Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Wywiady / Wokół Kraju 1000 Pagód               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
14-11-2010

 

13-11-2010

 

18-12-2009

  Zamach w Birmie

12-07-2008

 

25-05-2008

  Birma: Konferencja nt. pomocy humanitarnej

24-05-2008

 

11-05-2008

 

+ zobacz więcej

Wokół Kraju 1000 Pagód 

12-11-2005

  Autor: Gabriela Sobolewska

Dawno temu w Południowo-Wschodniej Azji rozwijało się pomyślnie królestwo władcy Alaungpaja. Jego następcy powiększali jeszcze terytorium państwa uzależniając od królestwa ościenne księstwa do czasu, gdy musieli się zmierzyć z europejską ekspansją. W końcu władcy Birmy przegrali ulegając Brytyjczykom, co zapoczątkowało trwający do tej pory okres zniewolenia jej mieszkańców.

 

 

Bezduszna szachownica

Brytyjczycy uzależnili od siebie tylko południowo-zachodnią część kraju czyniąc z niej kolonię. Mimo to po II wojnie światowej na fali procesu dekolonizacji w 1948 roku powstała Unia Birmańska obejmująca przedkolonialny obszar dawnego królestwa i sprzymierzonych z nim księstw. Na jej terytorium 60% mieszkańców stanowili Birmańczycy, a ponad 30% inne narodowości w tym 9% Szanowie a 7% Karenowie. Jednak federacja pozostała federacją tylko z nazwy, a kraj pogrążył się w wojnie domowej pomiędzy wspólnotami etnicznymi. „Cywilizowany świat” pozostał obojętny na wydarzenia w Birmie. Uznał, że nie może ingerować w proces „dekolonizacji”. Z chaosu wojny skorzystał w 1962 roku generał Ne Win, który przejął władzę w wyniku zamachu stanu i uczynił z Birmy państwo socjalistyczne rządzone przez wojskową juntę. Nasilił on represje wobec mniejszości narodowych, także wobec stosunkowo mniej licznych populacji hinduskiej i chińskiej. Było to jedną z przyczyn zdecydowanego wsparcia udzielanego przez Chińską Republikę Ludową Komunistycznej Partii Birmy. W zimnowojennej batalii generał za to posiadał wsparcie Zachodu.

Sytuacja geopolityczna uległa zmianie w latach 90-tych. Wtedy to Komunistyczna Partia Chin przestała popierać swoją birmańską odpowiedniczkę a Chiny rozpoczęły z juntą handel bronią.

Począwszy od 8 sierpnia 1988 roku (8-8-88) zdewastowany ekonomicznie i sterroryzowany przez wojskowych kraj ogarnęły protesty. Były one brutalnie tłumione: od kul zginęło kilka tysięcy bezbronnych ludzi. Mimo to świat również dawał juncie do zrozumienia, że w postzimnowojennej rzeczywistości geopolitycznej nie ma już miejsca na wojskowy reżim. Pod naciskami wewnętrznymi i zewnętrznymi władze mianowały Birmę państwem kapitalistycznym, zmieniły jej nazwę na Myanmar i zorganizowały w 1990 roku wybory parlamentarne. Towarzyszyły im represje wymierzone w siły demokratyczne. Mimo to junta przeliczyła się w swoich kalkulacjach. Zamiast spodziewanego zwycięstwa otrzymała jedynie 2% poparcia, a wybory wygrała Narodowa Liga na Rzecz Demokracji pod przywództwem Aung San Suu Kyi zdobywając 82% głosów. Władze nie uznały jednak wyniku wyborów. Wojsko sprawowało i nadal sprawuje całkowitą władzę, a sytuacja w kraju się nie zmienia. Zmieniają się tylko poszczególne osoby i nazwy instytucji sprawujących kontrolę. Działacze opozycji są represjonowani, torturowani i mordowani. Ich przywódczyni - Aung San Suu Kyi uhonorowana w 1991 Nagrodą Nobla za pokojową walkę z reżimem - jest pod stałą kontrolą i parokrotnie przebywała w areszcie domowym.

Gdzie diabeł mówi dobranoc

Sytuacja w kraju jest beznadziejna. Wszelka władza, wpływy i przywileje są w rękach wojska, które stanowi 0,5 miliona w blisko 55-milionowej społeczności kraju. W jego rękach jest gospodarka. Nie sposób prowadzić interesów bez powiązań z „ najwyższą kastą”. Generałowie dorabiają się na handlu opium i narkotykami: Birma jest największym dostawcą pigułek dla regionu. Gospodarka jest zdewastowana przez rabunkowe nacjonalizacje, korupcję i demoralizację władz. Kwitnie czarny rynek i szaleje inflacja. Zdarzało się, że cena benzyny w ciągu jednego dnia wzrastała czterokrotnie. 40 % obywateli żyje na granicy egzystencji. Powszechne jest niedożywienie. Jedynie 40 % dzieci objęte jest podstawową edukacją. Do tego dochodzą sankcje nałożone na Myanmar przez UE, USA i Australię. Z jednej strony są one presją na juntę oraz jej polityczno-gospodarczą izolacją, z drugiej strony nie poprawiają sytuacji miejscowej ludności. Jednak czy większa wymiana handlowa wpłynęłaby korzystanie na sytuację zwykłych mieszkańców Birmy? Wielu z nich zmuszanych jest do systematycznej pracy bez wynagrodzenia „na rzecz swojego kraju”. A z owoców tego współczesnego niewolnictwa pośrednio lub bezpośrednio korzysta wojsko, nie robiąc sobie nic z protestów Międzynarodowej Organizacji Pracy. Armia czerpie także zyski z przychodów różnych gałęzi gospodarki w tym z turystyki. Władze nie inwestują w infrastrukturę i świadczenia dla ludności cywilnej. Ludzie są biedni. Mimo to nie zdarza się, aby luksusowy hotel dla obcokrajowców sąsiadował z zapuszczonymi domami miejscowych. W takim wypadku są oni po prostu przesiedlani. Junta dba o to, by Myanmar był postrzegany jak turystyczny raj i tym samym, by branża przynosiła dochody.

Ciekawe ile turystów zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda codzienne życie obywateli Birmy… Nie tylko opozycja jest represjonowana: Nie można swobodnie się przemieszczać. Nawet na wizytę u znajomych potrzebne jest zezwolenie. Ludzie nie mają pracy (chyba że tę przymusową). Rozwija się turystyka seksualna i handel kobietami, co zwiększa już sięgającą 330 tysięcy liczbę chorych na AIDS. Szczególnymi ofiarami reżimu są nie-birmańskie wspólnoty etniczne. Do powszechnych represji stosowanych wobec nich przez armię należy palenie wiosek czy gwałt, traktowany jako narzędzie wojenne. Ludzie zmuszani są do opuszczania swoich domów, wokół których rozstawia się miny, żeby nie mogli tam wrócić. Ukrywają się więc przed wojskiem w dżungli. Szacuje się, że w ten sposób na granicy przetrwania egzystuje około miliona osób. W tej patologicznej i tragicznej zarazem sytuacji trudno jest nieść uciekinierom pomoc. Nie można tego zrobić od wewnątrz, gdyż za reprezentującymi organizacje praw człowieka podążałaby birmańska armia. Od zewnątrz z racji na konieczne uwikłanie państw trzecich także nie jest to łatwe.

Problemem jest także status ponad miliona uchodźców z kraju, także etnicznych Birmańczyków, którzy przebywają na terenie Tajlandii. Państwo to nie podpisało genewskiej konwencji o statusie uchodźcy, dlatego przysługuje mu prawo odesłania birmańskich uciekinierów z powrotem do ich ojczyzny.

Światełko w tunelu?

Mimo represji i beznadziei sytuacji społeczeństwo birmańskie nie pozostaje bierne. Prężnie działają ośrodki i organizacje emigracyjne takie jak: Platforma Działania Kobiet Szan ( Shan Women’s Action Network), Narodowa Unia Karenów (Karen National Union), Liga Kobiet Birmy (Women’s League of Burma) oraz Narodowa Liga na rzecz Demokracji. Współpracują one z pozarządowymi organizacjami ochrony praw człowieka. Uchodźcy stworzyli także własną stronę internetową pod nazwą Democratic Voice of Burma, która informuje świat o tym, co się dzieje w ich kraju. W tym roku ruszyła także pierwsza niekontrolowana przez juntę telewizja w języku birmańskim.

Wraz z końcem zimnej wojny sytuacją w Myanmarze zaczął się interesować świat. W 1994 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło rezolucję, która nawoływała do rozwiązania politycznego konfliktu w kraju, a także zainicjowało instytucję Trójstronnego Dialogu (Tripartite Dialogue) pomiedzy juntą, siłami demokratycznymi i wspólnotami etnicznymi. Jednak do tej pory dialog ten pozostaje jedynie na papierze.

Kość niezgody

Sytuacja polityczno-społeczna Birmy nie stała jednak na przeszkodzie państw ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej, w 97 roku stanowiły je Filipiny, Indonezja, Malezja, Singapur, Tajlandia, Brunei, Wietnam), by w 1997 przyjąć ją do swojego grona pomimo rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ oraz sprzeciwów Unii Europejskiej. Za każdym razem kwestia Myanmaru jest niewygodnym przedmiotem sporu pomiędzy oboma regionalnymi organizacjami. UE i USA zapowiedziały, że nie podejmą kontaktów bilateralnych z ASEAN, jeśli w 2006 roku przewodnictwo, zgodnie z planami, przejmie Birma. W związku z tym Stowarzyszenie nakłoniło swojego członka do „przełożenia” swojego przewodnictwa w organizacji.

Dla Unii Europejskiej birmański reżim jest zaprzeczeniem wszelkich wartości, które stanowią o jej fundamentach: idei pokoju, solidarności miedzynarodowej, dobrobytu, a w końcu państwa i struktury ponadnarodowej przyjaznej dla swojego mieszkańca. Trudno aby watości te były realizowane w skorumpowanym systemie politycznym z krańcowo uprzywilejowaną armią i brakiem poszanowania elementarnych praw pozostałych obywateli, z kompletnie zdemoralizowaną władzą, która w myśl konwencji o zbrodni ludobójstwa z 1948 realizuje eksterminację mmniejszości narodowych. Unia Europejska nie głosi pandemokratyzmu, choć daje wyraźnie do zrozumienia, które posunięcia czy akty polityczne są w jej mniemaniu dobre i korzystne, a które godne potępienia. Mimo istotnych różnic kulturowych i światopoglądowych Unia prowadzi dialog z różnymi partnerami. I można powiedzieć, że z uwagi na te różnice – cywilizacyjne odmienności – jest w stanie być w tym dialogu tolerancyjna. (Wyjątkiem może być jedynie szczególny stosunek do Federacji Rosyjskiej, w której de facto trwa ludobójstwo narodu czeczeńskiego.) W przypadku Myanmaru granica tolerancji już dawno została przekroczona. Od początku lat 90’ obowiązują nałożone przez Wspólnotę sankcje na Birmę. W 1996 roku zaś Unia objęła urzędników junty zbiorowym statusem persona non grata rozszerzając go później także na ich rodziny. Zamrożone zostały również ich konta. Unia zakazała wszelkiego eksportu, który mógłby zostać wykorzystany przez reżim do łamania praw człowieka, a firmy z krajów Wspólnoty nie mogą handlować z opanowanymi przez juntę przedsiębiorstwami birmańskimi. Restrykcje te mogą być zniesione dopiero wtedy, gdy władze podejmą realny dialog z opozycją i uwolnią Aung San Suu Kyi.

Unia Europejska prowadzi bardzo konsekwentną politykę wobec Myanmaru: chce wymusić na reżimie demokratyzację, która jest warunkiem nawiązania stosunków dyplomatycznych i gospodarczych. Inną taktykę przyjęła wobec Birmy Japonia, która przez całe dziesięciolecia wspierała kraj, w istocie reżim, gospodarczo. Powodem ku temu były nie tylko powojenne reparacje, które Japończycy musieli spłacić za popełnione podczas wojny dewastacje oraz zbrodnie wojenne. Istotnym powodem stała się znów geopolityka. Japonia wspierała Myanmar jako jednego z nielicznych sojuszników w regionie, sąsiada Chin. Po masakrze 1988 roku pomoc gospodarcza nie jest już niesiona tak otwarcie, Japonia krytykowała władze za rażące naruszenia praw człowieka. Wsparcie ekonomiczne zostało nawet czasowo zawieszone, jednak Kraj Kwitnącej Wiśni nie chciałby, by porzucony przez niego sojusznik poszedł w ramiona Chin.

Kolejnym nurtującym zagadnieniem jest powód, dla którego w 1997 roku państwa ASEAN postanowiły przyjąć Birmę w swe szeregi. Miało to miejsce po uchwaleniu przez Zgromadzenie Ogólne ONZ rezolucji w sprawie Myanmaru oraz po nałożeniu na to państwo sankcji przez UE, nie wspominając o ówczesnej sytuacji wewnętrznej w Birmie. Logika wskazywałaby więc na zajście procesu odwrotnego do zacieśniania polityczno-gospodarczych więzów. Dlaczego więc Birma stała się członkiem ASEAN? Znowu zadecydowały o tym względy geostrategiczne: „[…] przeważyła chęć utrzymania Myanmaru poza zasięgiem wpływów chińskich, a także obawa przed potencjalnym zagrożeniem ze strony Indii. Uznano decyzję o przyjęciu Myanmaru za ‘politycznie błędną’, ale za to ‘poprawną strategicznie’…” („ Asean – Stowarzyszenie Krajów Azji Południowo-Wschodniej” dr Katarzyna Kołodziej-Śledziewska). Ale przyjęcie Birmy do ASEAN podyktowane było także względami bardziej prozaicznymi. Na terenie kraju znajduje się bowiem ropa naftowa i inne surowce. Państwa ASEAN liczyły na rozwój współpracy handlowej, ale jak się później okazało: niemożliwe było uzyskanie dużych korzyści finansowych w kraju o zdewastowanej, przeżartej przez korupcję gospodarce.

Rozwiązanie znajduje się w Chinach?

Krajem, który także zainteresowany jest sytuacją wewnętrzną w Myanmarze są Chiny. Jest to największy powierzchniowo i demograficznie sąsiad Birmy, którego łączą z juntą interesy – handel bronią. Czy jednak chińska akceptacja rządów wojskowych destabilizujących kraj się utrzyma? Zdaje się temu przeczyć doktryna Państwa Środka, w myśl której Chiny nie powinny się rozwijać w stopniu znacznie przewyższającym poziom rozwoju sąsiadów. Birma zaś coraz dalej zostaje w tyle za republiką ludową z powtarzającym się niemal każdego roku 10 %-owym lub większym przyrostem PKB.

Inną bolączką Państwa Środka, którą rozwiązać może Myanmar, jest dostęp do Oceanu Indyjskiego. Chiny rozwijają się nierównomiernie – dynamicznie rośnie potęga ekonomiczna na wschodzie wzdłuż wybrzeża stanowiąc kontrast w stosunku do reszty kraju. Gdyby ożywić szlak handlowy prowadzący przez Birmę do Oceanu Indyjskiego, można by choć częściowo zniwelować przepaść gospodarczą pomiędzy chińskimi regionami. Ale do tego ponownie potrzeba stabilizacji w Birmie…

A wreszcie ciągła destabilizacja, handel narkotykami i wysoki w Birmie odsetek nosicieli wirusa HIV może stanowić zagrożenie dla interesów i bezpieczeństwa Chińskiej Republiki Ludowej.

Dlaczego więc te wszystkie czynniki nie skłaniają Chin do zmiany status quo w Myanmarze? Może to zyski z handlu bronią je powstrzymują? A może obawa przed tym, z kim sprzymierzyć by się mogła demokratyczna Birma?

Czas pokaże…

Jaka będzie przyszłość Birmy? Czy z marazmu i zatracenia wyzwolą ją jej obywatele? Armia nadal zdaje się trzymać społeczeństwo pod butem. Być może jednak pogrążająca się cały czas gospodarka i represje wyzwolą w społeczeństwie energię, która pozwoli mu zrzucić jarzmo. Zmiany mogą wymusić także na Myanmarze sąsiedzi i partnerzy inicjując demokratyzację (ASEAN) lub po prostu instalując sprzyjające własnym interesom rządy (Chiny?).

 

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl