Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Rok pociągu – Tybet na krawędzi               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
22-10-2007

 

08-10-2007

  Aresztowanie mnicha w Lithangu (ChRL)

03-10-2007

 

17-09-2007

  Zatrzymanie lhaskich sklepikarzy

05-09-2007

 

01-09-2007

 

23-08-2007

 

+ zobacz więcej

Rok pociągu – Tybet na krawędzi 

14-08-2007

  Autor: Oser
Rok temu, gdy nowiutkie, hermetycznie zamykane, pełne turystów wagony pędziły z kilku chińskich miast w jednym kierunku - Lhasy - pisałam o obawach, jakie budzi we mnie kolej. W tym samym czasie chińscy dziennikarze zachłystywali się jej wartością: „Uruchomienie kolei przyczyni się walnie do ochrony etnicznego dziedzictwa kulturowego Tybetu", „Linia Qinghai-Tybet rozwinie przemysł turystyczny regionu", „Dzięki kolei Tybet zyska prawo do bycia słyszanym" i tak dalej. Nie tylko się z tym nie zgadzam, ale muszę dziś powtórzyć moje „nie" dla pociągu.

 

 

„Nie" mówię mu nie tylko ja, lecz bardzo wielu sfrustrowanych Tybetańczyków, i to nie z jednej, pokrzywdzonej warstwy społecznej - ze wszystkich. Kolej ma bowiem ogromny, negatywny wpływ na ich życie; z dnia na dzień spychani są na margines. Chińscy urzędnicy obwieścili, że „w ciągu roku kolej przewiozła 2,02 miliona turystów". Przed rokiem pisałam, że jeśli wszyscy oni zjadą do Lhasy, o podróżowaniu po całym Tybecie nie wspominając, już tylko to oznaczać będzie katastrofę.

Przyjaciele z Lhasy mówią mi, że tłumy na dworcu, lotnisku i na Barkhorze przypominają inwazję szarańczy. Miasto pęka w szwach, ceny idą w górę. Za pół kilo jaczego mięsa trzeba już zapłacić szesnaście yuanów, masła - siedemnaście. Pielgrzymi nie mogą dopchać się do świątyń, tonąc w tłumie pokrzykujących, spluwających na podłogę, palących mężczyzn i roznegliżowanych kobiet. Właściciele sklepów i restauracji ignorują tubylców, Hanowie wyglądają tylko Hanów, miejsce Tybetańczyków jest za progiem. Znajoma tybetańska studentka z Chongqingu nie mogła kupić biletu na pociąg, żeby przyjechać do domu na wakacje. Po prostu jest zbyt wielu chętnych, a na czarnym rynku za najtańszy bilet za 179 yuanów trzeba dać co najmniej 470.

W amerykańskim magazynie „Forbes" piszą, że ONZ opublikowała ostatnio listę dziesięciu miejsc najbardziej zagrożonych rozwojem turystyki. Tybet znalazł się na jej czele. Nie jakieś tam punkty widokowe - cały kraj. Dlaczego? Za sprawą szaleńczego rozwoju. Na niedawnym posiedzeniu UNESCO stwierdzono, iż lhaska starówka jest eksploatowana na taką skalę, że Potali grozi wykreślenie z listy Listy Światowego Dziedzictwa Kulturowego. Krytycznych słów nie szczędzą także uczeni chińscy: „Zalew ludności napływowej odbije się nie tylko na środowisku naturalnym płaskowyżu Qinghai-Tybet, ale także na unikalnym środowisku kulturalnym Tybetu, a te zmiany będą nieodwracalne".

Czytam w gazetach, że Potalę odwiedzają codziennie cztery tysiące turystów i pielgrzymów. Żeby zaspokoić ciągle rosnący popyt od września pałac będzie otwarty dla zwiedzających nie dziewięć, a dziesięć godzin na dobę. Storna internetowa Frontu Jedności podaje, że „obecnie pałac odwiedza codziennie sześć tysięcy osób". Ledwie cztery lata temu kustosz Potali mówił, że ośmiuset pięćdziesięciu zwiedzających dziennie to ogromne obciążenie, którego mogą nie wytrzymać drewniane i gliniane mury pałacu. Prawdę powiedziawszy, wielu Tybetańczyków, w tym i ja, obawia się, że Potala - dumny symbol cywilizacji tybetańskiej - wkrótce rozpadnie się na kawałki, co będzie niepowetowaną stratą dla całego świata.

Niemniej jednak lokalny tybetański dygnitarz Dziampa Phuncog, który powiada, że będzie „kochał i chronił ten kraj jak źrenicę własnego oka", oświadcza, że rosnąca liczba turystów „nie będzie miała wpływu na środowisko naturalne Tybetu". Chyba specjalnie dla niego wymyślono określenie „łgać bez zmrużenia powiek".

Źródło: Helsińska Fundacja Praw Człowieka

 

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  Turyzm - made in China

(~Maciej, 21-08-2007 10:40)

Opis: Reakcje pisze bedac jeszcze w Chinach, dzien po powrocie z Tybetu. Niesposob niezgodzic sie z artykulem. Lhasa w chwili obecnej wyglada jak zakopianskie krupowki. Kicz miesza sie tu z zadeptywana, i rzeczywiscie "zapluwana" kultura. Ceny rosna, czarny rynek kwitnie - bilety do Potali i na wspomniany pociag, mozna nabyc jedynie poprzez spekulantow. Kolejka ( w calosci Chinsko/Tybetanska, w odroznieniu do zwiedzajacych) do rezerwacji biletow do Potali ustawia sie dzien wczesniej, a bilety na pociag sa wykupywane przez "konikow". Wysokosc pobieranych prowizji swiadczy jedynie o duzym popycie - bilet na miejsce w przedziale "Hard Sleeper" to dodatkowy wydatek rzedu 500/600 RMB. Sam doswiadczylem chinskiego turyzmu. Wiem co znaczy zwiedzanie w "marszu pingwinow" takich swiatyn Jokhang w Lhasie, a nawyki oczyszczania drog oddechowych mieszkancow kraju srodka nie naleza do przyjemnych nie tylko dla tybetanczykow i zabytkow. Powodem tak masowego zadeptywania roznych miejsc w Chinach, nie tylko Tybetu, nie jest jedynie poprawa infrastruktury i udostepnienie nowych srodkow transportu. Oczywistym powodem wewnetrznego turyzmu w Chinach jest fakt ograniczen w podrozach zagranicznych dla chinczykow, ktory zbiegl sie z ogromnym rozwojem gospodarczym tego kraju (o ilosci mieszkancow nie musze przeciez pisac). Do tego panstwo udostpenia ogromne srodki na rozwoj, ambicjonalnie podchodzac do olimpiady. Wynikiem czego sa nie tylko drapacze chmur i autostrady ale rowniez rozsiane po calym kraju "chinskie Disneyland'y" budowane niejednokrotnie na ruinach swiatyn. W tej chwili kazda chinska rodzina (zarabiajaca), nie tylko chce miec auto (obecnej marzenie nr 1) ale rowniez wymarzone wakacje. Tybet to nie jedyny problem, kazdy kto byl w Chinach w ostatnim czasie wie co znaczy 'zanieczyszczenie powietrza" w KAZDYM miescie chinskim. A tym, ktorzy jeszcze tam nie zawitali, powiem ze region katowic to przy pekinie kurort! Konczac mozemy tylko zyczyc naszym sportowca "glebokiego" oddechu na olimpiadzie, bo na rekrody swiata bym nie liczyl. Wazne by ukonczyli....

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl