Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Afryka / Świat 2005: Afryka               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
25-10-2008

 

10-12-2007

 

08-11-2007

 

29-10-2007

 

25-09-2007

 

08-06-2007

 

23-03-2007

 

+ zobacz więcej

Świat 2005: Afryka 

28-12-2005

  Autor: Krzysztof Wasilewski

Jaki był rok 2005 w Afryce? Wbrew temu co myśli większość Europejczyków, Afryka nie stanowi jedności - wręcz przeciwnie - jest kontynentem bardzo niejednolitym z wielorożnością historii, kultur i tradycji. Nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie, że był to rok zdecydowanie dobry lub zdecydowanie zły. Z pewnością był to rok obfitujący w ważne wydarzenia.

 

 

O tym jak skomplikowaną materią jest mozaika afrykańska można było się wielokrotnie przekonać w przeszłości. W 1994 w, odstępie zaledwie kilku tygodni, świat świętował upadek apartheidu w RPA by następnie być świadkiem ludobójstwa w Burundi i Ruandzie. Podobnie było w mijającym roku. Widzieliśmy jak setki tysięcy ludzi umierają z głodu w Nigrze, nie doczekawszy pomocy. Mogliśmy podziwiać zimną krew Kofiego Anana, który odwiedzając obozy koncentracyjne w Darfurze bez widocznego zażenowania stwierdził, że „o ludobójstwie nie może być mowy.” Z drugiej strony, w Ghanie, Liberii czy Tanzanii odbyły się wybory, które według niezależnych obserwatorów „spełniły wymogi demokracji.”

Postrzeganie Afryki jako kontynentu dyktatorów od dawna nie odpowiada rzeczywistości. Wraz z pogrzebem Gnassingbe Eyademy, rządzącego Togo przez 38 lat, ostatecznie pogrzebano mit silnej władzy. Co prawda Uganda i Zimbabwe wciąż czekają na swoją pomarańczową rewolucję, jednak i tam można zauważyć poprawę standardów. W tej pierwszej prezydent Museveni przeforsował konstytucyjną poprawkę, zezwalającą na wielopartyjne wybory (jednakże zaraz potem aresztowano lidera opozycji – Besigye). Rządzący Zimbabwe nieprzerwanie przez 20 lat Robert „pogromca Imperium Brytyjskiego” Mugabe skutecznie skłóca opozycję, lecz naciski międzynarodowe (ze strony Wielkiej Brytanii oraz RPA) powoli przynoszą rezultaty. Ostatnie wybory do reaktywowanego senatu nie przyniosły żadnych niespodzianek, jednakże część winy ponoszą za to sama opozycja, która nie mogła się zdecydować czy wybory zbojkotować czy też wziąć w nich udział.

Afryka się przebudziła. To już nie jest kontynent, gdzie wataszkowie mogliby zdobyć władzę dzięki populistycznym obietnicom i hasłom. Choć dyktatury Idiego Amina czy Laurenta Kabili dawno odeszły w przeszłość, dla Zachodu, Afryka wciąż rysuje się jako „jądro ciemności”. Tymczasem w mijającym roku byliśmy świadkami niespotykanego przedtem zrywu zwykłych obywateli. W targanej korupcją Kenii, społeczeństwo odrzuciło konstytucję narzuconą przez autorytarnego prezydenta Moi Kibaki. Pierwotny projekt ustawy zasadniczej – tworzący stanowisko premiera z silnymi prerogatywami – został całkowicie przemieniony przez kancelarię prezydenta, mimo, że był popierany przez wszystkie siły polityczne. Nie tylko Kenijczycy powiedzieli zdecydowane „nie” dla nowej konstytucji lecz również pokazali, że nie dadzą się wpędzić w pułapkę monowładzy. W tak skorumpowanym kraju jak Kenia do rangi symbolu urasta fakt, że dwie trzecie nowo powołanych ministrów odmówiło udziału w rządzie, solidaryzując się z obywatelami. Pomarańczowa rewolucja w wydaniu afrykańskim. Na przeciwległym krańcu Afryki, w niewielkiej Liberii, po raz pierwszy od wielu lat przeprowadzono wolne wybory. Faworyt do prezydenckiego pałacu, George Weah przegrał z niedocenianą Ellen Johnson Sirleaf. Ku wielkiemu zaskoczeniu zdecydowana większość głosujących bardziej zaufała absolwentce Harvardu aniżeli niedawnej gwieździe futbolu. Urażona ambicja tego ostatniego nie pozwalała zaakceptować wyników (jak zgodnie stwierdzili obecni na miejscu międzynarodowi obserwatorzy, w tym Jimi Carter, wybory były w pełni demokratyczne) i przez prawie dwa miesiące ulice Monrovi musiały znosić protesty zwolenników rozkapryszonej gwiazdy. Biorąc pod uwagę fakt, że Weah posiada większość w parlamencie, status quo oznaczałoby wzajemne blokowanie się dwóch ośrodków władzy: parlamentu i prezydenta. Na szczęście Weah w porę pojął zasady demokracji i kilka dni temu ostatecznie zaakceptował swoją porażkę. Zarówno wydarzenia w Kenii jak i Liberii pokazują, że choć demokracja powoli zwycięża, to jest to proces kruchy i łatwo może nastąpić odwrót do dawnych praktyk.

Rok 2005 rozczarował tych wszystkich, dla których Afryka kojarzy się z zacofaniem i standardami rodem ze średniowiecza. Okazało się, że nie tylko standardy polityczne są wysokie ale również w sferze społecznej zachodzą zmiany. Wspomniana już wcześniej Ellen Johnson Sirleaf została pierwszą panią prezydent na kontynencie. Dość wspomnieć, że w najstarszej demokracji, czyli w Stanach Zjednoczonych, kobieta prezydent jest pomysłem tak nierealnym, że szansę powodzenia ma wyłącznie w serialu. Z kolei Młodzież Wszechpolską z pewnością  rozczaruje fakt, że w Republice Południowej Afryki marsze równości nie budzą żadnych emocji, a związki homoseksualne właśnie zostały zalegalizowane. Okazało się, że w „tęczowym narodzie” jest miejsce dla wszystkich.

Niestety mijający rok nie składał się wyłącznie z pozytywnych wydarzeń. Kolejny rok konflikt w południowym Sudanie pozostaje nierozwiązany, a każdego dnia dochodzi do gwałtów i morderstw miejscowej ludności. Dodatkowo w ostatnich dniach grudnia władze Czadu stwierdziły, że znajdują się w stanie wojny z Sudanem – „wspólnym wrogiem narodu”. Dotychczas w potyczkach partyzantów z obu stron zginęło ponad sto osób. Sąsiadującej z Sudanem Etiopii grozi wojna z Erytreą, gdzie nagle przypomniano sobie o kilku kilometrach kamieni i piasku, za które tysiące żołnierzy jest gotowych poświęcić życie. Demokratyczna Republika Konga od wielu lat jest targana konfliktami inspirowanymi przez zbrojne grupy z Rwandy i Ugandy. Bogatym zasobom kraju nie oparły się również bandy z Angoli a nawet z Zimbabwe i Namibii. Tutaj przez dwanaście miesięcy nie zmieniło się nic.

W 2005 roku świat kolejny raz przypomniał sobie o Afryce. Komisja dla Afryki, utworzona przez premiera Toniego Blaira, naświetliła dotychczasowe błędy i jasno określiła cele i zadania na przyszłość. Dzięki wysiłkowi Boba Geldofa nie tylko elity mogły usłyszeć ( w przenośni i dosłownie) o problemach współczesnej Afryki. Zgromadzeni na koncertach w Londynie, Paryżu czy Cape Town choć przez chwilę poczuli „wiatr przemian”. Popularne w Ghanie powiedzenie mówi: „pośpiech nie jest błogosławiony.” Z roku na rok daje się zauważyć powolne zmiany w sferze politycznej, społecznej czy kulturowej. Nie tracąc nic ze swojego bogadztwa Afryka kroczy ku demokracji i stabilizacji. Oby i za dwanaście miesięcy można było napisać to samo.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl