

  Kronika ONZ 9/2004

06-12-2004

  Kronika ONZ 6/2004

03-12-2004

 

14-11-2004

  Kronika ONZ 3/2004

07-11-2004

  Kronika ONZ 2/2004

+ zobacz więcej

Liberia znaczy wolność 

18-08-2003

  Autor: Krzysztof Wasilewski

Historia Liberii to historia walki o wolność, walki o równość wszystkich ludzi bez względu na rasę czy wyznanie. Powstanie niepodległego afrykaskiego pastwa było spełnieniem marze wielu ludzi. Zmuszeni do niewolniczej pracy, upokarzani ludzie, którym odmówiono miana człowieka tylko dlatego, że byli czarni, mieli stać się na powrót wolnymi. To oni, amerykascy niewolnicy, mieli obalić mit o niezdolności czarnoskórych do samostanowienia. Pomimo nieprzychylnego klimatu i braku pomocy z zewnątrz zbudowano kraj o trwałych fundamentach. Kraj, który od 1847 roku miał stać się jednym z najstabilniejszych państw afrykańskich. Niestety, jak to często bywa, gdy chęć władzy i bogactwa bierze górę, kraj wolności przemienił się w dyktaturę opartą na przemocy i strachu.

 

 

W kwietniu 1980 roku William Tolbert, prezydent Liberii i jednocześnie przewodniczący Organizacji Jedności Afryki został zamordowany przez starszego sierżanta Samuela Doe. Jeden strzał w głowę miał wyznaczyć reguły walki na wiele lat.
Doe stał na czele pastwa do 1989 roku kiedy to jeden z jego niedawnych popleczników Charles Ghankay Taylor wzniecił rewoltę. Pochodzący z 15 osobowej rodziny Taylor studiował w Stanach Zjednoczonych gdzie uległ wpływom radykalnej studenckiej lewicy. Aresztowany w 1984 roku za defraudacje rządowych pieniędzy uciekł z więzienia rok póżniej. Do Afryki powrócił po czterech latach by rozpocząć walkę o władzę. W krwawych walkach zginęło ponad 200 tysięcy mieszkaców 3 milionowej Liberii. Licznym potyczkom towarzyszyła fala niespotykanego wcześniej okrucieństwa, głównie za sprawą odurzonych narkotykami dzieci-żołnierzy. Ten sposób toczenia walk miał przetrwać jeszcze wiele lat. Idąc po trupach "Pappy", tak go nazywają jego żołnierze, doszedł do celu. W 1997 roku obiecując trwały pokój wygrał wybory prezydenckie przygniatającą większością głosów. W międzyczasie ONZ oskarżyła go o uzbrojenie i trenowanie rebeliantów w sąsiednim Sierra Leone oraz o zbrodnie przeciw ludzkości. W trzy lata po wygranych wyborach rozgorzała nowa wojna. Rebelianci z LURD (Liberians United for Reconciliation and Democracy) postanowili siłą usunąć znienawidzonego prezydenta. W szybkim czasie opanowali trzy czwarte kraju. W lipcu bieżącego roku rozpoczęli marsz na stolicę Liberii, Monrowię.
Opozycja w dążeniu do obalenia satrapy nie przebierała w środkach zabijając z taką samą bezwzględnością wiernych Taylorowi żołnierzy co ludność cywilną.

Na szczęście pod naciskiem ONZ oraz przede wszystkim USA Charles Taylor zapowiedział ustąpienie ze stanowiska. 11 sierpnia 2003 roku w obecności głów pastw wielu afrykaskich krajów przekazał władzę dotychczasowemu zastępcy Mosesowi Blah. Były już prezydent udał się na wygnanie do Nigerii, zapowiadając, jednakże, że "jeśli Bóg da to jeszcze tu powróci".

Nowy prezydent, Moses Blah, nie jest postacią nową. Był jednym z najbliższych współpracowników Taylora podczas powstania w 1989 roku. Następnie popadł w niełaskę i został nawet aresztowany na tydzień za "podejrzenie spiskowania z USA". Jednak gniew prezydenta nie trwał długo i Blah został mianowany wiceprezydentem. Obejmując władzę, Blah wziął na siebie odpowiedzialność za zaprowadzenie pokoju i powrotu Liberii na ścieżkę praworządności. Proponując urząd wice prezydenta przedstawicielowi LURD zrobił pierwszy krok. Niestety wszystko wskazuje na to, że rebelianci nie zadowolą się tym stanowiskiem. Sytuacja jest stabilna tylko w stolicy a w części kontrolowanej przez buntowników nadal dochodzi do morderstw i kradzieży. Wojska misji pokojowej są za słabe by ryzykować otwarty konflikt z wciąż dużymi siłami LURD.

Stąd też nie należy się dziwić entuzjazmowi ludności cywilnej witającej żołnierzy ECOWAS i amerykaskich marines. Wojna zmusiła znaczną część mieszkaców do szukania schronienia w stolicy, Monrowi. Tam stłoczeni na stadionie piłkarskim narodowej drużyny liczą już tylko na pomoc zewnętrzną. Rozczarowali się Taylorem i bestialstwem rebeliantów. Mimo to wciąż wierzą, że zaplanowane na październik tego roku nowe wybory odbędą się a nowe władze zaprowadzą tak oczekiwany pokój i wolność. W kocu takim krajem miała stać się ich ukochana ojczyzna.
Przecież Liberia znaczy wolność.

Autor: Krzysztof Wasilewski

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl