Jeśli ktoś jeszcze wątpi, czy wybory aby na pewno się odbędą, powinien posłuchać wypowiedzi czołowych polityków PiS. Narzekają oni, że diabeł im takich koalicjantów nadał i twierdzą, że nie mieli wyjścia i musieli tę koalicję zawiązać. W jednej z ostatnich wypowiedzi, nie pamiętam, czy na którejś z konferencji prasowych, czy w wywiadzie dla jakiejś stacji radiowej lub gazety, premier Kaczyński mówił, że PiS zostało zmuszone do takiej koalicji, gdyż PO odrzuciła ich ofertę. W poniedziałkowej Rzeczpospolitej tezę tę powtarza dr Jacek Kleczkowski. Dziwię się, dlaczego PO nie protestuje, nie przypomina wyborcom, że było trochę inaczej niż to przedstawia PiS. Przecież każdy, kto dokładnie obserwuje polską scenę polityczną pamięta, jaką awanturę zrobił PiS gdy PO wysunęła kandydaturę Bronisława Komorowskiego na marszałka Sejmu. To partia Kaczyńskiego upokorzyła PO nie przyznając Stefanowi Niesiołowskiemu stanowiska w prezydium Senatu. A jak było z MSWiA? PiS upierało się przy kandydaturze Ludwika Dorna (który, przypomnijmy, dziś już nie stoi na czele tego resortu) tylko po to, by nie powierzyć tego stanowiska Janowi Rokicie, a tym samym zniechęcić Platformę do zawierania koalicji. PiS nie chciało sojuszu z Platformą Obywatelską. Od początku wolał realizować inny scenariusz, w którym miało być hegemonem i mogło dyktować wszelkie warunki.
Teraz, gdy kolejna kampania wyborcza jest już za pasem, Kaczyński chce trochę „oczyścić” wizerunek swojej partii, bo koalicją z Samoobroną i LPR został strasznie zabłocony. Dlatego teraz PiS powtarza – „to nie my odrzuciliśmy PO, ale PO nas nie chciała”! PiS chce przejąć trochę blasku, w którym jest teraz niewątpliwie PO. Będzie więc kłamać, przedstawiać swoje prawdy i mówić wszem i wobec, że chce koalicji z PO, ale gdyby znów wygrało wybory i miało w zanadrzu inną niż partia Tuska alternatywę, z pewnością by z niej skorzystało.