Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Dlaczego debata nic nam nie powiedziała?               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
09-10-2007

 

16-10-2007

 

15-10-2007

  Pokolenie JPII?

05-10-2007

 

13-03-2008

 

13-03-2008

 

15-10-2007

 

+ zobacz więcej

Dlaczego debata nic nam nie powiedziała? 

11-10-2007

  Autor: Grzegorz Rolecki

Debatę pomiędzy byłym prezydentem Kwaśniewskim, a obecnym premierem Kaczyńskim oglądało prawie 10 milionów osób – 1/4 polskiego narodu. Każdy z tych dziesięciu milionów włączył telewizor po to, aby zobaczyć spór na temat dwóch wizji Polski. Bo przecież politycy w takich debatach mają wywoływać iskry, ścierać się ze sobą. Wygrywa i zyskuje poparcie wyborców ten, kto nie da się wyprowadzić z równowagi. Zwycięża  ten, kto będzie błyskotliwszy, inteligentniejszy oraz – bez sięganiu bruku w oskarżeniach – bardziej zdecydowany. To oczywistość. Gdy jednak do głosu dochodzą polityczne rozgrywki, to oczywistość ta przestaje być tak bardzo oczywista, a od „oczywistej oczywistości” Jarosława Kaczyńskiego dzielą ją lata świetlne.

 

 

Zamiast prawdziwej debaty, choćby takiej z przed ostatnich wyborów prezydenckich we Francji (Debara Nicolasa Sarkozy’ego z Ségolène Royal trwała 2,5 godziny i słusznie, w przeciwieństwie do ostatniej polskiej debaty, cieszyła się ogromnym zainteresowaniem narodu. Wygrał Sarkozy), otrzymaliśmy:
- dziennikarzy w roli głównej,
- dwóch panów, którzy wygłaszają, znane wszystkim, własne manifesty programowe,
- głównych przedstawicieli III i IV RP, którzy – przez bardzo małą interakcję między sobą, ograniczony czas – skazani byli przez lwią część debaty odpowiadać na pytania kilku (sic!) prowadzących,
- godzinę nudy nasączonej bełkotem, z którego i tak nikt nic nie pamięta.

Kompletnie nietrafiona forma i pomysł na debatę, złe rozplanowanie, zbyt mało czasu – to może być jedna z odpowiedzi na pytanie tytułowe. Ba,  pewnie i jest! Brzmi jednak nieco naiwnie. A jak wszyscy wiemy, patrząc na losy Giertycha i Leppera, w polityce nie ma miejsca na naiwność. Dlaczego więc, do jasnej cholery, debata nic nam nie powiedziała?! Bo nic tak na prawdę powiedzieć nie miała.

Interes PiS

PiS miało jasny cel do zrealizowania – zdyskredytować Donalda Tuska i Platformę Obywatelską. Prawo i Sprawiedliwość zrezygnowało już z pokazywania antagonizmów pomiędzy Polską liberalną – złą i solidarną – dobrą. Teraz za to, wykorzystując powrót do gry byłego prezydenta, pokazuje antagonizm antagonistyczny między Tuskiem a Kwaśniewskim! Mało tego – mówi, że to „oczywista oczywistość”! Przekładając to wszystko na język ludzki – przywódca Platformy, według PiS, chce  powrotu korupcyjnej III RP, której bossem był Aleksander Kwaśniewski. A więc nie chcemy gadać z „pomocnikiem” Tuskiem tylko z „szefem” Kwaśniewskim. Nieważne, że ten pierwszy jest przywódcą partii, która zagraża nam teraz najbardziej. Ważne, że znowu mamy podział i obsadziliśmy w nim wszystkie role. Stary spektakl Polski solidarnej i liberalnej zastąpił nowy – III i IV RP.  Role tylko pozostały te same – my jesteśmy dobrzy, oni źli; my jesteśmy policjantami, oni złodziejami; my jesteśmy „good guys”, oni „bad guys”.

Interes LiD

Aleksander Kwaśniewski wciąż cieszył się dużą popularnością w społeczeństwie i LiD postanowiło to wykorzystać. Mądre posunięcie! Tyle, że nawet najmądrzejsi nie przewidzieli wywiadu dla Vanity Fair i „niedyspozycji” w Kijowie. Pojawienie się widma debaty z Kaczyńskim dało Kwaśniewskiemu dobrą okazję do wybielenia się i pokazania z innej strony. Wychodząc z założenia: „A może będę lepszy? A może mu dopiekę” chętnie wyzwał  oficjalnie premiera na wielkie starcie. Oczywiście propozycja byłego prezydenta i natychmiastowe jej przyjęcie przez premiera, były tak bardzo niezaplanowane i nieustalone wcześniej jak bardzo była zaplanowana sentencja Lecha Kaczyńskiego – „Spieprzaj dziadu”.

Wszyscy wszystkim

Oczywiście ani pierwszy drugiemu, ani drugi pierwszemu nie dopiekł i nie wygrał. Podczas oglądania debaty miałem wrażenie, że panowie się po prostu męczą, nudzą i chcą jak najszybciej odbębnić tę „formalność”. LiD i PiS najwięcej ugrać miały nie na samej debacie, ale na jej skutkach, bo przecież żaden z panów zwyciężyć nie miał. I nie zwyciężył. Bardzo sprytnie wykorzystał to Tusk, który wykorzystując miałkość i remisowy wynik starcia – wskazał na Kwaśniewskiego jako zwycięzcę debaty. Lider PO odpowiedział pięknym za nadobne – zgodnie z zapowiedzią spotyka się ze zwycięzcą debaty i spycha prawdziwego i głównego oponenta na późniejszą datę w wyborczym kalendarzu. Tyle, że powtarzany żart nie jest już śmieszny. Pytanie jeszcze – z czego? Albo konkretniej – z kogo?

Ergo: wszyscy wszystkim utarli nosa, a traci jak zwykle Polska.

PS: Na miejscu Kwaśniewskiego czułbym się trochę jak polityczna marionetka, pióro, którego górną częścią dwaj najsilniejsi gladiatorzy, podczas wielkiej walki, łechcą swoją dumę i próżność, a dolną, ostrzejszą zadają sobie mało bolesne ukłucia. Z drugiej strony ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. I jako ostatni rozdaje karty.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

  Dodaj komentarz
 
Autor:
Tytuł:
Treść:

Przepisz kod z obrazka:    
+ powrót
 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl